Przemysł komiksowy w USA jest wart miliony dolarów i od lat rządzi się właściwie tymi samymi prawami. Czasem jednak wystarcza wysiłek kilku osób, by wszystko uległo diametralnej zmianie. Zdarzenia takie miało miejsce 22 lata temu, gdy założono Image Comics.
Wydawnictwo Image Comics powstało w 1992 roku i szybko zdobyło serca czytelników. Mało kto jednak pamięta o tym, że fakt, iż dzisiaj możemy fascynować się bardzo dobrymi seriami pokroju "Sagi" czy "Fatale", to zasługa dziewięciu osób. Osiem z nich to legendarni założyciele Image, natomiast dziewiątą jest Terry Steward. Nie słyszeliście o nim? Już wyjaśniam. Człowiek ten w 1991 roku sprawował funkcję prezydenta Marvel Comics. To właśnie do niego pewnego pięknego dnia przyszli Todd McFarlane, Rob Liefeld, Jim Lee, Erik Larsen, Marc Silvestri, Jim Valentino, Whilce Portacio oraz Chris Claremont. Twórcom nie podobało się to, że nie otrzymują wynagrodzeń za stworzone przez siebie postacie ani także nie zatrzymują chociaż części praw autorskich, a więc podważyli fundamenty funkcjonowania zarówno Marvela, jak i DC Comics. Wyliczono bowiem kiedyś, że gdyby Len Wein otrzymał zaledwie 1% sumy, jaką dla Domu Pomysłów zarobiła tylko jedna stworzona przez niego postać, żyłby do końca swoich dni jako milioner. Scenarzysta ten stworzył jedną z ikon wydawnictwa - Wolverine’a. Terry Steward twardo obstawał przy swoim i nie zgodził się na żadne z żądań, jakie wystosowała grupa twórców. Ci praktycznie już następnego dnia odeszli z Marvela i rozpoczęli pracę nad nowym wydawnictwem na rynku. Image Comics miało kompletnie zmienić obraz rynku komiksów w USA. U podstaw wydawnictwa istniała zasada, że wszystko, co dana osoba stworzy, należy tylko i wyłącznie do niej, co wówczas było niespotykane u największych wydawców.
[image-browser playlist="581649" suggest=""]
Zanim wydawnictwo powstało, grupa ośmiu buntowników zaczęła się wykruszać. Whilce’a Portacio dopadły kłopoty zdrowotne, które na jakiś czas wyłączyły go z kontynuowania kariery rysowniczej. Chris Claremont z kolei uznał, że nie udźwignie prowadzenia własnego studia, i postanowił zostać freelancerem pracującym bez zobowiązań dla różnych wydawnictw. Skoro już wspomniałem o studiach, warto powiedzieć o strukturze, jaką miało Image Comics w momencie swojego startu. Otóż każdy z sześciu założycieli dostał w swoje władanie jedno studio. W jego ramach tworzyli oni serie i postacie, do których prawa autorskie posiadają do dziś. Chociaż początkowo zgodzono się, że wszystkie serie osadzone będą w jednym, wielkim uniwersum, to jednak każdy oddział był przy okazji światem samym w sobie. Oznaczało to, że znacznie częściej dochodziło do minicrossoverów pomiędzy postaciami stworzonymi w ramach jednego studia niż dwóch różnych. W 1992 roku Image Comics oficjalnie wystartowało, mając w strukturze sześć oddziałów: Extreme Studios (założone przez Roba Liefeldal; tu publikowano takie tytuły jak "Youngblood", "Prophet" czy "Supreme"), Highbrow Entertainment (twórcą był Erik Larsen, autor "Savage Dragon" oraz "Freak Force"), Shadowline (stworzone przez Jima Valentino; na początku największym hitem studia była seria "Shadowhawk"), Todd McFarlane Productions (w tym studiu powstał bardzo popularny także w Polsce "Spawn"), Top Cow Productions ("dziecko" Marca Silvestriego i dom takich serii jak "Witchblade" czy "The Darkness") oraz Wildstorm Productions (gdzie swój dom znalazły wszystkie pomysły Jima Lee, na czele ze wspomnianymi już "WildC.A.T.s" oraz "StormWatch").
Czytaj również: Deadpool zginie? Pracownik Marvela to sugeruje
Na samym początku swojego funkcjonowania nowy gracz na rynku podczepił się pod wydawnictwo Malibu Comics i korzystał z jego kanałów dystrybucji, marketingu oraz administracji. Służyło to obniżeniu kosztów, które dla młodego wydawnictwa są zawsze dużym problemem. Trwało to jedynie rok, ponieważ Image bardzo szybko stało się poważnym graczem na rynku i mogło się już ostatecznie usamodzielnić. Stało się tak, ponieważ właściwie każdy z opublikowanych początkowo komiksów okazywał się wydawniczym hitem. Tak było z historycznie pierwszą pozycją od Image ("Youngblood #1"), a także z każdym kolejnym komiksem. Przykładowo, "Spawn #1" sprzedał się w liczbie 1,7 miliona egzemplarzy, co do dziś jest rekordem wśród komiksów spoza Marvela oraz DC, a patrząc na sytuację wydawniczą w USA, już chyba nikt nigdy tego wyniku nie pobije.
[image-browser playlist="581650" suggest=""]
Długo można by pisać o charakterystyce komiksów z początkowej fazy istnienia Image Comics. Warto tylko wspomnieć, iż większość z nich charakteryzowała się marną warstwą fabularną – w końcu większość założycieli wydawnictwa nie była zawodowymi scenarzystami – oraz specyficznymi rysunkami przedstawiającymi niemożliwie umięśnionych mężczyzn oraz niebywale szczupłe i wręcz nieforemne kobiety. Z czasem zaczęło dochodzić do kłótni między poszczególnymi założycielami, co skutkowało rozbijaniem struktury wewnętrznej wydawnictwa. Wielkie zmiany nastąpiły w 1998 roku, gdy wraz z odejściem Jima Lee i całego studia WildStorm do DC Comics spójne uniwersum Image ostatecznie przestało istnieć, każde studio stworzyło swój osobny świat, a coraz większą rolę zaczęły odgrywać niezależne, autorskie serie.
Czytaj również: Gotham w wersji westernowej
Lata 1998-2008 nie były tłustym okresem dla Image Comics. Wydawnictwo nieustannie traciło udział w rynku, który w pewnym momencie wynosił nawet 4%, co nie dawało firmie miejsca nawet wśród najlepiej piątki w USA. Wszystko zmieniło się dzięki Ericowi Stephensonowi, który został redaktorem naczelnym Image. Zawdzięczamy mu dwie rzeczy. Po pierwsze, udało mu się przyciągnąć do wydawnictwa najgorętsze nazwiska na rynku, takie jak Brian K. Vaughan, Matt Fraction czy Rick Remender, ale także znacząco wzmocnił najlepszych spośród tych, których Image miało już w swoich szeregach, a więc Jonathana Hickmana i przede wszystkim Roberta Kirkmana, który obecnie jest jedną z największych gwiazd w USA - i nie mam już na myśli tylko rynku komiksowego. Na dzień dzisiejszy Image ma około 10% udziału w rynku. Konsekwentne działania sprawiają, że z czasem wynik ten może tylko się polepszyć, a ku mojej osobistej uciesze także i polskie wydawnictwa zaczęły wreszcie dostrzegać, że wydawnictwo to ma w swojej ofercie nie tylko "Żywe Trupy".
[image-browser playlist="581651" suggest=""]
Co jeszcze oferuje Image Comics oprócz znanej na całym świecie serii o Ricku Grimesie? Przede wszystkim są to takie tytuły, jak: niezwykła space opera utrzymana nieco w klimatach "Romea i Julii", a więc "Saga"; komedia kryminalno-erotyczna o parze zatrzymującej czas podczas uniesień seksualnych, czyli "Sex Criminals"; najlepszy obecnie na rynku komiks superbohaterski "Invincible"; postapokaliptyczny western "East of West" czy wydawany nieprzerwanie od ponad dwóch dekad i popularny także w Polsce "Spawn", opowiadający o wysłanniku piekieł, który buntuje się przeciwko swemu przeznaczeniu. Te kilka tytułów to tylko wierzchołek góry lodowej, a praktycznie każda z serii znajdująca się w ofercie Image Comics warta jest uwagi.
Czytaj również: Serial "Supergirl" zamówiony na sezon przez CBS
Jaka przyszłość czeka Image Comics? Wszystko wskazuje na to, że szefowie tej firmy mają powody do optymizmu. Wyniki osiągane przez wydawnictwo powoli, lecz konsekwentnie rosną, a najbardziej znani twórcy coraz częściej ograniczają swoją pracę przy największych tytułach, by móc wydać coś autorskiego. I ich wybór najczęściej pada właśnie na Image.
Krzysztof Tymczyński – z wielu komiksowych pieców chleb już jadał, aż w końcu założył bloga "Image Comics Journal", na łamach którego niemal codziennie donosi o nowościach ze swojego ulubionego wydawnictwa. Okazyjnie pisze także dla "DCManiaka", a cały czas wolny poświęca na komiksy oraz bycie zakochanym w swojej dziewczynie. Niekoniecznie w tej kolejności.