ADAM  SIENNICA: Wojna światów świetnie działała w kontekście opowiadania o ludzkości i kondycji człowieczeństwa. Co w tym aspekcie ma do zaproponowania 2. sezon? GABRIEL BYRNE: Tak, pierwszy sezon dobrze to zrobił. Wojna światów wciąż zadaje pytanie: jak zareagujemy w obliczu kryzysu? Do tego dochodzi kwestia rywalizacji nauki z pobożnym życzeniem. Wystarczy spojrzeć na wydarzenia w Ameryce w ostatnich czterech latach. Naukowcy mówią o faktach, a ktoś odpowiada: nie, wystarczy użyć wybielacza. W serialu nauka przejmuje prym. Bill Ward nie jest bohaterem kina akcji. Jest zwyczajnym naukowcem, który chce odkryć prawdę. Jest to bardziej prawdziwe niż pojawiający się facet z peleryną, który ma uratować ludzkość. Jeśli ludzkość ma zostać uratowana, to właśnie przez naukowców, którzy mogą być mało ekscytujący, nawet nudni jak Bill Ward, a nie ludzi wyglądających jak Superman. Twoja postać, Bill, przeżyła dużą, osobistą stratę. Czy ukazując jego żałobę, korzystałeś z jakiegoś osobistego doświadczenia? Straciłem wiele bliskich osób podczas mojego życia. Wiem, czym jest żałoba. Nie jest to coś, co można pokazać na zewnątrz, bo to dzieje się wewnątrz. Wchodzisz wewnętrznie do wielkiej, ciemnej jaskini, z której nie wiesz, kiedy wyjdziesz. Nie możesz się ruszać. Gdy grasz kogoś, kto jest w żałobie, nie musisz tego pokazywać. Kiedyś ktoś zapytał Aleca Guinessa; jak grasz króla w Szekspirze? On na to, że nie gra, wszyscy inni to robią. Jest w tym wiele mądrości, bo jak grasz króla, nie musisz chodzić czy mówić jak on, bo wszyscy wokół ciebie grają króla. To samo dotyczy żałoby - to wszystko jest wewnątrz nas. Widzowie nie potrzebują wielkich wyjaśnień, jak to jest przeżywać takie emocje. 
fot. FOX
Zastanawiam się, co tematycznie ciebie ekscytowało w 2. sezonie? Zawsze trzeba zdać sobie sprawę z tego, jaki jest format serialu. Trzeba zrozumieć i płynąć z prądem. Wojna światów to pełna napięcia i ekscytująca historia. Podstawą dobrego opowiadania jest pytanie: co wydarzy się dalej? Nie można wszystkiego od razu zdradzać, gdy ją opowiadamy. Czasem, jak opowiadam dzieciom bajkę, mówię, że przerwiemy w tym miejscu, a one od razu chcą wiedzieć, co dalej. Tak samo to działa z dorosłymi. Nasi scenarzyści wprowadzili ten motyw do historii. Do tego thriller nie skupia się do końca na emocjach, ale na akcji. Czy sądzisz, że przez pandemię koronawirusa ten serial jest bardziej na czasie niż przy pierwszym sezonie? Tak uważam i sądzę, że widzowie też to wiedzą. Waga przesłania mogła do nich w pełni nie trafić w pierwszym sezonie, a przypominam, że był on tworzony przed pandemią, a drugi kręciliśmy już w trakcie. Dlatego podczas prac braliśmy nową rzeczywistość pod uwagę. A jak może zakończyć się pandemia i komu mamy zaufać, że do tego doprowadzi? Dlatego w serialu ważny jest Bill Ward, bo jest naukowcem. Dlatego moim zdaniem to nauka nas uratuje. Oczywiście może ona również nas zniszczyć, ale jeśli odpowiednio ją wykorzystamy, jesteśmy w stanie wykaraskać się z większości kłopotów A jak wyglądała praca nad 2. sezonem w trakcie pandemii? Zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia wirusem, bo każdego ranka na planie nas testowano. Byliśmy pierwszym serialem, który ruszył na plan w trakcie pandemii. To było odważne z naszej strony, a oczy wielu producentów spoczywały na nas, by zobaczyć, jak sobie z tym radzimy. Ciekawe było, że pojawiła się informacje traktująca branżę rozrywkową jako usługę niezbędną. To było ważne podkreślenie tego, jak ludzie potrzebują fikcji i rozrywki. Musisz więc iść na plan, wypowiadać kwestię i je powtarzać, po prostu praca przejmuje priorytet i na niej się skupiasz. Z uwagi na pandemię koronawirusa wiele się zmieniło w relacjach międzyludzkich. Jak według ciebie 2. sezon zostanie odebrany przez tę nową widownię? Dostaną kawał dobrej rozrywki. Zaś sama historia jest dynamiczna i ekscytująca. Widz szybko uzależni się od historii. Scenarzyści Wojny Światów wykonali kawał dobrej roboty, bo rozumieją, jak wciągnąć widzów. Będzie to więc wspaniała rozrywka, a widownia będzie zafascynowana bohaterami.  Jakie było dla ciebie najtrudniejsze doświadczenie na planie 2. sezonu? To zawsze są te momenty, gdy trzeba walczyć z kimś, kogo naprawdę nie ma. Czasem jest to piłka tenisowa i trzeba udawać, że to kosmita. Te mechaniczne stwory obcych w serialu przeważnie były nieobecne na planie, więc trzeba było sobie wyobrazić, że tam są. Czasem myślisz sobie: to jest niedorzeczne, gadam do piłki tenisowej! Albo facet z działu rekwizytów jest na ziemi i udaje, że chodzi jak ten stwór. A jako aktor wiem, że to Joe z departamentu rekwizytów. Dlatego zawsze trzeba udawać, że dzieje się coś zupełnie innego, niż w rzeczywistości, którą doświadczamy na planie. A aktorstwo, jak zapewne wiesz, to w dużej mierze udawanie. Ważne jest, aby nie przesadzać z myśleniem, bo jeśli mniej myślisz o tej piłce tenisowej i innych aspektach tego typu doświadczeń, tym lepiej.  W serialu Wojna światów ludzie przyciągnęli obcych poprzez wysłanie piosenki Nicka Cave'a w kosmos. Jaką piosenkę byś wybrał do wysłania w kosmos? To interesujące pytanie: jaką piosenkę bym wybrał? Jako Irlandczyk powiem, że wybrałbym irlandzką piosenkę. Tradycyjna muzyka irlandzka ma w sobie dwie skrajności ludzkich emocji. Jest w tym nieokiełznana radość z życia, ale także smutek. Wybrałbym więc taki utwór. Nie mam pojęcia, jaki by to miało wpływ na kosmitów. 
    ,  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj