Gdy w zeszłym roku z rozbrajającym urokiem wyplątywała się z pułapek własnej sukni w drodze po odbiór pierwszego w życiu Oscara, przed telewizorami na całym świecie topniały serca nawet największych twardzieli. Laureatka nagrody za pierwszoplanową rolę, najjaśniejsza gwiazda trylogii "Igrzyska śmierci" i bezapelacyjna ulubienica tłumów - nikt chyba nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jedną z najbardziej spektakularnych karier na przestrzeni kilku (jeśli nie kilkudziesięciu) ostatnich lat. Udział w dochodowej superprodukcji? Nie ma problemu. Znaczące nagrody na koncie? Wiele, i to z Oscarem na czele. A przecież samotny na półce dar Akademii wkrótce może znaleźć towarzystwo. Jennifer Lawrence zdominowała masową wyobraźnię. I nic dziwnego - pojęcie "mieć swoje pięć minut" nabiera przy niej zupełnie innego znaczenia.

Jeśli ktoś w wieku czternastu lat oznajmia rodzicom, ze pora na szukanie agenta w Fabryce Snów, to mamy do czynienia ze sprawą dużego kalibru. Aktorska droga Jennifer nie była dziełem przypadku, bo zdecydowana i pewna swych umiejętności Lawrence dobrze wiedziała, co chce w życiu robić. Na pierwsze zawodowe sukcesy nie trzeba było długo czekać - po roli Lauren Pearson w nie najwyższych lotów sitcomie "Terapia domowa" przyszła pora na szturm srebrnego ekranu. Debiut Lawrence w filmowym świecie to Granice miłości, które pomimo kinowej porażki i nieprzychylnych opinii krytyków przyniosły jej pierwsze ważne wyróżnienie w filmowej karierze - nagrodę im. Marcello Mastroianniego. Kolejny poważny filmowy triumf nadszedł w 2010 roku wraz z Do szpiku kości, za który otrzymała nominację do Oscara za pierwszoplanową rolę kobiecą. Rola Ree Dolly utorowała jej drogę do sukcesu, a chociaż statuetkę wytańczyła sobie wówczas Natalie Portman, żaden z krytyków nie miał wątpliwości - oto początek nowej kariery. Nieposiadająca wielkiego doświadczenia aktorskiego Jennifer została doceniona przez krytyków i publiczność, a to sukces jeszcze większy niż samo wyróżnienie Akademii. Wydawało się, że dynamicznie rozwijająca się kariera Lawrence przekroczyła wszelkie granice. Po udanym roku 2011 i roli w X-Men: Pierwsza klasa, gdzie wcieliła się w Mystique, przyszła zaś pora na rewolucję.

Ta zwała się Katniss Everdeen i była główną bohaterką książkowej trylogii fantasy Igrzyska śmierci. Ekranizacja bijącej rekordy popularności powieści była jedynie kwestią czasu, pozostawało jedynie pytanie, kto wcieli się w główną bohaterkę. Jennifer Lawrence bez trudu pokonała rywalki i dokonała rzeczy prawie niemożliwej - jej interpretacja Katniss spotkała się z niemal bezkrytyczną akceptacją fanów literackiego pierwowzoru. Igrzyska... odniosły kosmiczny sukces, a dla Lawrence przyszedł moment odhaczenia kolejnego osiągnięcia z listy. Mowa o Poradniku pozytywnego myślenia w reżyserii Davida O. Russella, który nie pozostawił żadnych wątpliwości – na naszych oczach rodzi się nowa gwiazda. Wątpliwości nie miała też Akademia, która za rolę przechodzącej załamanie nerwowe Tiffany uhonorowała Lawrence Oscarem. Choć werdykt spotkał się z powszechną aprobatą, sprawił też, że zaczęto zadawać sobie pytanie, za co tak w zasadzie lubimy tę aktorkę.

Odpowiedź jest prosta: kochamy dziewczyny z sąsiedztwa. Takie, które śmieją się z niewybrednych żartów, mają do siebie sporo dystansu i potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji. Jennifer to chodząca definicja tego określenia. Czerwony dywan, który z reguły pozbawia stąpające po nim aktorki poczucia humoru i dystansu, wydaje się kompletnie nie działać na panienkę Lawrence. To sporo osiągnięcie – targowisko próżności, jakim niewątpliwe jest Hollywood, dawno już nie widziało osoby ujmującej nie tylko na ekranie, ale też w codziennym życiu. Pochwałę dla naturalności Lawrence można szczególnie spotkać w Internecie, gdzie filmiki z jej spotkania z Jackiem Nicholsonem czy nieudaną próbą otwarcia paczuszki drażetek biją rekordy popularności i pokazują, jak bardzo liczy się dla nas wdzięk oraz bezpretensjonalność. Jennifer stroi miny, nie przejmuje się konwenansami. Podczas wywiadu na czerwonym dywanie potrafi beztrosko oznajmić, że jest głodna. Ta rozbrajająca naturalność, bezapelacyjny talent i dobra ręka do wyboru kolejnych ról tworzą z niej oczywistą królową ostatnich lat.

Szaleństwo wokół jej postaci każe zadać sobie jednak jedno pytanie: na ile w tej ocenie przeważa sympatia, a na ile rzeczywista ocena jej aktorskich umiejętności. To bezsprzecznie utalentowana dziewczyna, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zamiast za filmy, coraz częściej nagradza się Jennifer za… urok osobisty. Czy w tym roku znów zgarnie statuetkę na gali Oscarów? Byłaby to już druga nagroda Akademii za - nie wybitną, ale po prostu bardzo dobrą - rolę Lawrence.

Nie ma jednak wątpliwości, że Jennifer to aktorka charakterystyczna i intrygująca, dodatkowo z ugruntowaną pozycją w show-biznesie. Błyszczy gdziekolwiek się pojawi, a to spory atut - szczególnie jeśli dodamy do niego ujmującą naturalność. Niezależnie czy uczestniczymy w kulcie aktorki, czy prowadzimy po kątach gorące dyskusje odnośnie "za" i "przeciw" jej filmowych dokonań, wydaje się, że na pewno mamy do czynienia z gwiazdą wielkiego formatu. Taką, która na przysłowiowe "dzień dobry" deklasuje konkurencję, a już na dniach może dorobić się kolejnej nagrody Akademii Filmowej w swojej krótkiej i burzliwej karierze.

Możemy narzekać i załamywać ręce, ale na wieść, że pewna dwudziestotrzylatka zdobyła kolejnego Oscara za swoje aktorskie dokonania, prawdopodobnie uśmiechniemy się pod nosem. I na tym właśnie polega jej fenomen.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj