Przyłapałem ostatnio córkę na zabawie pluszakami. „Ty jesteś lew Skaza i w nagrodę dostaniesz karę: spadniesz ze skały i nie będziesz żył”. Nie do końca spodobał mi się ten ton zabawy. "Czemu on nie będzie żył" – zapytałem. "Bo musi" – padła bezkompromisowa odpowiedź. "Ale czemu musi?". "Bo jest Skazą i jest zły". "Ale czemu jest zły?". "Bo jest brzydki i ma groźne oczy". Spojrzałem w ślepia przestraszonego misia, który na potrzeby tej dramy stał się lwem Skazą. Disney, co robisz z naszymi dziećmi?
Teletubisie i Świnka Peppa przeszły już do lamusa. Popkulturowa przygoda mojej córki wkroczyła w kolejny etap. Jako świadomy rodzic, czynnie uczestniczący w psycho-emocjonalnym rozwoju dziecka, stałem się jej ekranowym towarzyszem. Na pierwszy ogień poszła oczywiście Elza, Anna i nieśmiertelne Mam tę moc. Dźwięki tej piosenki unosiły się w naszym mieszkaniu 24/7. Jak łatwo przewidzieć, skończyło się to ostrym przedawkowaniem Frozen, w związku z czym ta bądź co bądź sympatyczna opowieść także poszła w odstawkę. Wtedy właśnie nastała era The Lion King. I tu zaczęły się problemy.
Początek był bardzo niewinny. "Tato, możesz przewinąć, jak hieny idą?", "Nie chcę tego czarnego lwa. Włącz Hakunnę Matatę, pokaż, jak Simba i Nala się przytulają". Nim się zorientowaliśmy, The Lion King stał się dla nas filmem trzydziestominutowym. Mijało się to trochę z celem, więc postanowiłem zgłębić temat. Okazało się, że Natalka nie była gotowa na tak sugestywny wizerunek zła, jaki reprezentował lew Skaza i jego „milusińskie” hieny. I wcale jej się nie dziwie. Wujaszek Simby od samego początku planował przecież totalną anihilacje swojej najbliższej rodziny, z małoletnim krewniakiem na czele. Taki jest zarys fabularny Króla Lwa i żadna Hakuna Matata tego nie zmieni. Zło w tej animacji Disneya jest brzydkie, chude i nieatrakcyjne fizycznie. Skaza to kurdupel, który najchętniej pożarłby wszystkich dokoła na kolację.
"Ale czemu on taki jest?"– w pewnym momencie zapytała Natalia i był to jeden z najtrudniejszych dylematów, przed którymi postawiła mnie moja córka. Jak odpowiedzieć na to pytanie? „Bo taki się urodził?”, „jest, bo jest?”, „bo jest brzydki i ma groźne oczy?”. A może dlatego, że jego ojciec nie traktował swoich synów po równo, faworyzując silniejszego Mufasę? Być może sam Król Lew też nie był wolny od wad. Pełen pychy, arogancji i buty, odnosił się do swojego brata z wyższością i pogardą?
Natalia, wykazując się dziecięcą mądrością, odrzuca świat, w którym zło wysysa się z mlekiem matki. Chce poznać przyczynę niegodziwości Skazy. Niestety bajka nie daje odpowiedzi na podobne pytania. Skaza jest zły, bo tak. Jego brzydota, brutalność i tchórzostwo tylko podkreślają złowrogą naturę królewskiego brata. Taki czarno-biały świat pokazuje Disney naszym dzieciom w swojej największej superprodukcji. Popełnia jednak błąd, bagatelizując ich wewnętrzną przenikliwość. Ktoś może powiedzieć: „To tylko bajka – nie uczmy naszych podopiecznych moralności na podstawie filmów animowanych”. Jest w tym oczywiście trochę racji, ale z drugiej strony, co jeśli nie kultura i sztuka ma być drogowskazem światopoglądowym, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.
Całe szczęście era The Lion King skończyła się tak gwałtownie, jak się zaczęła. Przyszła pora na kolejną animowaną fascynację. Tym razem jednak postanowiłem podejść do selekcji bardziej świadomie. Właściwą pozycję odnalazłem bardzo szybko. Co zaskakujące, również u Disneya. Obydwoje zakochaliśmy się w bajce Brother Bear. Podczas seansu przecierałem oczy ze zdziwienia: produkcja Disneya, a przemocy praktycznie brak?Niespotykane.
Najważniejsze było jednak coś zupełnie innego. Mój Brat Niedźwiedź poradził sobie doskonale tam, gdzie Król Lew zawiódł. Dla tych, którzy nie znają tej wyjątkowej opowieści, krótkie streszczenie. Główny bohater Kenai, wchodząc w dorosłość, otrzymuje totem niedźwiedzia, symbolizujący w jego plemieniu miłość. Jako młody, zadziorny wojownik odrzuca to uczucie na rzecz bardziej męskich wartości. Wkrótce jednak za pomocą magii zostaje zamieniony w misia i dowiaduje się, co się naprawdę w życiu liczy.
Tradycyjnie podczas wspólnych seansów córka miała do mnie całą pulę pytań. Tym razem jednak odpowiedzi były jasne, klarowne i wynikały z samej historii. Przykładowo, na Kenaia zamienionego już w misia poluje jego ludzki brat, myśliwy Denahi. Nie zdaje sobie sprawy, że jego celem jest ukochany krewniak. „Czemu on chce zabić swojego braciszka?”– pojawia się w końcu oczekiwane przeze mnie pytanie. Odpowiedziałem, że Denahi nie jest przecież zły. „Spójrz jednak na jego twarz. Jest smutny, przestraszony, zagniewany. Myśli, że niedźwiedź jest winny tego, że stracił Kenaia. Nie rozumie, że misie są czasem groźne, dlatego że są głodne. On myśli tylko o sobie. Musi nauczyć się i zrozumieć inne stworzenia”. Natalia z łatwością i z zadowoleniem przyjęła takie tłumaczenie. Negatywne emocje, które targają bohaterem animacji nie są przecież jej obce. Pod wpływem gniewu czy smutku robi czasem rzeczy, nad którymi nie potrafi zapanować. Wcześniej nie zawsze sobie zdawała sprawę, że są one złe i prowadzą do czegoś niedobrego. Brother Bear w klarowny sposób pokazuje genezę zła. Zła, zaznaczmy, które w końcu zostaje pokonane przez miłość. Świetna lekcja życia dla młodego widza.
Ostatnio zauroczyła nas również Moana. Abstrahując od pięknej animacji, błyskotliwej historii i bezbłędnej sceny nawiązującej do mojego ukochanego Mad Max: Fury Road, obraz ten łatwo można zestawić z filmem Brother Bear. Po raz kolejny dziecko poznaje spektrum ludzkich cech i emocji, które wpływają na działania poszczególnych bohaterów. Jak dobrze, że u Disneya nie zawsze wszystko jest czarno-białe. Nawet finałowy, przerażający boss okazuje się w rzeczywistości kimś, na kogo nie wygląda. Wybitne.
Podczas naszej wspólnej bajkowej odysei trafiliśmy również na pierwszą część Toy Story. Osobiście bawiłem się na tym filmie wybornie. Dla takiego postmodernistycznego głodomora jak ja, była to wyjątkowo smakowita potrawa. Natalka miała niestety pewne wątpliwości. „Czemu oni ciągle tak się biją?” – zapytała w pewnym momencie. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć jej na to pytanie…. Bo jak powiedzieć dziecku, że scenarzysta wymyślił historię tak, aby dostosować ją do młodocianych chłopców uwielbiających bawić się w wojnę i mających w sobie ukryte pokłady niczym nieskrępowanej agresji? A agresywne dzieci to w przyszłości agresywni ludzie, których bardzo łatwo jest wykorzystać do niecnych celów. To oczywiście pół żartem, pół serio, jednak trzeba przyznać, że wiele disnejowskich propozycji zawiera długie, kilkuminutowe sceny przemocy, podczas których bohaterowie (dosłownie) piorą się po gębach. Ktoś może powiedzieć, że przecież ciężko jest zrobić komercyjny hit dla dziecięcego masowego widza bez dynamicznych scen akcji. Rzeczywiście nie jest to prosta sprawa, ale przykład Vaiany, BrataNiedźwiedzia czy chociażby KubusiaPuchatka pokazuje, że można minimalizować brutalizację na ekranie i osiągnąć spory sukces. Dziecko jeszcze jej nie raz doświadczy w nadchodzącym życiu. Może lepiej by było, gdyby na razie zwróciło się w stronę mniej agresywnych emocji?
Nie powinniśmy zapominać się jednak w totalnej krytyce. Coś, co dla nas jest nie do przyjęcia, w innym kręgu kulturowym może być całkiem normalną rzeczą. Swojego czasu dotarliśmy do starego obrazu Disneya pod tytułem Lis i Pies. Tam to już jest zupełny hardcore. Dziadek wymachujący nabitą strzelbą przed nosem starszej pani, sidła mające na celu złapanie leśnych zwierząt, obdzieranie ze skór upolowanych lisów, krzyki i karczemne awantury. Jednym słowem tradycyjny, sielankowy obraz amerykańskiej prowincji. Możemy oburzać się na te wszystkie szokujące motywy, jednak trzeba przyznać, że tego typu obrazy (a jest ich wiele) całkiem trafnie przedstawiają pejzaż Stanów Zjednoczonych tamtych czasów. Przecież w pewnych regionach USA, szczególnie polowania były ( i nadał są) chlebem powszednim. Nie ma więc mowy o niewłaściwym systemie wartości. Ludzie tam w ten sposób żyją. To część ich kultury i tradycji, a tego typu bajki są skierowane właśnie do takiego młodego widza.
Mimo pewnych obaw przed scenami przemocy Natalia połknęła disnejowskiego bakcyla. Zauważyłem, że mimo wszystko chętniej sięga po bajki, w których jest więcej agresywnych akcji niż po te spokojniejsze. Choć nadal bardzo lubi Kubusia Puchatka, to jednakThe Lion King jest obrazem, który darzy szczególną estymą. Działanie podprogowe? Wszystko możliwe. Nie próbujemy jednak ingerować w jej fascynację. Wracając pamięcią do swojego dzieciństwa, przypominam sobie, że sam szedłem tą samą drogą. Podobnie jak rzesza moich przyjaciół i bliskich. Mimo paru niechlubnych wyjątków żaden z nas nie wyrósł na socjopatę czy seryjnego mordercę. Choć z drugiej strony, papieża wśród znajomych też nie mam…Disney, co ty robisz z naszymi dziećmi? Może po prostu szykujesz je na dorosłość?
Udałem się ostatnio z Natalią do pobliskiego Empiku. "Może jest już na DVD Vaiana. Kupimy sobie płytę i będziemy oglądać w domu, kiedy chcemy" – rzekłem zachęcająco. Natalia jednak nie miała zadowolonej miny. "Może jednak coś innego" – delikatnie zasugerowała. "A co byś chciała" – zapytałem zrezygnowany. "Lwią Straż – bo tam mały Kion tak groźnie ryczy, aż hieny spadają ze skał i nie żyją"…Ech.