DAWID MUSZYŃSKI: Skąd u ciebie takie zainteresowanie wszystkim tym, co paranormalne? DAN AYKROYD: Wszystko zaczęło się tak naprawdę od mojego pradziadka, który był dentystą, ale po godzinach zajmował się zgłębianiem wiedzy na temat rzeczy nadprzyrodzonych. Przekazał to zainteresowanie mojemu dziadkowi, który był inżynierem linii telefonicznych. Ten natomiast zaraził tą fascynacją mojego ojca, który był inżynierem specjalizującym się w budowie dróg. Jak więc widzisz, to byli faceci, którzy mieli normalne prace, ale ich zainteresowania naukowe – polegające na fascynacji liczbami, różnego rodzaju miarami, chemią i anatomią – prowadziło do tego, że nie dowierzali, że nasz świat kończy się tylko na tym, co możemy dostrzec czy dotknąć. Wszyscy trzej byli racjonalistami, ale chcieli zrozumieć, jak ktoś może lewitować kilka centymetrów nad ziemią. Jak ktoś może namalować obraz palcami, ale bez farby? Albo jak ektoplazma może wydobywać się z czyjegoś żołądka? W jaki sposób może zmaterializować się duch? By odpowiedzieć na te i inne pytania, postanowili oddać się badaniom. To zainteresowanie przeszło także na mnie.

Zainteresowałeś się tym od samego początku? Czy było to coś, co przyszło dopiero z czasem?

Jako mały chłopiec byłem karmiony opowieściami o seansach spirytystycznych w stodole i medium, które potrafiło z człowieka wyciągnąć inną osobowość, mówiącą zupełnie innym głosem czy nawet językiem. Co niedziela pewna grupa spotykała się tam, by nawiązać kontakt z istotami przebywającymi po drugiej stronie. To miało miejsce oczywiście w latach 30. i 40., czyli na długo przed moim urodzeniem. Mój tata jednak to pamięta. Napisał nawet o tym książkę Historia duchów, której kilka kopii można znaleźć jeszcze na Amazonie. Tam jest bardziej szczegółowo opisana historia mojej rodziny i jej fascynacja duchami.

Ale wierzyłeś od razu w te wszystkie opowieści? Czy na początku odbierałeś je raczej jako bajki opowiadane przez tatę czy dziadka?

Opowiadali o tym z taką powagą, że nie miałem żadnych wątpliwości. Do tego moja mama opowiadała mi, że gdy opiekowała się mną w domu na farmie moich dziadków, tuż po moim urodzeniu, to była tam wyczuwalna obecność pewnej starszej pary. Kilka razy nawet się jej ukazali, gdy leżała i mnie karmiła. Krzyknęła wtedy przerażona. Wezwała mojego ojca, ale duchy zniknęły. Już nigdy więcej ich nie widziała. To nie koniec tej historii. Gdy mój tata pokazał jej rodzinny album, okazało się, że osoby, które mama widziała, to mój pradziadek Sam i jego żona Ellen Jean. Mama od razu ich rozpoznała. Bez żadnych wątpliwości. Takie opowieści towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo. Non stop ktoś opowiadał o dziwnych głosach czy dźwiękach na farmie.

To jak to się stało, że postanowiłeś iść w stronę aktorstwa? 

Moi rodzice dostrzegli we mnie jakieś przebłyski talentu scenicznego. Było to spowodowane moją nadruchliwością i ogromną energią. Teraz pewnie zdiagnozowano by to jako ADHD, ale wtedy to było uznawane za zwykły, niegroźny nadmiar energii. By mnie czymś zająć – bym nie rozniósł domu i nie zrobił sobie krzywdy – pozapisywali mnie na różnego rodzaju zajęcia dodatkowe. I tak w wieku 7-8 lat brałem udział chyba we wszystkich wystawianych sztukach w przedszkolu i szkole. Gdy miałem 10-11 lat wysłali mnie na obóz teatralny. W wieku 12 lat pojechałem na obóz improwizacyjny. Jak widzisz, dostrzegli we mnie jakiś talent i postanowili go rozwijać. Uwielbiałem tworzyć nowe postacie i zmieniać głos. Byłem w tym niezły.

Rodzina wspierała mnie od początku. To oni zachęcali mnie do spróbowania swoich sił w aktorstwie. Mówili, bym się nie poddawał. Bym nie załamywał się jakimiś porażkami czy nietrafionymi projektami. Gdyby nie to, pewnie nie miałbym tak mocnego zaparcia i przekonania, że mi się uda.

foto. materiały prasowe

A tobie przydarzyło się coś paranormalnego? Byłeś świadkiem jakiegoś takiego zdarzenia?

Nie. Osobiście nic takiego mi się nie przydarzyło. Ale lubię słuchać takich opowieści. Zaczęło to nawet przenikać do mojego życia artystycznego. Mam na myśli jeden z draftów scenariusza do Pogromców duchów czy serialu na History Channel – Pogromca Tajemnic.

Przy tworzeniu Pogromców duchów korzystałem bardzo chętnie ze wszystkich dzienników napisanych przez mojego pradziadka i dziadka. Wykorzystywałem też ich historię. Z części z nich musiałem zrezygnować. Gdyby nie ich zapiski, nie mielibyśmy w kinie czegoś takiego jak ektoplazma. Z dumą mogę powiedzieć, że to ja wprowadziłem ją do popkultury na szeroką skalę.

Wydaje mi się, że na tym też polega wielki sukces Pogromców duchów, a w szczególności postaci Raya. My wierzymy w to, co on mówi.

Bo ja wierzę w to, co on mówi (śmiech). Zresztą w filmie jest slogan, od którego zacząłem pisać ten scenariusz: „Jesteśmy gotowi, by ci uwierzyć”. To motto tej serii, które jest także mottem mojej rodziny. Nie wyśmiewamy ludzi. Wysłuchamy każdego. Nawet nie wiesz, ile jest osób, które doświadczyły czegoś paranormalnego, ale boją się o tym opowiedzieć, by nie uznano ich za szalonych czy niepoczytalnych. Dajemy tym ludziom bezpieczne miejsce do tego, by opowiedzieli swoje historie. By nie czuli się jak wariaci.

40 lat minęło, a Pogromcy duchów wciąż są z nami – i to z nowymi opowieściami.

To jest coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Historia tych postaci jest rozwijana zarówno poprzez nowe gry komputerowe, w które jesteśmy zaangażowani, jak i kolejne filmy. Do kin trafił właśnie film Pogromcy duchów. Imperium lodu, który w mojej ocenie jest świetną kontynuacją. Młoda obsada jest wyborna. Do tego udało się w większym stopniu zaangażować oryginalną ekipę. Fani powinni być zadowoleni.

Wydaje mi się, że w zalewie przeciętnych filmów możemy być zbawieniem. Stworzyliśmy produkcje, po obejrzeniu których ludzie nie mają uczucia straconego czasu czy wyrzuconych w błoto pieniędzy. Mało tego, oni chcą do nich wracać. Gdy trafiają na nie w telewizji, to nie przełączają kanału. Zostają, by po raz kolejny je obejrzeć. To nie są jakieś przechwałki zadufanego w sobie komika. Po prostu jestem mocno rozczarowany jakością komedii w streamingach. Gdyby to były filmy kinowe, nie chciałbym wydać na nie ani centa. Są po prostu słabe.

Mieliście bardzo duży wpływ na rozwój popkultury. Takie produkcje jak Pogromcy duchów czy Blues Brothers, choćby w sferze muzycznej, zostaną z nami już na zawsze.

Zawsze powtarzam, że miałem ogromne szczęście pracować z wybitnymi ludźmi. Wspaniałymi aktorami, scenarzystami, muzykami, reżyserami, realizatorami dźwięku, specjalistami w każdej dziedzinie. Bez nich byśmy nie stworzyli tych wszystkich wspaniałych filmów. Zainteresowanie fanów powoduje to, że – pomimo już zaawansowanego wieku – dalej chcemy to robić. Dalej pojawiamy się w uniformach Pogromców duchów na planie filmowym. Blues Brothers też wciąż są aktywni. Dalej jeździmy po Stanach i koncertujemy. Widzimy radość ludzi i to nas napędza.

 

 

 

 

 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj