Gwiezdne Wojny od czasu przejęcia przez Disneya miały budować spójny kanon, co oznacza, że wszystkie filmy, seriale, książki, gry i komiksy są fabularnie powiązane. Przez te lata pojawiły się zgrzyty - czy jednak ona przekreślają tę pracę?
Spójne uniwersum to piękne marzenie, które fani pokochali dzięki Marvelowi. Zresztą nie tylko fani, a również i zwykli widzowie, ciut bardziej interesujący się tematem i rozróżniający Marvela od DC. Jednak tutaj pojawił się zgrzyt i obietnica spójności pomiędzy mediami szybko przestała istnieć. Seriale robiły swoje, nawiązując do filmów w sposób okazjonalny, a filmy kompletnie je lekceważyły. Marvel to zmienia dopiero w 2021 roku wraz z premierami nowych seriali tworzonych dla Disney+. Gwiezdne Wojny natomiast zawsze w tym aspekcie miały o wiele większe ambicje, bo spójność fabularna miała być pomiędzy każdym osadzonym w kanonie projektem. To znaczy, że seriale, filmy, komiksy, gry i książki są ze sobą powiązane, a osoby śledzące poszczególne historie mają dzięki temu większą frajdę, bo czerpią z tego więcej, zauważając przemycane tu i ówdzie detale czy wprowadzone postaci, czyli rzeczy nieznane fanom samych filmów czy seriali.
Tworzenie spójnego kanonu było jednym z argumentów skierowanych do fanów, gdy Lucasfilm podjął decyzję o skreśleniu wszystkiego, co powstało w książkach, komiksach i grach od początku istnienia Star Wars. Wówczas nazwali te publikacje Legendami, ale przez lata czerpali pełnymi garściami z pomysłów tam tworzonych, koncepcji, wątków. Przenosili nawet postacie do aktualnego uniwersum. Miało to ręce i nogami. Nie da się temu zaprzeczyć, że tak zwana Lucasfilm Story Group, nadzorująca spójność, wykonała dobrą robotę i te powiązania były dobrze prowadzone. Przed erą Disneya w kanonie panował gigantyczny bałagan, bo spójności tam już nie było, ponieważ kluczem była hierarchia. Oznacza to, że określone medium mogło tworzyć swoje pozornie kanoniczne historie, ale jeśli George Lucas w filmach i serialu zdecydował się poruszyć wątek wcześniej opisany w książkach lub komiksach, tym samym tamte informacje przestały być uznawane za kanoniczne i następował tak zwany retcon. Jako fan uwielbiałem tę iluzję, że wszystko jest powiązane, ale z każdym rokiem coraz bardziej było czuć, że książki robią swoje i pomiędzy nimi jest jakaś spójność, a każde inne medium miało to w poważaniu i również robiło swoje.
Dlatego też nowa wizja, mająca w jakimś stopniu spełnić oczekiwania i marzenia budowane latami, była dla mnie atrakcyjna. W końcu powiedziano, że każda historia będzie mieć znaczenie dla uniwersum. Niestety, ale zaczęły się jednak pojawiać różne nieścisłości przez... Dave'a Filoniego. Czasem odnoszę wrażenie - z całym szacunkiem dla jego pomysłów - że zapomniał o nowych zasadach w kanonie i dalej tworzył tak, jak do tego się przyzwyczaił. To spowodowało, że sytuacja Ahsoki z 7. sezonu serialu
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów na Mandalorze była w szczegółach sprzeczna z wydarzeniami opisanymi w książce
Ahsoka, a kwestia wykonania rozkazu 66 w wątku młodego Caleba Dume'a (prawdziwe imię Kanana Jarrusa ze
Star Wars: Rebeliantów) w serialu
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja różni się od tego, co przeczytaliśmy w komiksie
Kanan z 2015 roku. Jennifer Corbett, producentka animacji, twierdzi, że chcieli uhonorować to, co stworzono w jego historii wcześniej, ale zarazem pokazać swoją interpretację. Trudno traktować tego typu wyjaśnienia poważnie, bo nie mają one sensu. Inne wyjaśnienie w przypadku
Wojen Klonów zaproponował członek Lucasfilm Story Group. Otóż miało to być kwestią perspektywy, czyli na przykładzie książki
Ahsoka mieliśmy historię z jej perspektywy, a w serialu z innej, stąd pojawiają się różnice w szczegółach i niuansach wydarzeń, ponieważ pamięć jest zawodna i często wydarzenia pamiętany inaczej niż inni. Podobnie do kwestii Obi-Wana opowiadającego Luke'owi o Vaderze i Anakinie w Oryginalnej Trylogii.
Oba wyjaśnienia niestety to połowiczne usprawiedliwianie lenistwa scenarzystów, którzy albo nie musieli sięgać po wcześniej poruszany wątek, albo po prostu mogli wykazać się kreatywnością, jak to zrobić bez wprowadzania sprzeczności. Jasne, na poziomie ogólnym obie sytuacje wyglądają tako samo, a różnice pojawiają się w szczegółach. Nie czuję jednak powodu, dla którego ktokolwiek w Lucasfilm miałby pozwolić na takie zmiany, bo ktoś sobie coś innego wymyślił. Tak jakby w MCU co 5 filmów zmienianą szczegóły jakiegoś starcia Avengers ze złoczyńcami. To nie ma żadnego sensu i stanowi duży problem dla Lucasfilmu, który sam w jakimś stopniu sobie zaprzecza, pozwalając, by takie sytuacje w ogóle miały miejsce. Oczywiście ten ambitny projekt zwany kanonem jest o wiele bardziej skomplikowany niż sytuacja MCU w filmach i serialach, ale po coś Lucasfilm Story Group została założona? Wydźwięk tej sytuacji nie będzie mieć żadnego znaczenia dla widzów niewchodzących głębiej w tematykę, ale fanów to zrazi. I co najważniejsze - łamanie własnych zasad sprawi, że coraz mniej będzie można zachęcać nowych czytelników do poznawaniach świetnych historii z książek czy komiksów. Po co je śledzić, jeśli Lucasfilm będzie zawsze uginać się na kaprysy producentów animacji czy
The Mandalorian (sytuacja szeryfa z Tatooine). To zaczyna być problem, który pomimo - jak na razie - kilku sytuacji, nie został odpowiednio wyjaśniony i rozpracowany. Skoro reagowanie polega na jakichś pojedynczych komentarzach tu i ówdzie, można poczuć wręcz lekceważenie tego, co jest tworzone.
100 najlepszych postaci Star Wars
Jednocześnie mam świadomość, że Lucasfilm Story Group to ludzie, więc mogą popełniać błędy - pomimo tego, że pilnowanie spójności to jest ich główna praca, której najwyraźniej nie wykonują tak dobrze, jak powinni. Wiele razy słyszeliśmy komentarze pisarzy książek i komiksów o współpracy z nimi. Często dostawali oni sygnały, że to czy tamto nie może zostać użyte, bo w uniwersum w tym przypadku działo się to i siamto. Czemu więc znów powraca temat dziwnej hierarchii, że twórcy seriali mogą tworzyć tutaj bałagan? Bo wyraźnie czuć, że to nie efekt błędów LSG, a świadoma decyzja o retconie, która nie ma żadnego sensu ani zrozumiałych motywacji w ogólnym rozrachunku wątku i uniwersum. W jednostkowym przypadku danego serialu ona działa na korzyść historii właśnie w nim opowiadanej, ale w końcu Lucasfilm, jego szefostwo i wszyscy kreatywni ludzie tam siedzący muszą zdać sobie sprawę, że praca w spójnym uniwersum tak nie może wyglądać, bo plan rozsypie się jak domek z kart.
Tutaj nawet nie chodzi o jakąś frustracje z mojej strony na marnowanie potencjału przez Lucasfilm lub jego lekceważenie. Zdaję sobie też sprawę, że jesteśmy w trakcie pewnego rodzaju korekty kursu kanonu, ale umówmy się - sprzeczności, które do tej pory się pojawiły, nie mają w tym wielkim planie żadnego znaczenia. Trudno mi zaakceptować zwyczajnego braku kreatywności i lenistwa. Naprawdę, komiksy i książki oferują dużo dobrych historii, które mają znaczenie, ale jeśli twórcy filmów i seriali nie będą chcieli współpracować, wróci koszmar sprzed czasów Disneya, gdy pod koniec nic ze sobą nie współgrało i mówię to pomimo mojej wielkiej sympatii do starego Expanded Universe.
Nie chcę jakoś bardzo narzekać na Kathleen Kennedy, szefową Lucasfilmu, ale w dużej mierze ten problem wynika ze złego dowodzenia, bo wiele decyzji, które nie zagrały lub były nietrafne pochodzi właśnie od niej. To nie jest Kevin Feige z Marvel Studios, który potrafi bawić się w piaskownicy, którą stworzył. Kennedy bezapelacyjnie jest świetną producentką filmową, niewątpliwie też podjęła sporo dobrych decyzji, ale jako osoba decyzyjna popełnia zbyt dużo błędów. Wszystkie negatywne historie o kulisach Star Wars były z nią związane. Tutaj trzeba kogoś, kto zrozumie motyw gigantycznej piaskownicy, bo potencjał opowiadania spójnej historii w filmach, serialach, grach, książkach i komiksach jest szansą, jaką w popkulturze nie widzieliśmy. Obawiam się jednak, że ta wizja może być kształtowana w takich bólach, że ten potencjał gdzieś się rozmyje. Serio, jak Lucasfilm zadecydował o tworzeniu jednego świata i powiązaniu historii w nim osadzanych, twórcy muszą mieć nakaz dostosowania się, a nie raczenia fanów kaprysami, bo chcą inaczej bez większego znaczenia. W końcu to osoby kreatywne i powinni wymyślać dobre opowieści tak, by pasowały do ogólnego planu, a nie iść na łatwiznę. Ich błahe, totalnie niepotrzebne decyzje zaburzają tworzenia uniwersum na poziomie, który dałby wszystkim coś wyjątkowego. Gwiezdne Wojny zasługują na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h