Dwa Brzegi nie są największym festiwalem w Polsce, nie kuszą największą liczbą premier czy obecnością dziesiątek gwiazd - trudno jednak odmówić im uroku. W Kazimierzu Dolnym i Janowcu można dotknąć sztuki własnymi rękami, a niesamowitej atmosfery małych miejscowości nad Wisłą nie uświadczymy nigdzie indziej. Kraków i Wrocław nie są w stanie zapewnić widzom takiej kameralności, jak robią to właśnie tereny nadwiślane w województwie lubelskim.

Premiery nie są najmocniejszą stroną Dwóch Brzegów, ale nie znaczy to, że nie ma ich w ogóle. W programie szóstej edycji festiwalu znalazło się aż siedem filmów, które startowały w głównym konkursie w tegorocznym festiwalu w Cannes. Zabrakło co prawdy zdobywcy Złotej Palmy, "Miłości" Michaela Hanekego, prezentowanej tydzień wcześniej na Nowych Horyzontach, ale za to można było zobaczyć włoskie "Reality". To właśnie laureat Grand Prix w Cannes otworzył festiwal w Kazimierzu Dolnym i Janowcu.

[image-browser playlist="600095" suggest=""]Massimo Gaudioso, scenarzysta "Reality"
©2012 Dwa Brzegi / fot. Tomasz Stokowski

"Reality" nie spełniło chyba pokładanych w nim oczekiwań. Obraz Matteo Garrone o człowieku pragnącym dostać się do programu "Big Brother", owszem, jest porcją niezłego kina, tyle że również mocno spóźnionego. Słuch po Wielkim Bracie zaginął dobre kilka lat temu, zarówno w Polsce, jak i we Włoszech. Teraz, kiedy reality show to najczęściej gotowanie skomplikowanych dań w kwadrans i budowanie domu w tydzień, przypowieść o mężczyźnie nie potrafiącym rozróżnić świata rzeczywistego od tego telewizyjnego, zwyczajnie przestaje być aktualna. Na festiwalu pojawił się Massimo Gaudioso, autor scenariusza filmu, ale i on wobec powyższego argumentu był bezradny.

Nagrodą Specjalną Jury w Cannes zgarnęło "Whisky dla aniołów" w reżyserii Kena Loacha. W Kazimierzu takich wyróżnień się nie przyznaje, ale z całą pewnością można powiedzieć, że film zdobył uznanie widowni. Nagrodzony gromkimi brawami obraz w dość luźny i humorystyczny sposób pokazał problemy brytyjskiego społeczeństwa, dawkując przy tym niezłe pokłady napięcia w stylu tzw. heist movies. Biorąc pod uwagę, że na projekcji był jeszcze John Henshaw, odtwórca jednej z głównych ról i zarazem szalenie sympatyczny aktor, to po seansie właśnie whisky stała się najbardziej pożądanym trunkiem.

Filmem, który najbardziej zapadł wszystkim w pamięć było na pewno "Holy Motors" Léosa Caraxa. Francuski artysta udowodnił, że w kwestii formy jeszcze nie wszystko zostało powiedziane i film może nas nie raz jeszcze zaskoczyć. Przypominający pod pewnymi względami reality show obraz Caraxa zachwyca świetnym montażem i zdjęciami oraz kilkukrotnie zadziwia i konfunduje widza. Carax w sposób mistrzowski bawi się wszystkimi znanymi konwenansami, odwołuje się do szeregu innych produkcji (sięga też głęboko do historii kina) i zaskakuje nas nawet wtedy, kiedy myśleliśmy, że wszystko już za nami. "Baśń na miarę XXI wieku", jak mówią o filmie media, doczeka się z pewnością tuzina książek z jego interpretacją. A wyjątkowość francuskiego obrazu będzie polegała na tym, że choćby zaprezentowano ich ze 100, to i tak każdy z nich może być poprawna. To jednak film nie dla wszystkich - w pełnym osób namiocie w Kazimierzu Dolnym, po kilku minutach zostało ledwie kilkadziesiąt osób, a przy wyjściu utworzyła się kolejka…

[image-browser playlist="600096" suggest=""]John Henshaw na spotkaniu z widzami
©2012 Dwa Brzegi / fot. Tomasz Stokowski

Równie duże kontrowersje w Cannes wzbudził "Paperboy" Lee Danielsa. Nikt nie mógł uwierzyć, że produkcja z Zakiem Efronem w roli głównej może być warta obejrzenia - a jednak. Obraz amerykańskiego reżysera to świetne studium dyskryminacji rasowej. Oczywiście, nihil novi, ale na to jeden z bardziej pomysłowo sfilmowanych filmów ostatnich lat. Nie wspominając już o scenach erotycznych, z których jedna już ma chyba zagwarantowane miejsce w kanonie kina. By za wiele nie zdradzić, Daniels znalazł sposób na pokazanie miłosnych uniesień podczas odwiedzin w więzieniu, nie łamiąc przy tym wyraźnego zakazu kontaktu fizycznego ze skazańcem.

Mniejsze zainteresowanie wzbudziły bardziej standardowe produkcje, jak "Post Tenebras Lux" Carlosa Reydegasa czy "Za wzgórzami" Cristiana Mungiu. Obie niestety to filmy dla bardzo cierpliwych widzów. Obraz - przereklamowanego w moim mniemaniu - meksykańskiego reżysera na tytułowe "światło po ciemności" na sali kinowej każe czekać bardzo długo. Podobną katorgą są dwie godziny spędzony przy "Za wzgórzami", które choć opowiada ciekawą historię, robi to w wyjątkowo nużący sposób.

Prezentowane również na festiwalu "Na spotkanie nocy" Raúla Ruiza to raczej ciekawostka, film wyłącznie dla koneserów tzw. trzeciego kina. Produkcja z Ameryki Południowej poruszająca motywy pamięci, śmierci i czasu przeszła właściwie bez większego echa.

[image-browser playlist="600097" suggest=""]©2012 Dwa Brzegi / fot. Łukasz Łuszczek

Tegoroczne Dwa Brzegi zamykał premierowy pokaz "Kochanka królowej" w reżyserii Nikolaja Arcela. Oparta na faktach historia królewskiego miłosnego trójkąta, to w każdym detalu klasyczny film kostiumowy. Powolne zawiązanie akcji, prezentacja ówczesnego dworu i społeczeństwa, po czym przejście do - przewidywalnych, a jakże - zwrotów akcji. Przeciętny w dużej mierze film ratowała jedynie kreacja Madsa Mikkelsena.

W tym roku w Kazimierzu Dolnym i Janowcu wbrew pozorom to nie kaneńskie produkcje były najciekawsze. Poza premierami można było na przykład zagłębić się w zamierzchłe czasy kina, przypominając sobie najwybitniejsze dzieła ekspresjonizmu niemieckiego czy produkcje jednej z najbarwniejszych postaci w polskim kinie ostatnich dwóch dekad, Marka Koterskiego. Po jego retrospektywie, każdy zgodzi się, że te filmy "są jakieś inne".

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj