Woody Allen jest być może najbardziej rozpoznawalnym komediopisarzem w świecie kina. Na swoim koncie ma prawie 20 nominacji do Oscara, z czego udało mu się wygrać 3 statuetki za najlepszy scenariusz oryginalny i jedną statuetkę za reżyserię. Swoją karierę zaczynał już w wieku 15 lat, pisząc dowcipy. Na początku lat 60. Allen próbował swoich sił jako stand-up’owiec w lokalnych barach i kafejkach Nowego Jorku. Jego droga po szczeblach kariery od małego komika, przez scenarzystę wieczornych programów typu The Ed Sullivan Show do filmowego reżysera przebiegła w mgnieniu oka. Twórca zadebiutował w 1965 roku filmem Co słychać, koteczku?, do którego napisał scenariusz. Allen nie był jednak zadowolony z efektu końcowego, dlatego zaczął sam reżyserować swoje filmy. Jego reżyserskim debiutem był Jak się masz koteczku?, chociaż za jego oficjalny debiut uznawany jest film „Bierz forsę i w nogi”. Jego filmy są znane szczególnie z nietuzinkowego poczucia humoru, intelektualnych dialogów oraz zekranizowania cech osobowościowych samego Woody’ego. Jego bohaterowie to zazwyczaj błyskotliwi introwertycy mający własnego terapeutę oraz ogromną wiedzę o kulturze. Akcja najczęściej dzieje się w dużym mieście. Jeżeli nie jest nim Nowy Jork (który Allen uwielbia ze względu na swoje pochodzenie), to jest to zazwyczaj europejska metropolia. Fabuła zazwyczaj skoncentrowana jest na głównym bohaterze, którego grał w przeszłości bardzo często sam reżyser. Dotyczy głównie jego problemów sercowych, seksu oraz życia w danej metropolii. Pomimo że istnieje stereotyp, że filmy Allena są takie same, tak w rzeczywistości nie jest. Komik operuje bardzo błyskotliwym dowcipem oraz świetnie napisanymi scenariuszami. Jego filmy, choć zwykle mają podobny klimat, często zawierają elementy fantastyki albo subtelne, literackie odwołania. Sam Allen to głowa pękająca od popkultury i kultury skonsolidowanej do licznych nawiązań w swoich dziełach. Takie tytuły jak Miłość i śmierć czy Seks nocy letniej to zgrabne reinterpretacje znanych sztuk klasyków pokroju Szekspira czy Tołstoja. W filmografii Woody’ego widać również pewną ewolucję, zaczynając od komediowego okresu w latach 60., przez dramatyczną pocztówkę z Nowego Jorku w latach 70. i 80. do komedii kryminalnych, podróży po europejskich miastach oraz filmów z elementami fantasy w pozostałych latach. Faktem jest, że reżyser wypuszcza ogromną liczbę tytułów każdej dekady. W ostatnim czasie sprowadza się to do jednego, dwóch filmów w ciągu roku. Co za tym idzie, jego pomysły czasem są bardziej zaskakujące, czasem mniej. Nie można natomiast podważyć faktu, że wszystkie filmy Allena cechuje jego indywidualny styl oraz swoista magia. To właśnie znak jakości nowojorczyka, którego nikt nie próbuje podrobić. W niniejszym artykule pochylimy się nad wyborem najlepszych filmów z filmografii Woody’ego Allena z całego okresu twórczego reżysera. 1. Manhattan (1979) Manhattan jest według mnie najlepszym filmem Woody’ego Allena. Pierwszy w filmografii reżysera obraz nakręcony na biało-czarnej taśmie jest idealnym portretem wielkiej metropolii, jaką jest Nowy Jork. Film opowiada o Issacu, który żyje z pisania skeczów dla telewizji. Pewnego dnia stwierdza, że program obniża poziom jego prac i rzuca ową profesję na rzecz pisania książki. W międzyczasie zmaga się z problemami miłosnymi, spotykając się z o wiele młodszą Tracy i wzdychając do dziewczyny swojego najlepszego przyjaciela. Allen świetnie się sprawdza aktorsko w roli głównego bohatera, który do bólu przypomina sylwetkę samego reżysera. Dialogi napisane przez Woody’ego są energiczne, błyskotliwe i dowcipne jednocześnie. Gdy owe refleksje padają z ust samego twórcy filmu, łatwo poczuć styl, jakim operuje Allen. Na pochwałę zasługują również kreacje aktorskie Diane Keaton wcielającej się w intelektualistkę – dziennikarkę Mary (dziewczynę najlepszego przyjaciela) oraz Meryl Streep w roli Jill, byłej żony Issaca piszącej książkę o intymnych brakach jej byłego partnera. Melancholijny portret miasta jest prawdopodobnie pierwszym filmowym wyznaniem miłości Allena do Nowego Jorku. Poprzez głębokie portrety bohaterów, reżyser idealnie oddaje klimat ulic tej metropolii oraz ilustruje powszechność problemów nowojorczyków, jakimi są powierzchowny seks i samotność w tłumie. Allen, kręcąc Manhattan, postanowił ukazać widzom swoje miasto w taki sposób, w jaki on je widzi. Stąd pełne inspiracji, magii i ekscesów miejsce zachwyca widownie na całym świecie swoją prostotą i kompleksowością jednocześnie. Jak można się domyślać, najłatwiej jest pisać o tym, co się naprawdę kocha. W przypadku Allena i NYC nie mamy wątpliwości, że nie jest to przelotny romans. Komik zawdzięcza swojemu miastu intelektualno-neuretyczną osobowość, którą nam tak dobrze ogląda się na ekranie. Film znalazł się na liście Channel 4 pt. „50 filmów, które trzeba zobaczyć przed śmiercią”. Co zabawniejsze, Allen był na początku bardzo niezadowolony z Manhattanu. Podobno tak źle pracowało mu się, tworząc ten film, że oferował studiu nakręcenie innego filmu kompletnie za darmo, byleby tylko odłożyć Manhattan na półkę. Ciekawe, czy nowojorczykowi przeszło przez myśl, że film dostanie dwie nominacje do Oscara i na zawsze wpisze się w reżyserski dorobek jako jeden z jego najlepszych filmów. 2. Hannah i jej siostry (1986) Nagrodzony Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny, film z 1986 roku jest bez wątpienia jednym z lepszych dzieł w filmografii reżysera. Woody przedtem kilkukrotnie pokazywał nam, że rewelacyjnie sobie radzi z wielowątkowością historii. W „Hannah i jej siostry” mamy do czynienia z apogeum jego scenopisarskich możliwości. Oto dostajemy opowieść o trzech siostrach, które w Dniu Dziękczynienia zaczynają zwierzać się sobie nawzajem ze swoich problemów. Film zaczyna się w Dzień Dziękczynienia i obfituje w liczne retrospekcje, które pomagają nam poznać, zrozumieć i polubić każdą z bohaterek. Każda z nich bowiem ma swoje własne zmartwienia, które razem tworzą piękny portret skomplikowanej rodziny. Hannah (Mia Farrow) jest piękną aktorką i emocjonalnym kręgosłupem całej rodziny. Jej siostry – Holly (Dianne Wiest), marząca o byciu kimś sławnym oraz Lee (Barbara Hershey), żona ekscentrycznego malarza – nie doceniają poświęcenia Hanny. Wszystko zaczyna się psuć, gdy mąż Hanny zakochuje się w Lee, która opuszcza swojego męża. Film jest podzielony na 3 epizody, każdy poświęcony jednej z sióstr. Wszystkie epizody mają swoje własne motto, które podsumowuje zachowanie bohaterów w danym fragmencie. Reżyser idealnie łączy charakterystyczny dla niego humor z dość poważnymi refleksjami i wnioskami. Allen opowiada nam o tym, na czym zna się najlepiej – nad skocznością ludzkiego życia, błahością związków oraz ogólno pojętym przemijaniem. Film jest również udekorowany fascynacją reżysera nad kinem oraz sztuką, a cały obraz zamyka klamra kompozycyjna, którą staje się następne święto dziękczynienia. Hannah i jej siostry to idealny przykład filmu, który może bawić, wzruszać i zmuszać do głębokich refleksji nad pozornie trywialnymi tematami. Balansowanie na granicach komedii i dramatu wychodzi nowojorczykowi perfekcyjnie, a nagromadzenie wątków, romansów i intryg sprawia, że jest to jeden z bardziej złożonych filmów reżysera. Sam Allen, zaskoczony pozytywnym odbiorem zarówno ze strony krytyków, jak i widzów powiedział: „Gdzie popełniłem błąd?” 3. Vicky Cristina Barcelona (2008) Mogłoby się wydawać, że pomimo zamiłowania Woody’ego Allena do romansów i miłosnych wątków, specyficzny humor psuje całą namiętną aurę jego filmów. Twórca chyba sam zauważył tę zależność i odstawił humor na bok na rzecz soczystej aury. W taki sposób powstał jeden z pikantniejszych obrazów. Vicky Christina Barcelona to namiętny romans z Javierem Bardemem, Penélope Cruz, Scarlett Johansson i Rebeccą Hall w rolach głównych. Gdy dwie młode Amerykanki (Johansson i Hall) przyjeżdżają do Barcelony na wakacje, poznają charyzmatycznego malarza Juana (Javier Bardem). Hiszpan, przepełniony pewnością siebie i pozbawiony skrupułów, proponuje im seksualną przygodę w swoim domku na prowincji. Cristina, wolna duchem i chętna na ekscytujące przygody blondynka zgadza się od razu, gdy Vicky, zaręczona i będąca przeciwieństwem Cristiny brunetka, daje się namówić dopiero po czasie. Wszystko natomiast się komplikuje, gdy do domu Juana przyjeżdża jego była żona, wybuchowa Maria Elena (Penelope Cruz). Oczywiście obrazowi z 2008 roku nie brakuje zabawnych momentów oraz inteligentnego dowcipu reżysera. To, co wyróżnia film na tle innych dzieł Allena, to elektryzujący romans, który staje się głównym tematem filmu. Komik idealnie odnajduje się w tworzeniu zmysłowości poprzez niedosłowność przykrytą niewinnością i niedopowiedzeniami. Innymi słowy, to wszystko, co zawsze nas śmieszyło w filmach Allena, tutaj wbija nas w fotel i hipnotyzuje swoim urokiem. Nie bez powodu Woody tym razem wybiera na miejsce swojego filmu upalną Hiszpanię. Barcelona co prawda staje się tylko punktem wyjścia dla fabuły, lecz nieznane nam zakątki Hiszpanii pozwalają na zbudowanie pikantnego klimatu. Do tego dochodzą brawurowe występy aktorskie Javiera Bardema, który intryguje od pierwszej sceny oraz trio Johansson, Hall i Cruz, gdzie każda z kobiet przedstawia zupełnie inny typ osobowości. W końcu podobno podczas pokazu w Cannes w 2008 roku pocałunek Johansson i Cruz zebrał 10-minutowe owacje na stojąco. Jedno jest pewne – Allen swoim filmem pokazał, że potrafi być niegrzeczny, nie tylko wygłaszając niepoprawne monologi w swoich filmach. To właśnie klimat gorącej Hiszpanii oraz miłosnego trójkąta sprawił, że obraz uważany jest za najbardziej pikantny i zmysłowy tytuł reżysera. 4. Co nas kręci, co nas podnieca (2009) Allen z wiekiem zrezygnował z grania głównych postaci w swoich filmach. Nie oznacza to jednak, że porzucił schemat bohatera ze swoimi cechami osobowości. Boris (Larry David) jest starzejącym się geniuszem, cynicznym, złośliwym, lubiącym wytykać innym wady. Jego życie zmienia się diametralnie, gdy poznaje młodą Melody (Evan Rachel Wood), która spada na niego (dosłownie) z nieba. Whatever Works jest jednym z tych filmów, który zgrabnie ukazuje zmiany społeczne w Nowym Jorku. Reżyser idealnie zderza ze sobą różne światy – inteligencję z małomiasteczkowymi, starych z młodymi, konserwatystów z wolnościowcami. Tym samym pokazuje nowej i starej widowni, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Swoistą mentalną przemianą dotyka praktycznie wszystkich głównych postaci filmu. Larry David idealnie kontynuuje archetyp allenowskiego bohatera, którym tym razem zostaje Boris i niebanalnie łamie czwartą ścianę od początku do końca obrazu. Owa formuła wiąże się z trafnymi spostrzeżeniami, pewną manipulacją widzem oraz poczuciem bliskości z głównym bohaterem. W filmie czuć i widać ducha starych dzieł reżysera. Woody Allen wraca do Nowego Jorku po długiej podróży przez europejskie miasta. Co za tym idzie, dostajemy ponownie pakiet premium wszystkich najlepszych cech z filmów komika. Mamy tutaj liczne romanse, uszczypliwy dowcip, konfrontacje inteligencji z prowincją oraz sentymentalne chwyty, których Allen tak rzadko się podejmuje w tym okresie. Film z 2009 roku jest moim zdaniem najlepszym filmem Allena z tej dekady. Film został napisany w 1977 roku z myślą o obsadzeniu Zero Mostela w roli Borisa. Niestety, aktor zmarł a projekt powędrował do szuflady i siedział tam aż do 2008 roku. To właśnie tutaj mamy wszystko to, za co nowojorczyk jest tak szanowany wśród krytyków oraz widzów. Różnica jest taka, że Whatever Works powiewa nowym pomysłem oraz widocznym doświadczeniem w tego typu komediodramatach. Bez wątpienia jest to pozycja obowiązkowa do obejrzenia, jeżeli mówimy o starym-nowym Allenie. 5. Annie Hall (1977) Gdyby ktoś mnie kiedyś spytał, który z filmów najbardziej oddaje duszę kina Allena, odpowiedziałbym bez zastanowienia, że Annie Hall. Film z 1977 przyniósł reżyserowi aż dwie statuetki Oscara – za najlepszy scenariusz oraz za najlepszą reżyserię. Pomijając więc fakt, że Annie Hall według akademii, krytyków oraz części widowni jest po prostu jego najlepszym filmem, obraz jest również najbardziej „allenowskim” tytułem w dorobku reżysera. Bo w końcu jak inaczej określić dzieło, które nie dość, że jest wyreżyserowane, napisane i zagrane przez samego Woody’ego Allena, to jeszcze opowiada o znakomitym komiku poszukującym miłości w Nowym Jorku? Może słowem autobiograficzny, ponieważ w tym przypadku (pomimo iż wydaje się to na wyrost) określenie filmu takim słowem niekoniecznie jest przesadzone. Allen tym razem wciela się w Alvy’ego Singera, który poznaje piękną piosenkarkę Annie (Diane Keaton), grającą w klubie nocnym. Dopiero w momencie, gdy tytułowa bohaterka traci zainteresowanie Singerem i finalnie go porzuca, ten robi wszystko, by ją odzyskać. Początkowo film miał być czymś w rodzaju surrealistyczno-wizualnej podróży. Roboczy tytuł brzmiał Ahedonia i oznaczał stan, w którym nie jesteśmy zdolni do odczuwania przyjemności. Na szczęście Allen zrezygnował z takich koncepcji jak senne marzenia rozgrywające się w rajskim ogrodzie, meczu koszykówki pomiędzy New York Knicks’ami a jego ulubionymi filozofami czy fantazji na temat francuskiego ruchu oporu. Patrząc na piedestał, na którym stoi do dzisiaj Annie Hall, nowojorczyk musi dziękować Bogu do dziś, że się opamiętał w ostatniej chwili. Annie Hall to przede wszystkim rewelacyjnie napisana historia burzliwego związku komika z piosenkarką. Allen w tym przypadku idzie na całość i dominuje cały seans swoimi ciekawiącymi, intelektualnymi dialogami. Często ma tak dużo do powiedzenia, że nie daje takiej szansy głównej bohaterce, a dialog zmienia się w monolog. Gdy natomiast złamie pierwszy raz czwartą ścianę, dopiero poczujemy, że reżyser tak bardzo chce być przez nas rozumiany, że po prostu mu się to udaje. Ponadto, Allen daje tutaj nie tylko twórczy popis życia, ale także aktorski. Jego niebanalne przemyślenia są opowiadane z taką łatwością, gracją i pomysłem, że film pokochali absolutnie wszyscy. To wszystko sprawia, że Annie Hall jest kwintesencją humoru, stylu oraz geniuszu Allena, a także najlepszym filmem w jego filmografii. 6. O północy w Paryżu (2011) Swojego czasu mówiło się dużo o zaciekłym pojedynku Annie Hall z O północy w Paryżu. Z czasem jednak Annie Hall pozostała na tronie, chociaż film z 2011 roku przyniósł Woody’emu mniej więcej taki sam rozgłos co Annie Hall 25 lat temu. Dziewięć lat po premierze nadal ma swoich zwolenników, twierdzących, że właśnie połączenie fantastyki z romansem to Allen w swoim najlepszym wydaniu. Gil (Owen Wilson) oraz Inez (Rachel McAdams) są świeżo upieczonym narzeczeństwem. W ramach romantycznego wyjazdu lecą do stolicy romansu. Niestety, ich związek zostaje wystawiony na próbę. Inez przeznacza czas na spotkania ze swoim byłym chłopakiem, a Gil na podróżach do lat 20. Allen zadbał o to, by jego kolejna z europejskich wycieczek była dla nas podróżą nie tylko w lata 20., ale w zupełnie inny, magiczny świat. Rewelacyjna forma, jaką reżyser operuje, bez problemu daje nam poczuć klimat zarówno miasta miłości, jak i Paryża z okresu przedwojennego. Obraz zachwyca nas kolorami oraz miejscami, takimi jak piękne, hotelowe wnętrza, ciasne lecz urokliwe zakamarki czy paryskie targi staroci. Żeby było ciekawie, twórca wplata nam w fabułę takie osobistości jak Ernest Hemingway, Luis Bunel czy Pablo Picasso. Film zatem nie dość, że imponuje nam niekonwencjonalnym pomysłem oraz rewelacyjną scenografią, zachwyca również pod względem scenariusza. Wszystko w filmie bawi widza swoim absurdem i humorem ze względu na Gila, który w nowym towarzystwie czuje się jak ryba w wodzie. Główne zarzuty krytyków na temat paryskiej fantazji to właśnie takie, że owa fantazja jest odczuwalna dla widza. Mówi się, że Paryż został przez Allena sportretowany dokładnie tak, jak chcą go widzieć Amerykanie. Lata 20. w filmie nie różnią się niczym od współczesnego obrazu, właśnie ze względu na zastosowanie stylistyki marzenia sennego. Według mnie natomiast owa magia, którą reżyser zaczarował swój oscarowy film, jest tym, co tak wyróżnia O północy w Paryżu spośród innych filmów reżysera. Fakt, że scenariusz oparty jest na motywie fantastycznym nie odbiera słodko-gorzkiego wydźwięku obrazowi, w który Allen ponownie wpakował garstkę swoich nietuzinkowych przemyśleń. Osadzenie w fabule historycznych postaci takich jak np. Luis Bunel tworzy rewelacyjne pole do manewru popkulturowymi żartami, jak ten,  gdy Gil podsuwa pomysł na „Anioła śmierci” Hiszpanowi, a Bunel stwierdza, że to głupie. Przede wszystkim jednak to kolejne, przepięknie zobrazowane miasto zachwyca nas swoją baśniowością. Owszem, być może z prawdziwym Paryżem nie ma to nic wspólnego, ale nie od dzisiaj wiadomo, że Allen to romantyk z krwi i kości. Co za tym idzie, swój świat przedstawiony buduje w sposób romantyczny – często przekoloryzowany, sztuczny i nadęty. Sęk w tym, że gdyby tak nie zrobił, nikt z nas nie mógłby przenieść się w inny świat tak samo jak Owen Wilson w Midnight In Paris.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj