Dzisiaj my odklepujemy mały facepalm na myśl o tym, że w dobie Słowackiego (wielkim poetą był) i jego romantycznie ambitnych kolegów gawiedź i tak najczęściej sięgała po romanse lotów pikujących. Tak i nasi potomni klepać się będą po czołach na wieść o wampirzych uniesieniach miłosnych. Zamiast martwić się o to, jak żałośnie wypadniemy w obliczu innych pokoleń, postanowiliśmy z Osobą Trzecią popłynąć razem z panującym nam miłosiernie nurtem literackim, a później sprzedać prawa do ekranizacji (nawet ekipie od "Wiedźmina", nie będziemy wybredni) i odebrać w imieniu twórców Złote Maliny. Z dumą i premedytacją.

W dobrym tonie jest zacząć od napisania książki. Czas ucieka, a opcje się kurczą. Wampiry były, razem z wilkołakami. Potomkowie bogów, pół-bogowie, anioły i demony – odhaczone. Myśleliśmy przez długi czas, że naszą szansą jest zombie, do póki nie zasiedliśmy w kinie na "Wiecznie żywym". Dodatkowo, już podczas zapowiedzi kinowych nasza lista potencjalnych nadprzyrodzonych kochanków skróciła się o czarownicę, łowcę demonów i powtórkę z kosmity (pierwszy raz kosmici podrywali w Roswell, jeszcze w czasach przedmeyerowskich). Zaczęliśmy panikować.

Kiedyś wszystko było prostsze. Kiedyś, czyli w czasach, kiedy oglądaliśmy Disney'a. Sprawa zawężała się do księżniczek i książąt, w porywach do jakiegoś mezaliansu międzyklasowego. Dzisiaj pewne jest tylko to, że dziewczyna musi być nieśmiała i szara. Przeczesujemy rejony s-f, zastanawiamy się głośno nad cyborgiem, klonem i sztuczną inteligencją, ale coś nam się kołacze, że to albo już było, albo właśnie powstaje. W końcu triumfalnie wpadamy na pomysł odświeżenia motywu z myślącym oceanem Lema, ale szybko przypominamy sobie, że ostatnio Pratchett z Baxterem to zrobili i tak naprawdę nie wiadomo, co ta galareta z Lobsangiem robiła sam na sam.

Zamiast na futurę stawiamy na regionalizm i folklor. Dybuk odpadł w przedbiegach, bo to też demon (poza tym nie chcemy rywalizować z gadającą po polsku skrzynką z "Kroniki Opętania"). Strzyga jest płci pięknej (?!), więc odpada, bo stracilibyśmy motyw nieśmiałej dziewczyny (nieśmiałej strzygi jakoś nie mogliśmy sobie wyobrazić). Chcieliśmy odświeżyć klasykę, czyli uosobienie śmierci, ale jakoś niewygodnie nam było z profanowaniem "Joe Blacka". – Mógłby być dżinn – stwierdza w zamyśleniu osoba trzecia. - Albo utopiec... Do utopca mam już nawet tytuł: "Głębia uczuć", albo "W odmętach", coś w ten deseń. Będzie mroczniej niż z dżinnem. No, i dość oczywistym posunięciem dla dziewczyny będzie to, że się dla niego utopi.

Pytamy Osoby Czwartej, płci pięknej, co myśli o takim losie bohaterki. Ta potwierdza, że faktycznie, jest to bardzo logiczna, instynktowna wręcz reakcja na wieść o inności ukochanego - Zadziwiające jest to – dodaje po chwili namysłu - że doskonale wiemy, co zrobić, jeśli obiekt naszych westchnień jest wampirem, aniołem, demonem, zombie, gejem, terrorystą, mężem (nie naszym), szpiegiem, nerdem, szpiegiem-nerdem, superbohaterem i współlokatorem. Nadal jednak nie do końca jesteśmy pewne co zrobić, jeśli okaże się zwykłym idiotą.

Cóż.

W. Morgulis

Czytaj więcej: EFEKT BAZINGA: ...i dziękuję Akademii

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj