Mud opowiada historię niespotykanej przyjaźni między 14-letnim chłopcem a charyzmatycznym zbiegiem o imieniu Mud (Matthew McConaughey). Unikający wymiaru sprawiedliwości i łowców nagród Mud zjednuje sobie przyjaźń chłopców, którzy planują pomóc mu w ucieczce i odszukaniu miłości jego życia - Juniper.

Czy to "Take Shelter" zachęciło cię do pracy z Jeffem Nicholsem?

- Najpierw przeczytałem scenariusz Uciekiniera, który okazał się być nadzwyczaj poetycki już od samego początku. Potem rzeczywiście obejrzałem "Take Shelter", co dało mi pewien ogląd na to, jak Jeff pracuje, bo on ten film napisał i wyreżyserował. Jest indywidualistą, wszystko ma pod kontrolą. Następnie spotkałem się z nim w sprawie zagrania w "Uciekinierze" i tego, jaką ma wizję filmu. Praca z Jeffem to sama przyjemność.

Mud jest nieco arthouse'owy, filmy tego typu rywalizują np. o Złotą Palmę. To nowy kierunek w pańskiej karierze?

- Nie wiem, chyba tak. Pierwszy raz robię coś takiego.

Celowo?

- Tak, to był świadomy wybór. Chciałem coś zmienić, zrobić coś zupełnie innego niż zwykle. Ostatnio odmówiłem udziału w wielu różnych projektach, na które 10 lat temu jeszcze bym się zgodził. Szukałem nowego wyzwania, intrygujących bohaterów, czegoś, co by sprawiło, że pomyślę "tego jeszcze nie widziałem" albo "ta postać żyje na krawędzi". Mud, główny bohater "Uciekiniera", jest fantastyczny. Uwielbiam język, jakim się posługuję. Jeff stworzył w jego przypadku coś zupełnie unikalnego. Bardzo podoba mi się jego przesądność i bezwarunkowa miłość do swojej partnerki, Juniper. To marzyciel trzymający głowę w chmurach. O takich bohaterach nie tylko ciekawie się rozmawia, ale też świetnie się ich gra.

Zagrał pan ostatnio w kilku niezależnych produkcjach.

- Ostatnie sześć, które zrobiłem, to wszystko filmy niezależne. Zagrałem w "Zabójczym Joe" Williama Friedkina i "Magic Mike" Stevena Soderbergha. Co jednak dzisiaj znaczy "niezależny"? Jasne, te filmy były zrobione za mniej niż 10 milionów dolarów. Tyle że coś takiego, jak "Pokusa" czy Uciekinier, niekoniecznie wygląda na produkcje niezależne. To nie są przecież filmy eksperymentalne. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości wciąż będę dostawał interesujące role i pracował z reżyserami, z którymi zrobiłem filmy w ostatnim roku. Jeśli będzie przychodzić na te produkcje więcej ludzi niż teraz, to oczywiście nawet lepiej. Pomimo tego, że te filmy są "niezależne", naprawdę warto je zobaczyć.

Uciekinier opowiada o rytuale przejścia. Miał pan taki swój?

- Wiele. Miałem rytuały związane ze sprawami sercowymi na przykład. Zresztą każdy chyba pamięta swoje pierwsze złamane serce i to, jak to na człowieka wpływa. Każdy pamięta, jak wyglądało ich życie, kiedy po raz pierwszy się zakochali, jak ich stopy unosiły się ponad ziemię. W moim przypadku trwało to długie miesiące i nie chciałem znów dotknąć powierzchni. To najlepszy narkotyk na świecie. Kolejny rytuał przejścia przeżyłem, kiedy miałem 18 lat i wyjechałem do Australii na rok w ramach wymiany studenckiej. Wiele rzeczy się wtedy w moim życiu wydarzyło. Ostatni rytuał przeżyłem całkiem niedawno, kiedy stałem się ojcem i oświadczyłem się kobiecie, którą kocham. Sam fakt chęci zrobienia tego, odnalezienia tej jedynej i powiedzenia "chcę z tobą spędzić resztę mojego życia" jest sporym rytuałem przejścia.

Było klękanie na jedno kolano?

- Zrobiłem wszystkie wymagane romantyczne rzeczy i powiedziała "tak" (śmiech).

W Uciekinierze Mud nie ma tak łatwo. Jest zakochany do szaleństwa w Juniper, ale nie mogą być razem.

- Jego sytuacja przypomina mi końcówkę "Adaptacji", gdzie Nicholas Cage pyta swojego brata: "Pamiętasz tę dziewczynę z liceum, w której byłeś zakochany? Wiedziałeś, że naśmiewała się z ciebie?". On odpowiada: "Moja miłość nie zależała od tego, czy ona odwzajemniała uczucie". Mud też ma mniej więcej coś takiego. Bezwarunkowo kocha swoją kobietę, co czyni z niego lojalnego labradora. Można kopnąć psa tysiąc razy, a on i tak wróci pewien, że nie chciało się tego zrobić. W takiej sytuacji jest Mud. To uczucie podtrzymuje go przy życiu, ale nie ma w nim nic pragmatycznego. Pod tym względem bohater jest jeszcze bardzo niedojrzały.

Ma pan też coś z tej dziecinnej niewinności?

- Miłość Muda jest niewinna, czysta i taka młoda. On wdepnął w kupę już tyle razy, że zaczął myśleć, iż to szczęśliwy znak (śmiech). Ja nie bujam aż tak wysoko w obłokach. Mam oczywiście jakieś marzenie, ale jestem dużo bardziej pragmatyczny. Nie jestem też tak niewinny jak Mud. Choć z drugiej strony chyba niewiele osób jest. On wciąż ma osiem lat, to jest w nim piękne.

To pana ulubiona postać, w którą się pan wcielił?

- Bardzo lubię Muda. Uwielbiam jego język, to, co sobą reprezentuje, jak opiekuje się Ellisem. Patrzy na świat z czystą miłością, nawet jeśli jego doświadczenia takiej wizji świata nie podtrzymują. On zaraża Ellisa swoją iskierką nadziei w tym, mogłoby się wydawać bardzo nieciekawym, świecie. Można by pomyśleć, że Mud "powinien wiedzieć, jak jest". To intrygujące, że taka osobna nie zna zła. Mud upadł już tyle razy, że porażka stała się dla niego dobrym omenem i po prostu nie może przestać kochać tej kobiety. On w życiu kieruje się nie głową, ale sercem.

[image-browser playlist="590858" suggest=""]©2012 Lionsgate

Czy posiadanie dzieci pomaga w graniu postaci o typie ojca? Takich jak na właśnie Mud?

- Zanim jeszcze zostałem ojcem, zawsze miałem dobre relacje z dzieciakami. Już dawno temu zauważyłem i staram się na to zwracać uwagę, że młodsi szczególnie nie lubią protekcjonalnego tonu i bycia lekceważonymi. Trzeba z nimi rozmawiać wprost, jak z dorosłymi. Chcą słuchać twojego głosu, a nie czegoś wykreowanego do rozmawiania z dziećmi.

I tak postępuje Mud w Uciekinierze?

- Moja postać jest dla dzieci prawdziwym mentorem, ale nigdy nie patrzy na nie z góry. Z Ellisem, granym przez Tye'a Sheridana, Muda łączy prawdziwa przyjaźń, bardzo się o niego troszczy i nigdy by nie zdradził jego zaufania.

Jest pan ojcem, jednak filmy z pana udziałem raczej nie są dla najmłodszych.

- Tak, tu zdecydowanie poszedłem w złą stronę (śmiech). Dzieci będą musiały poczekać na większość moich produkcji, aż skończą osiemnaście lat. Taki "Zabójczy Joe" na pewno nie jest dla nich. Ale nie skupiam się tylko na rzeczach dla dorosłych - ostatnio piszę też scenariusz do aktorskiej bajki, zainspirowany zresztą swoją sytuacją rodzinną i własnymi dzieciakami. Jeśli chodzi o aktorstwo, to po prostu nie myślałem o jakichś rolach w filmach familijnych. Z drugiej strony, to nie może być przypadek, że akurat kiedy zostałem ojcem, dostaję takie właśnie propozycje.

Łatwiej jest grać mroczniejsze postacie?

- Być może. Bardzo przyjemnie jest w ogóle grać bezlitosnego zabójcę na ekranie, a potem wrócić do bycia sobą w prawdziwym życiu.

opr. Dawid Rydzek

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj