Anime Inuyasha, jak to przeważnie bywa, powstało na podstawie mangi o tym samym tytule. Autorką komiksowego pierwowzoru jest Rumiko Takahashi, twórczyni wielu hitów oraz laureatka nagród, w tym Shogakukan Manga Award, przyznawanej przez wydawcę mang, Shogakukan Publishing. Jej wcześniejsze hity warte uwagi to przede wszystkim Urusei Yatsura (wydawane w latach 1978-1987), Maison Ikkoku (1980-1987) oraz Ranma ½ (1987-1996). Wszystkie doczekały się swoich serii anime, warto też wspomnieć, że mangi Ranma ½ oraz Inuyasha były wydawane w Polsce przez wydawnictwo Egmont. Niestety oba te tytuły nie ukazały się w całości, a żadne wydawnictwo nie zdecydowało się na ich kontynuacje. Warto wspomnieć, że manga Inuyasha liczy sobie aż 56 tomików, co jednak przy tasiemcach pokroju One Piece (aktualnie 84 tomiki wydane w Japonii) nie wydaje się już tak dużą liczbą. Dla zainteresowanych – powstały jeszcze cztery filmy kinowe, będące raczej dodatkiem do anime oraz jeden odcinek specjalny. Rumiko Takahashi po Inuyashy stworzyła (i rysuje do dziś) kolejną mangę, Kyoukai no Rinne, która doczekała się do tej pory dwóch serii anime, ale niestety zdecydowanie daleko jej do zostania hitem. Pierwsza seria anime Inuyasha liczy 167 odcinków (lata 2000-2004), druga (pt. InuYasha: Kanketsu-hen) tylko 26 odcinków. Pierwszy sezon niestety po jakimś czasie dogonił mangę, a odcinki zamiast popychać fabułę do przodu, sprawiały, że akcja grzęzła w miejscu. Koniec końców po niekończących się fillerach (odcinkach-zapychaczach) studio Sunrise przerwało produkcję tego serialu. Dopiero pod koniec 2009 roku można było wznowić prace, a tym samym dokończyć całą historię, ponieważ Rumiko Takahashi ukończyła wydawanie swojej mangi. Polski fan anime miał okazję poznać ten tytuł za sprawą niemieckiej stacji RTL II (emisja rozpoczęła się w 2005 roku), dostępnej za pomocą sygnału satelitarnego. Niemcy zdecydowali się na stworzenie własnej piosenki do czołówki, a muszę przyznać, że wpadała w ucho. Tym samym, nie mając jeszcze internetu, przez wiele lat nie wiedziałam, jak brzmi oryginalny opening tego anime. Inuyasha opowiada historię Kagome Higurashi, zwyczajnej 15-latki, której rodzina mieszka na terenie chramu, czyli świątyni sintoistycznej. W dniu urodzin Kagome znika gdzieś jej kot, więc dziewczyna postanawia poszukać go w każdym zakątku rodzinnej posiadłości. Sprawdza też stary budynek, w którym znajduje się zabita deskami studnia. Po chwili deski, będące tak naprawdę pieczęciami, zostają wyrwane, a ze środka wyłania się demon, olbrzymia skolopendra, połączenie obrzydliwej stonogi z kobietą. Kagome zostaje przez nią schwytana, a następnie zabrana w głąb studni… Odkrywa, że demon nie znosi jej dotyku, co nastolatka skwapliwie wykorzystuje. Po chwili udaje się jej wydostać ze studni, aby następnie… znaleźć się w lesie. Rozpoznaje tylko stare drzewo, Goshinboku, które rosło koło jej domu. Ale tym razem do drzewa przybity strzałą jest białowłosy chłopak o psich uszach. Zanim Kagome zorientuje się, co się dzieje, już napada na nią stado wieśniaków, zaciąga do wioski i stawia przez obliczem kapłanki Kaede. To w tym momencie Kagome orientuje się, że jest w feudalnej Japonii, w epoce Sengoku (lata 1467-1603), w czasach wojen i walk między panami poszczególnych ziem. W tym momencie ponownie pojawia się skolopendra i tym razem udaje się jej skutecznie zaatakować dziewczynę – z boku Kagome wypada mały okrągły przedmiot – Klejnot Czterech Dusz (Shikon no Tama), zaginiony przed 50 laty cenny artefakt. Kagome jest łudząco podobna do Kikyo, siostry Kaede, która właśnie przed półwieczem przybiła do drzewa Goshinboku tajemniczego psiego chłopaka. Z braku innego wyjścia Kagome uwalnia go, wyjmując strzałę z jego piersi, a ten rozprawia się ostatecznie ze skolopendrą. Po czym atakuje Kagome, żądając zwrotu Klejnotu… Tak pokrótce zaczyna się początek tej historii, a to tylko sam zalążek fabuły – skutkiem wypadku, Klejnot Czterech Dusz rozpada się na setki kawałków, a każdy okruch ląduje gdzieś w okolicy. Trzeba wspomnieć, że dodaje on niezwykłej siły, a dla demonów wszelkiej maści Klejnot jest łakomym kąskiem. Chcąc nie chcąc, Kagome i tytułowy psi półdemon, Inuyasha, muszą połączyć siły i odnaleźć okruchy klejnotu. Z czasem dołączają do nich Sango, łowczyni demonów z ogromnym bumerangiem, Miroku mnich-zbereźnik z dosłownie wciągającą wszystko czarną dziurą we wnętrzu dłoni oraz mały, osierocony lisi demon, Shippo. Cała ta drużyna ma jeszcze jeden cel – zemścić się na Naraku, demonie, który 50 lat wcześniej zniszczył także życie Inuyashy i Kikyo, skłócając ich, a następnie doprowadzając do śmierci dziewczyny oraz przypieczętowania Inuyashy do drzewa na pół wieku. ‌Inuyasha ma do tego stopnia rozbudowaną fabułę oraz ogromną liczbę bohaterów, że nie sposób wymienić wszystkich. Długość zarówno mangi, jak i anime świadczy o tym, jak wielki świat stworzyła Rumiko Takahashi. Ta osadzona w feudalnej Japonii historia stała hitem na całym świecie – to ciekawe, ponieważ Inuyasha jest tytułem bardzo japońskim ze względu na czas i miejsce akcji, ale także całą nadnaturalną otoczkę, która towarzyszy opowieści. Mamy tu mnóstwo demonów, potworów, wszelakich bytów nawiązujących do japońskiej mitologii. Na przykład Shippo, towarzysz bohaterów to kitsune, czyli lisi demon. Z pewnością dla osób fascynujących się właśnie mitologią, Inuyasha będzie świetnym anime do zaproponowania na seans (albo na wiele seansów, patrząc na długość całości). Jeżeli ktoś szuka serialu, będącego połączeniem jak największej liczby gatunków, to coś dla niego. Jest tu mnóstwo akcji, przygody, komedii, wątków fantastyczno-nadnaturalnych, romansu, dramatu, walki, a to wszystko w historycznym entourage’u średniowiecznej Japonii. Owa Japonia zresztą przedstawiona jest tu dwojako, ponieważ Kagome co jakiś czas wraca do swojego domu po odkryciu, że magiczna studnia działa w dwie strony. Biedna dziewczyna z racji swojego nowego, podwójnego życia bardzo częsta opuszcza lekcje w szkole, co jej dziadek tłumaczy coraz bardziej wymyślnymi chorobami… Potem Kagome od szkolnych koleżanek dowiaduje się, że podobno cierpi na reumatyzm. Każdy odcinek przywita widza czymś innym – a to wielką bitwą, a to luźnym, wesołym nastrojem, a to smutnym zdarzeniem, powodującym łzy… także u widza. Bohaterów tego anime po prostu trzeba pokochać. Zwłaszcza Inuyasha, z jego trudnym charakterem ciężko poszkodowanego przez los nastolatka (choć na dobrą sprawę ma ponad 50 lat…) chwyta za serce. Zgraja jego towarzyszy to różnorodność w każdym calu – Sango jest bardzo dojrzała, a jej celem jest odzyskanie brata porwanego przez demona Naraku. Zakochany w niej mnich Miroku to typowy luzak, myślący głównie o damskich częściach ciała, a jego uczucie do Sango przez nią samą jest traktowane dość chłodno. Kagome to bardzo sympatyczna dziewczyna, która na szczęście nie jest typową damą do ratowania – uczy się strzelać z łuku, a trzeba pamiętać, że jest reinkarnacją świetnej łuczniczki i dawnej miłości Inuyashy, Kikyo… Uczucie łączące niegdyś Inuyashę i Kikyo kładzie się zresztą cieniem na całą historię. Jeżeli trzeba wymienić najtragiczniejszą miłość rodem z anime, to mój kandydat numer 1. Nie będzie wielką niespodzianką, jeżeli zdradzę, iż także Kagome zaczyna czuć do swojego psiego przyjaciela coś więcej… Fakt, że Kikyo zmarła 50 lat temu wcale nie zamyka sprawy, oj nie. Nie zdradzę nic więcej, ponieważ warto samemu zgłębić się w tę historię. Trzeba pamiętać, że Inuyasha to starsze anime i grafika pod wieloma względami wygląda już leciwie. Bywa też tak, że bohaterowie, jeżeli dzieje się jakaś emocjonalna scena, narysowani są staranniej, a czasem… gorzej. Studio Sunrise nie odwaliło na szczęście w przypadku tego anime fuszerki i jak na tak olbrzymią liczbę odcinków całość nie traci zbyt na jakości po jakimś czasie. Drugi sezon, stworzony dużo później, wypada już oczywiście pod względem graficznym znacznie lepiej i nie da się ukryć, że kilka lat w dziedzinie sztuki, jaką jest animacja, to przepaść. Za to naprawdę trzeba zwrócić uwagę na aspekt muzyczny Inuyasha. Soundtrack jest świetny i szybko zapada w pamięć. Pierwszej serii towarzyszy 6 openingów oraz 8 endingów, a spora ich część to naprawdę rewelacyjne piosenki. Kaoru Wada nie jest kompozytorem z czołówki japońskich twórców muzyki do anime, ale zdecydowanie stworzył kilka perełek, takich jak przepiękny utwór Inuyasha's Lullaby, który do dzisiaj ściska za serce. W czasach gimnazjum to anime było dla mnie sensem życia – zaczęłam pisać nawet fanfiction. Nie rozumiejąc po niemiecku nic (RTL II, dziękuję za wyświetlanie wtedy anime) poza najprostszymi zwrotami, takimi jak "przepraszam", utonęłam w świecie animowanej feudalnej Japonii. Ekscytowałam się każdym odcinkiem, na który biegłam ze szkoły oddalonej o kilka kilometrów, co kończyło się najczęściej obejrzeniem ostatnich 5 minut. Dopiero świętej pamięci czasopismo Kawaii wyjaśniło mi, o czym właściwie jest Inuyasha, a internet pozwolił obejrzeć wszystkie odcinki z polskimi napisami. Nie mogę jednak stwierdzić, że nasz kraj miał szczęście do tego tytułu – manga wydawana przez Egmont była bardzo słabej jakości pod względem technicznym, na brzydkim papierze i w małym formacie. Do tego bez obwoluty, co powodowało, że tomiki szybko się niszczyły… Z dzisiejszej perspektyw i po obejrzeniu setek innych serii anime, Inuyasha jest przepięknym wspomnieniem, co nie zmienia faktu, że jest też świetnym serialem. Pierwsza seria, choć później najeżona odcinkami-zapychaczami, naprawdę jest warta obejrzenia, a sezon drugi to już godne zakończenie tej fantastycznej historii. Uprzedzam jednak, że akcja w sezonie drugim chwilami wręcz pędzi na złamanie karku, ponieważ twórcy robili wszystko, aby resztę mangowego materiału zmieścić w dwusezonowej serii, czyli 26 odcinkach. Jeżeli ktoś szuka anime-tasiemca o ogromnej liczbie epizodów, a obejrzał już Naruto czy Bleach, to doskonały moment, aby sięgnąć po coś starszego – kiedyś też powstawały świetne anime.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj