Tegoroczny kwiecień będzie miesiącem popkulturowych pożegnań. Już w przyszłym tygodniu dowiemy się, czy ktoś z marvelowskich herosów poniesie (zapewne bohaterską) śmierć w starciu z Szalonym Tytanem. Niedługo przekonamy się również, kogo z Westeros upatrzyła sobie Kostucha. O ile śmierć w MCU jest jak na razie hipotetyczna, to możemy być pewni, że w Grze o tron trup będzie się słał gęsto.
Wyobraźmy sobie ogólnoświatowe zaskoczenie, a nawet oburzenie, gdyby twórcy serialu Gra o tron zagrali nam na nosie i przekornie nie uśmiercili ani jednej kluczowej postaci. Jestem pewien, że ci sami widzowie, którzy narzekali na nieprzewidywalność w ferowaniu wyroków śmierci, marudziliby na zbyt ugrzecznione i oczywiste rozwiązanie całości. To byłaby dopiero odwaga i finezja – zakończyć opowieść w nieszablonowy sposób, ale tak, żeby Jon, Dany, Sam, Sansa i pozostali mogli dalej cieszyć się życiem.
Powyższa teoria to oczywiście niefrasobliwe science fiction, które nie ma poparcia ani w historii serialu, ani w oczekiwaniach fanów. Nie ukrywajmy – chcemy krwi, a HBO bardzo dobrze rozumie nasze potrzeby. Dlatego też już od wielu sezonów raczy nas zaskakującymi, niespodziewanymi, a czasem kuriozalnymi śmierciami głównych bohaterów. Nie bez kozery powodu zabijanie protagonistów stało się znakiem rozpoznawczym Gry o tron. Tego typu rozwiązania były obecne wcześniej w popkulturze na mniejszą skalę. Dopiero serial HBO uczynił z tego fetysz, który łechta ciekawość widzów, łaknących wielkich emocji w kinie i telewizji. Gdy wszystko jest przewidywalne, stereotypowe i na jedno kopyto, przychodzi HBO i ścina głowę Nedowi Starkowi. Powyższe miało miejsce wcześniej oczywiście u George'a R.R. Martina, ale umówmy się – niewielu z nas przed Grą o tron słyszało o Pieśni lodu i ognia. Wiekowy już pisarz, przekładając na język literatury swoje pomysły, zupełnie nieświadomie zrewolucjonizował telewizję…
Wróćmy jednak do meritum – kto zginie w ostatnim sezonie Gry o tron? Wbrew pozorom, to nie jest taka oczywista sprawa, ale spróbujmy sobie nieco pogdybać. Pamiętacie zakończenie premierowego odcinka 8. sezonu? Do Winterfell przybywa Jaime Lannister. Królobójca natyka się od razu na Brana, który wciąż nie potrafi wydostać się z pałacowego podwórka. Chłopak obdarowuje Jaimego spojrzeniem wydającym się mówić: „Widziałem, jak robiłeś to ze swoją siostrą”. Mogło to również oznaczać: „Ale masz przerąbane”. Jaime przybywając do miasta Starków, trafia prosto do paszczy lwa. Nie dość, że znajdują się tam bliscy tych, których jego ojciec kazał wymordować w rytm „Deszczów z Castamare”, to jeszcze pewna piękna Targaryanka łaknie krwi każdego, kto sprzeciwi się jej woli.
Daenerys jest bezkompromisowa i coraz bardziej bezwzględna. Nie trudno wyobrazić sobie zorganizowany naprędce proces, na którym Jaime zostaje skazany na śmierć. Wyrok wykonują Starkowie, mogący zemścić się na znienawidzonym Lannisterze. Jedynie Tyrion płacze, patrząc jak jego królowa, bezlitośnie zabija mu brata. Powyższe mogłoby stanowić doskonałe preludium do „Szaleństw panny Dany” i rozłamu wśród głównych bohaterów. A stąd, prosta droga do kolejnych śmierci.
Powyższe doprowadziłoby do konfrontacji, która musi nastąpić. Jon Snow kontra Daenerys, Matka Smoków. Już teraz widzimy zarzewie tego konfliktu. Sam nie może przeboleć losu swoich bliskich i słusznie wini za to królową. Jon zawsze słuchał Tarly’ego, więc z pewnością i teraz słowa przyjaciela dały mu do myślenia. Kto wyjdzie zwycięsko z konfrontacji Jona i Daenerys? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że to Zrodzona z Burzy pożegna się życiem. Jon już raz umarł. Głupotą byłoby go zabijać jeszcze raz – taka powtarzalność nie jest w stylu Martina i twórców serialu. Z drugiej strony Khaleesi staje się coraz mniej czytelną postacią. Zauważmy, że w premierowym odcinku bardzo rzadko śledziliśmy wydarzenia z jej perspektywy. Nie wiemy już, o czym myśli bohaterka, co czuje, do czego tak naprawdę zmierza. Po co właściwie pragnie tronu? Dla samej władzy? Czyżby Daenerys zatraciła się w swojej obsesji? Jej śmierć byłaby doskonałym dopełnieniem tragicznej historii w szekspirowskim stylu. Idealistka pod wpływem żądzy władzy nakłada na siebie klątwę swojego rodu. Pochłania ją szaleństwo i staje się Lady Makbet i Korolianem w jednym. Idealnie wpasowałoby się to w konwencję Gry o tron i stanowiłoby perfekcyjne zamknięcie sagi.
Zanim jednak Jon i Dany wejdą do Sali tronowej w Królewskiej Przystani, będą musieli kogoś zrzucić z Żelaznego Tronu. Pojawia się tutaj kolejne ważne pytanie. Czy Cersei Lannister straci życie? O jej dwór możemy być spokojni. Euron, Qyburn i Góra są już trupami – ich los jest przesądzony. Teoretycznie królowa również powinna odejść. W końcu co ją czeka po utracie tronu? Oczywiste jest przecież, że po finale nie ona będzie na nim zasiadać. Czyżby, tak jak jej ojciec, miała zginąć z rąk Tyriona? A może twórcy szykują dla niej kolejną makabrę w stylu Marszu Pokuty?
Co ciekawe, los pozostałych bohaterów jest mniej oczywisty. Nie ma żadnego fabularnego uzasadnienia dla śmierci pozostałych postaci. Bo czemuż miałaby ginąć Sansa ukryta w bezpiecznych murach Winterfell? Kto mógłby podnieść rękę na Sama? A Tyrion? Trudno sobie wyobrazić śmierć tej ikonicznej postaci, no chyba że nienawiść Dany do Lannisterów dosięgnie i jego. Oczywiście część bohaterów może odejść podczas wielkiej bitwy, która ma się odbyć w tym sezonie. Zagrożeni są wszyscy, którzy ruszą do boju. Ogar, Brienne, Bronn, Jorah, Arya, Davos, Tormund, Theon, Yara, Szary Robak – każdy z nich jest w niebezpieczeństwie.
Warto też zwrócić uwagę na bohaterów, którzy przestali odgrywać większą fabularną rolę. Jedną z takich postaci jest Varys. Nie ma on w tym momencie wpływu na akcję - stanowi tło dla ważniejszego Tyriona. Niezwykle łatwo byłoby się go pozbyć. Nie da się ukryć, że Varys od kilku sezonów jest cieniem samego siebie. Również rola Brana zastanawia. Internet przepełniony jest memami, naśmiewającymi się z chłopca. Podobno stanowi on klucz do całej historii, ale jeśli ona dobiegnie końca, jakie będzie miał kolejne zadanie? Zamknie się w Winterfell, gdzie będzie robił za mędrca? A może wyruszy w podróż na północ, żeby zgłębiać tajemnice świata? Bardziej pasowałaby tutaj męczeńska śmierć i poświęcenie życia za Westeros. W końcu tylko on, dzięki swoim nadprzyrodzonym zdolnościom, może zagrozić planom Nocnego Króla.
I tutaj dochodzimy do postaci, która zginie na pewno. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Nocny Król dokończy swojego żywota w finale ósmego sezonu Gry o tron. Oczywiście nie można traktować go w kategorii pierwszoplanowych bohaterów opowieści. To antagonista z krwi i kości – złoczyńca dążący jedynie do śmierci i zniszczenia. W tym przypadku bardziej interesujące jest, w jakich okolicznościach zginie ten łotr. Do jego śmierci i triumfu Westeros przyczynią się z pewnością Jon, Bran i Daenerys wraz ze smokami. Możliwe, że obie bestie poświęcą życie, walcząc za swoją matkę. Na tym etapie finałowe rozstrzygnięcia są jednak tajemnicą i trudno przewidzieć okoliczności, w jakich dojdzie do finałowego rozwiązania. Będzie to z pewnością wielkie wydarzenie – symboliczne starcie ognia i lodu.
Gra o tron to prawdziwe popkulturowe zjawisko. Jeśli premiera serialu otrąbiana jest w większości poważnych mediów na całym świecie, a po pierwszym odcinku internet zostaje zalany setkami memów, wiedz, że coś się dzieje. Trochę szkoda żegnać się z tą produkcją, ale pocieszmy się tym, że popkultura nienawidzi pustki i wkrótce pojawi się kolejna ikoniczna pozycja. Miejmy nadzieję więc, że Gra o tron odejdzie z klasą, dając nam to, czego oczekujemy. Dziesiątki ściętych i nabitych na pal głów. Hektolitry krwi, wylewającej się ze wszystkich możliwych otworów w ludzkim ciele. Swąd płonących zwłok. Skrytobójstwo i brutalne gwałty. Zniszczenie oraz pożoga. Dziękujemy ci HBO, że siedząc bezpiecznie na kanapie i zagryzając popcorn, mogliśmy zobaczyć prawie każdy rodzaj śmierci i cierpienia. Mamy nadzieję, że finał przebije pod tym względem wszystko, co do tej pory widzieliśmy w kinie i telewizji.