Dead Island 2 powstaje od wielu lat i niektórzy mogli zwątpić, że gra kiedykolwiek trafi na sklepowe półki. Oczekiwanie powoli dobiega jednak końca, a ja już miałem okazję zapoznać się z fragmentem rozgrywki.
Przekładanie premier niemal w nieskończoność to zwykle taka czerwona flaga, która informuje nas, że z danym projektem nie dzieje się najlepiej. Doświadczenia z przeszłości pokazały, że często takie tytuły – gdy już uda im się trafić na rynek – okazują się sporym rozczarowaniem. Czasami wynika to z powodu braku dopracowania, innym razem gotowy produkt znacznie różni się od tego, co pokazywano przy okazji pierwszych zapowiedzi. Trudno mi przypomnieć sobie inną grę, nad którą prace miałyby równie burzliwy przebieg, jak w przypadku Dead Island 2. Debiutancki zwiastun dostaliśmy jeszcze w 2014 roku, a później mieliśmy do czynienia z kilkoma poważnymi opóźnieniami i zmianami zespołów deweloperów. Miałem ogromne obawy dotyczące stanu tej produkcji, ale po zapoznaniu się z początkowym fragmentem jestem zdecydowanie spokojniejszy i czekam na jej debiut na sklepowych półkach – już nie tylko z czystej ciekawości!
Dead Island 2, podobnie jak poprzedniczka stworzona przez polskie studio Techland, to RPG akcji z naciskiem na ten drugi człon. Na samym początku wybieramy jedną z kilku dostępnych postaci – a różnią się one wyglądem i zdolnościami. Nie są to jednak rzeczy, które wymuszałyby tylko jeden słuszny build na każdym z bohaterów, a raczej coś w stylu pewnej sugestii. Przykład: Ryan odzyskuje zdrowie, powalając zombie, przez co świetnie sprawdzi się w roli tanka chroniącego pozostałych członków drużyny, a Amy zadaje dodatkowe obrażenia osamotnionym wrogom i można przyrównać ją do typowego łotrzyka.
W grze trafiamy na ulice słonecznego Los Angeles, tu zwanego HELL-A. Pogodne, kolorowe miejsce mocno kontrastuje z wydarzeniami, jakich jesteśmy świadkami oraz przeciwnikami, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Miasto wręcz roi się od nieumarłych, do których nie trafiają żadne argumenty poza brutalną siłą. Na szczęście deweloperzy postanowili dać graczom szereg narzędzi, które doskonale sprawdzają się przy eksterminacji hord zarażonych. Dosłownie na każdym kroku znajdujemy bronie – mniej lub bardziej prowizoryczne – które możemy wykorzystać w walce. Są to zwykłe deski, miecze czy maczety, a także pistolety, strzelby i karabiny. Jest z czego wybierać! Dodatkowo nie zabrakło tu znanego z poprzedniczki systemu craftingu. Przy specjalnych stołach możemy modyfikować posiadane przez nas bronie, co sprowadza się nie tylko do poprawy ich właściwości bojowych, ale często zapewnia inne bonusy: na przykład szansę na podpalenie czy porażenie oponentów.
Bronie niszczą się przy wyprowadzaniu ataków, a ich wytrzymałość zależy od ich jakości. Zwykle nie jestem fanem tego typu rozwiązań, ale tym razem sprawdza się to całkiem nieźle. Nagła utrata oręża sprawia bowiem, że musimy improwizować i złapać to, co znajdziemy akurat pod ręką lub skorzystać z umiejętności odpychania od siebie wrogów lub sięgnąć po shurikeny czy przynętę, która odciągnie od nas nieprzyjaciół i na pewien czas zapewni nam spokój. Przedmioty do rzucania nie mają jakiejś ograniczonej liczby, a jedynie stosunkowo krótki czas odnowienia. Sprawia to, że są dość potężne, szczególnie jeśli użyjemy ich we właściwym miejscu i czasie.
Twórcy Dead Island 2 zdecydowali się na dość ciekawy i dający sporo swobody system umiejętności. Nie są one ustawione "na sztywno", nie zdobywamy ich też dla konkretnej postaci wraz z awansowaniem na kolejne poziomy doświadczenia. Zamiast tego, co jakiś czas natrafiamy na specjalne karty, które dają nam dodatkowe zdolności. O przemianie DI2 w karciankę nie ma jednak mowy, bo system ten z tym gatunkiem łączy jedynie sama forma kart oraz możliwość swoistego budowania własnej talii umiejętności, a tym samym dostosowywania bohatera do swoich potrzeb. Co więcej, karty możemy przełączać w zasadzie w dowolnym momencie, by eksperymentować z nowymi rozwiązaniami lub po prostu próbować znaleźć optymalne ustawienie do konkretnego wyzwania.
Korzystaniu z broni towarzyszy tryskająca krew. Części ciała latają w powietrzu. Dosłownie. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem grę, która byłaby równie brutalna. Szczególnie że grafika jest solidna, a styl dość realistyczny. Gdy uderzamy w zombie młotami czy kijami bejsbolowymi, widzimy, jak ich zgniłe ciała zapadają się pod ciężarem ciosów, a celne ataki mieczami czy maczetami kończą się odciętymi kończynami. Co ciekawe, brutalność nie jest jedynie kwestią kosmetyki: gdy odcinamy nogi zarażonym, sprawiamy, że będą w stanie jedynie czołgać się po ziemi, a tym samym stanowić zdecydowanie mniejsze zagrożenie.
System niszczenia ciał przeciwników, choć imponujący, ma jednak pewną wadę. Działa wyłącznie w przypadku zwykłych wrogów. Gdy podczas jednego z zadań natknąłem się na bossa, ten wydawał się niezniszczalny, przynajmniej pod kątem czysto wizualnym. Jego pasek zdrowia obniżał się z każdym zadanym ciosem, ale na jego ciele (a właściwie tym, co z niego zostało po przemianie w żądne krwi i mózgów monstrum) próżno było szukać jakichkolwiek śladów potyczki. Z bossem miałem zresztą także jeszcze jeden problem: wydawał się on straszną "gąbką". Pojedynek nie był specjalnie trudny i sprowadzał się do unikania ataków i zadawania obrażeń w spokojniejszych momentach, ale wróg miał po prostu bardzo dużo zdrowia, przez co starcie trwało dość długo. Nie wykluczam natomiast, że wynikało to z mojego nieprzygotowania – przy graniu "w ciemno" trudno dbać o odpowiednie wyposażenie czy umiejętności.
Dead Island 2 zrobiło na mnie bardzo pozytywne pierwsze wrażenie. Przedzieranie się przez zastępy zombie wciąga i bawi. Jest w tym nawet coś dziwnie relaksującego. Pozostają tylko pytania: czy nie znudzi się to po pierwszych kilku godzinach? Czy twórcy zadbali o ciekawą fabułę, bohaterów i zróżnicowane aktywności, które będą w stanie utrzymać graczy przy ekranach na dłużej? O tym przekonamy się po premierze, którą zaplanowano na 28 kwietnia tego roku.