Wataha to druga produkcja polskiego oddziału HBO. Serial będzie opowiadać o strażnikach granicznych, którzy zmierzą się z trudną sytuacją na terenie łączącym Polskę i Ukrainę, siłami przyrody oraz własnymi słabościami. Premierę zaplanowano na rok 2014. Przypominamy, że tutaj można przeczytać nasz reportaż z planu.
DAWID RYDZEK: Nigdy wcześniej Tołhaje nie tworzyło muzyki do żadnego filmu ani serialu.
JANUSZ DEMKOWICZ: Ta współpraca jest w ogóle trochę przypadkowa. Prowadzę zagrodę zbudowaną z przenoszonych chałup i kiedyś ekipa filmowa sobie ją wynajęła na parę dni, a przy okazji wzięli nasze płyty. Pół roku później ni stąd, ni zowąd Artur [Kowalewski, producent "Watahy" – przyp. red.] dzwoni i mówi, że nasza muzyka im się bardzo podoba i chcą ją w serialu.
DAMIAN KURASZ: Do pilota zaadaptowali trzy utwory z naszych płyt i potem padła propozycja napisania muzyki specjalnie pod serial.
I jak ta pisana specjalnie pod serial będzie brzmiała?
DK: To będzie całkowicie nasz własny styl, to, co gramy na co dzień. W sumie okaże się, czy to wystarczy, bo zwykle w tego typu projektach wykorzystuje się muzykę orkiestrową, której my na pewno nie zaaranżujemy.
JD: Spotykamy się od czasu do czasu z producentami, puszczamy im, co nagraliśmy, i dyskutujemy o tym. Słuchamy, czego chcą.
DK: Serial jest "dziki", bieszczadzki, dokładnie taki jak to, co my komponujemy. To nie jest i na pewno nie będzie muzyka typowo filmowa.
Czyli nie usłyszymy orkiestry, ale sekstet.
JD: Na to wygląda. Naszą wokalistką jest Marysia Jurczyszyn, która śpiewa u nas po bojkowsku lub po łemkowsku. Na gitarze mamy Damiana, Tomka Dudę na saksofonie, Piotrka Rychlca na akordeonie i instrumentach klawiszowych, a Łukasza Moskala na perkusji. Ja, Janusz Demkowicz, gram na basie.
Pracujecie teraz nad czołówką. Jak się podchodzi do tego kluczowego w każdym serialu elementu?
JD: Razem z producentami doszliśmy do wniosku, że ma być dużo przestrzeni i dużo gór. Mamy przede wszystkim lokalne instrumenty: lirę korbową i cymbały. Oprócz tego dużo elektroniki i wokal śpiewany charakterystycznym białym głosem. Cały czas tę czołówkę modyfikujemy, szukamy kompromisu.
DK: Wciąż nie wiadomo, co będzie w warstwie wizualnej czołówki, więc na razie nie zapadają też ostateczne decyzje. Pracujemy nad różnymi propozycjami, by na końcu mieć z czego wybierać.
Czyli komponujecie "w ciemno".
DK: Zupełnie w ciemno, ale nie jest powiedziane, że to, co odrzucimy przy czołówce, nie zostanie wykorzystane gdzieś indziej. Być może po prostu ten fragment zilustruje coś innego. Mamy naprawdę wiele koncepcji. Jest wersja "na bogato" z wieloma instrumentami, ale mamy też podobną melodię, z tym że bardziej ascetyczną, niemal z samym wokalem.
JD: Nie widzieliśmy jeszcze gotowych odcinków, więc skupiamy się na razie na przygotowywaniu bazy. Ostatnio spotkaliśmy się z producentami i po raz pierwszy pokazaliśmy im to, co zrobiliśmy do tej pory. Część im się podobała, część mniej. Co ciekawe, raz nagraliśmy fragment z ukraińskim chórem, który dla producentów brzmiał "zbyt bałkańsko", choć był jak najbardziej w stylistyce wschodniokarpackiej. Paradoksalnie być może mają jednak rację i dla widzów serialu mogłoby to być mylące. Nie wszyscy przecież wywodzą się z Bieszczad jak my.
A jak wspomniana wcześniej elektronika ma się do Bieszczad?
JD: Gramy muzykę etno, a nie folklorystyczną. To znaczna różnica.
DK: W etno wszystkie chwyty są dozwolone. Idziemy z duchem czasu, nie ograniczamy się do liry i kontrabasu. Wszędzie teraz korzysta się z sampli, czemu więc my mielibyśmy tego nie robić? Bawimy się efektami i filtrami. Często po takiej obróbce dźwięki wydawane np. przez jakiś archaiczny instrument brzmią niezwykle intrygująco.
Często spotykacie się z producentami i dyskutujecie. W jaki sposób rozmawia się o muzyce – o czymś, czego nie da się przełożyć na słowa?
DK: Rozmawiamy raczej o uczuciach i emocjach. Dyskutując nad jakąś naszą kompozycją, mówimy na przykład: "To jest zbyt wesołe, dodajmy tu więcej grozy".
JD: Jest to bardzo trudne, ale staramy się mimo wszystko jak najwięcej o tym rozmawiać. Zresztą nawet nie tylko o tym. Samo słuchanie tego, co, jak i gdzie dzisiaj było kręcone, już daje nam lepsze wyobrażenie, jak muzyka miałaby brzmieć.