Nie trudno odgadnąć, dlaczego ten specyficzny rodzaj komedii scenicznej ma tak wielu przeciwników. Na scenie obraźliwymi i często wulgarnymi tekstami dostaje się nie tylko roastowanym gościom; atakują się nimi również występujący komicy. Wszystko wywodzi się oczywiście z najprostszej formy sztuki komediowej – stand-up. Tylko człowiek z mikrofonem, scena i publiczność. Przeprowadzany monolog często zmienia się w improwizowany performance. Występujący komik odnosi się do zachowań widowni, wchodzi z nimi w interakcję. Widz nie czuje się tylko jak obserwator, ale jest przede wszystkim częścią przedstawienia. Roast jest bardzo podobną formą rozrywki, tyle że publiczności dostaje się od stand-uperów rzadko. W tym wypadu widz jest świadkiem "grillowania" komików, którzy występują jako gospodarze całego antybenefisu. Mamy na pewno do czynienia z bardzo kontrowersyjną formą rozrywki, ale także bardzo lubianą wśród widowni. Nie ma tu bowiem zakazanych tematów. Najlepiej, by chamski żart dotykał kogoś osobiście. Rozwód? Czemu nie, warto to wykorzystać i komuś dopiec, odnosząc się do jego rozstania z żoną. Utrata pracy? Też dobre, ale brakuje trochę pikanterii. A może choroba i śmierć kogoś bliskiego? Im większe tabu złamane, tym śmieszniej. Wielką siłą roastu jest właśnie znajomość kontekstu. Bez tego całe to wzajemne obrzucanie się mniej lub bardziej wyszukanymi wiązankami, traci dla widza sens. Nie wiedząc, kim jest osoba roastowana, trudno jest wychwycić każdy smaczek i choć zdarzają się teksty pozbawione kontekstu, wynikające z wyobraźni i inwencji twórczej autora, to najmocniejsze są właśnie te teksty, które mogą dotknąć kogoś personalnie, wydarzenia, które faktycznie miało miejsce. W Polsce roast wciąż dociera się w świadomości społeczeństwa. Wciąż tylko wąska grupa odbiorców śledzi wyczyny Stand-up Polska, którzy w serwisie YouTube od 2011 roku organizują roasty. Pierwszym "grillowanym" był prowadzący program Milionerzy, Hubert Urbański. Głośno o tego typu rozrywce zrobiło się dopiero za sprawą roastu zorganizowanego przez stację TVN i Kubę Wojewódzkiego, który postanowił przenieść ten format na naszą telewizję. Nie było tragedii, ale otoczka, która towarzyszyła całej akcji jak i sama impreza pokazała, że wciąż nam daleko do amerykańskich wzorców. Gramy trochę w innej lidze. To tak, jakby porównywać naszych – z całym szacunkiem oczywiście – sportowców uprawiających w Polsce futbol amerykański. Nie chcę przez to powiedzieć, że Amerykanie wynaleźli cięte riposty, ale to oni stworzyli pewien produkt, który przez lata był rozwijany i przyjął pewną formułę, która dziś uważana jest za najwłaściwszą. Wykonane roasty przez stację TVN, choć wyglądają dużo ładniej niż te kameralne wrzucane na YouTube, to wciąż nie jest to realizacyjnie wysoki poziom. Żartu niestety także. W amerykańskim Comedy Central takie programy emitowane są od 1998 roku. Jest to wystarczająca ilość czasu, by stworzyć nie tylko idealny roast, ale także wypracować pewien poziom żartu, którego każdy komik stara się dotrzymać. Trudno mi wejść w ich skórę i powiedzieć dlaczego amerykanie tak bardzo lubią roasty, ale może mówiąc o naszych, rodzimych występach, da się znaleźć jakieś analogie. Niewątpliwie roasty są najbardziej popularne wśród młodszej widowni. Młodzież ma już dość słabych grup kabaretowych oraz od lat wałkowanego formatu tworzonego pod telewizję i masowe gusty. Odgrzewane kotlety nikogo już nie interesują, stąd rozwinął się stand-up. Jego mistrzowie głoszą otwarcie nawet najbardziej brutalne prawdy. Fantastyczną sprawą w roastach jest to, co ludzie niestety słabo jeszcze w naszym kraju zrozumieli. Można kogoś obrazić najgorszymi rzeczami, a po programie wciąż być dobrymi kolegami. Roasty uczą przede wszystkim dystansu do siebie, którego niestety my Polacy, mamy jak na lekarstwo. Może pisanie o edukacyjnym aspekcie roasta to zbyt daleko posuwający się krok, ale czuję, że wielu z was przyzna mi rację. Roasty w Polsce spotkały się z wieloma negatywnymi opiniami, ale nie wszystkie dobrze zrozumiały całe to zjawisko. To pokazuje, że brakuje właśnie dystansu. Wszyscy, którzy uczestniczą w tego typu programach nie są zaciągnięci tam siłą i mają świadomość, że doświadczą żartów, które nie będą podawane w sposób subtelny. Będzie pot, krew i inne wydzieliny. Komicy czy celebryci decydujący się na publiczną chłostę, przejawiają według mnie dużą odwagę i dlatego ta forma jest w swój pewien brutalny sposób zabawna. Świetny przepis, by pozbyć się kompleksów. O gustach się oczywiście nie dyskutuje i trudno kogoś przekonywać do żartów, które raczej go odrzucają, niż bawią. Ta specyficzna konwencja nie musi oczywiście podejść każdemu. Roast w Polsce rozwinął się w kontrze do ugrzecznionych i rutyniarskich kabaretów. Ta forma komedii scenicznej zyskuje coraz większą liczbę zwolenników, a samo wyjście poza youtube'ową niszę świadczy o coraz większym zainteresowaniu ze strony widzów. Bo istotą roastu jest po prostu osobista refleksja oparta na charyzmie komika. Znajomość kontekstu i ostre teksty kierowane w kierunku znanych, wydawałoby się, nieskazitelnych person.
W każdy wtorek o 22:00 można oglądać program Comedy Club na kanale Comedy Central. Propozycja dla wielbicieli stand-upu.
fot. Comedy Central
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj