Długo i sumiennie Colin Firth pracował, by z rodzimego podwórka awansować do grupy najbardziej rozchwytywanych współcześnie aktorów. Wysiłek się jednak opłacił, bo obecnie może pochwalić się nie tylko półką pełną nagród za jego aktorskie dokonania (w tym tą najważniejszą, Oscarem za najlepszą pierwszoplanową rolę męską), ale i uznaniem kinomanów na całym świecie. W weekend premiery jego najnowszego filmu, Magia w blasku księżyca, przedstawiam subiektywne zestawienie siedmiu najlepszych ról Colina Firtha.

Fitzwilliam Darcy w Duma i Uprzedzenie

Nie istnieje coś takiego jak "lista najlepszych ról Colina Firtha" bez uwzględnienia na niej kultowego pana Darcy'ego. Angielskiego dobro narodowe, kryjące się pod tytułem "Duma i uprzedzenie" doczekało się pokaźnej armii mniej lub bardziej udanych ekranizacji. Była już wersja skrojona na miarę Bollywood, współczesna fantazja na temat bohaterów, a nawet wariacja z przenoszeniem w czasie. Nieważne jednak, ile jeszcze "Dum i uprzedzeń" przyjdzie nam oglądać, zawsze będziemy wracać do tej jedynej i słusznej odcinkowej wersji sygnowanej znakiem BBC. Serial z 1995 roku nie tylko jest świetnie zrealizowany i wierny książkowemu pierwowzorowi, ale dysponuje pewnym asem w rękawie, dzięki któremu z miejsca deklasuje wszystkie pozostałe ekranizacje. Mowa oczywiście o Colinie Firthcie i jego mistrzowskiej interpretacji pana Darcy’ego, która uczyniła z niego obiekt westchnięć co najmniej połowy żeńskiej populacji i jedną z jaśniejszych gwiazd na brytyjskiej arenie aktorskiej. Można nie być fanem specyficznego stylu Austen czy kręcić nosem na konwencję romansu, ale trzeba przyznać jedno - Colinowi Firthowi za oswojenie jednego z największych bożyszcza kobiet wszech czasów należą się solenne brawa.

Profesor George Falconer w Samotnym mężczyźnie

Dla wielu to właśnie rola w Samotnym mężczyźnie Toma Forda jest tą najlepszą w dorobku Firtha. Historia wykładowcy, który zmaga się z utratą swojego ukochanego, to poruszające i dogłębne studium samotności i poczucia wyobcowania. Wielka w tym zasługa aktora, który z eleganckiego dramatu uczynił nie tyle zapis człowieka opętanego smutkiem po nagłej śmierci kogoś bliskiego, co chwytającą za serce uniwersalną opowieść o tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

Król Jerzy VI w Jak zostać królem

Nie ma żadnej wątpliwości, że rok 2010 należał do Colina Firtha. Zapomnijmy o dywagacjach, czy Oscar za pierwszoplanową rolę męską w Jak zostać królem to bardziej nagroda pocieszenia za Samotnego mężczyznę niż pełnoprawne wyróżnienie i skupmy się na faktach. A te są następujące - rola nieśmiałego księcia Jerzego, który nieoczekiwanie musi stanąć na czele Imperium Brytyjskiego, to absolutny majstersztyk. Można tylko kiwnąć głową z uznaniem, że Tomowi Hooperowi udało się z tak epizodycznego wydarzenia jakim niewątpliwe są zajęcia u specjalisty od dykcji stworzyć pełnokrwiste dzieło filmowe, które ogląda się nie z mniejszymi emocjami jak porządny film sensacyjny. I za to wielkie brawa również dla Firtha, który samym milczeniem przed mikrofonem w kluczowym momencie wypowiedzi wzbudza tyle skrajnych emocji.

Harry Bright w Mamma Mia!

Jako, że żywot aktora nie składa się jedynie z ról wielkich i zazwyczaj tragicznych postaci, pora na trochę rozrywki. Kreacja Colina w Mamma Mia! to trochę taki w prztyczek w nos wymierzony wszystkim tym, którzy charyzmę pana Firtha oceniają gdzieś pomiędzy poziomem pantofelkiem a kłodami drewna. Bo nagle okazuje się, że ten bardzo-poważny-pan-z-brytyjskim-akcentem całkiem nieźle radzi sobie na gruncie typowo komediowym, co więcej – humor nie tylko go nie zabija, ale także wyraźnie przyczynia się do śpiewu (całkiem niezłego) i tańca (również znośnego). Trochę szkoda, że tak rzadko możemy się z nim pośmiać, bo w kwestii wywoływania uśmiechu na twarzy z pana Firtha jest całkiem zdolna bestia.

Johannes Vermeer w Dziewczynie z perłą

Ktoś kiedyś powiedział, że najtrudniejsi do zagrania są wszelkiej maści artyści. Jasne, ich geniusz i pasja tworzenia same w sobie wydają się świetnym materiałem do aktorskiej pracy, ale oddanie ich zaangażowania tak, by nie wypadło groteskowo czy niewiarygodnie, to już zupełnie inna historia. Colin Firth jednak odrobił lekcję i jego rola w Dziewczynie z perłą to kwintesencja tego, za co kochamy sztukę i ludzi, którzy ją tworzą. Historia wzajemnej fascynacji XVII –wiecznego malarza Vermeera jego służącą Griet to obraz delikatny, pełen subtelności i wyrafinowania. Nie ma w nim miejsca na wielkie słowa i deklaracje – wszystko rozgrywa się gdzieś pomiędzy przelotnymi spojrzeniami a wymownymi i wysublimowanymi gestami. Ta nieuchwytna aura tajemnicy i procesu tworzenia dzieła to właśnie zasługa Firtha, którego Vermeer to nie tylko wielki malarz, ale przede wszystkim człowiek z krwi i kości, którym targają wszelkie możliwe wątpliwości czy pokusy.

Mark Darcy w Dzienniku Bridget Jones

Nie zawsze przychodzi nam wcielać się w samych amantów czy pogromców serc niewieścich. Mark Darcy, którego Firth gra w Dzienniku Bridget Jones, to dla odmiany chodzące zaprzeczenie faceta idealnego. Wyniosły, nie potrafiący zachować się w towarzystwie, do tego straszny nudziarz… brzmi znajomo? Nic dziwnego, bo postać Marka Darcy’ego wzorowano na najsłynniejszym buraku literatury, czyli panu Darcym powieści Jane Austen. Można więc uznać, że fakt, iż w obydwu panów wciela się ten sam aktor, to bardziej oczko puszczone przez reżysera niż zwykły zbieg okoliczności. Co prawda Mark Darcy bardziej niż dumnego arystokratę przypomina anemicznego karierowicza, to i tak nie ma większych wątpliwości, komu będziemy kibicować w wyścigu po serce Bridget. Wybaczymy mu wszystko, bo nie dość, że jego skwaszona mina to największa ozdoba filmu, to jeszcze ten sposób, w jaki nosi cudownie brzydki sweter z wizerunkiem renifera… nie sposób się nie uśmiechnąć.

Jamie Bennett w To właśnie miłość

Wychodzi na to, że jedynym krajem, który powinien dysponować licencją na kręcenie komedii romantycznych, jest właśnie Wielka Brytania. Ulubiony patchworkowy film ostatnich czasów to też jeden z bardziej uroczych filmowych epizodów, jaki kiedykolwiek przydarzył się Colinowi Firthowi w jego karierze. Chociaż zazwyczaj filmy tego rodzaju omija szerokim łukiem – Dziennik Bridget Jones możemy uznać za wyjątek – to dla weterana komedii romantycznych Richarda Curtisa musiał zrobić wyjątek. Trudno zresztą o To właśnie miłość rozmawiać w kategoriach komedii, do tego komedii romantycznej, bo chociaż pełno tam miłości, zdecydowanie nie jest ona w stylu znanym nam z filmowych romansów.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj