Iron Man to dla wszystkich ulubiony superbohater… drugiego planu. Historia Tony’ego Starka, multimilionera walczącego w nowoczesnej zbroi, do niedawna nie posiadała nawet jednej aktorskiej adaptacji. Podczas gdy Batman i Spider-Man swoje seriale (nie tylko te animowane) mieli już w latach 60., Iron Man był zbyt mało popularny, by doczekać się własnej produkcji. Pojawiał się zwykle w rolach gościnnych lub stanowił tylko część większego projektu. Tak było w serialu "The Marvel Super Heroes” - animowanej adaptacji przygód komiksowych herosów, w której w każdy dzień tygodnia były emitowane przygody innego superbohatera. Środowe wieczory należały wtedy do Iron Mana - choć "należały” jest tu chyba lekkim nadużyciem, gdyż produkcja oferowała ledwie 7-minutowe historie. Od czasu do czasu Człowiek z żelaza przewijał się również w tle kreskówek "Spider-Man and His Amazing Friends” i "Spider-Man” (z 1981 roku), ale na swój własny serial czekał do 1994 roku.
Po wielkim sukcesie na początku lat 90. animacji X-Men, Marvel Comics zdecydowało się dać zielone światło na produkcję kolejnej adaptacji Spider-Mana i – uwielbianego obecnie dzięki filmowej trylogii – Iron Mana. Projekt kreskówki o Człowieku Pająku okazał się być ogromnym sukcesem (wyprodukowano pięć serii) i Spider-Man: The Animated Series po dziś dzień pozostaje jedną z najlepszych animacji dotyczących superbohaterów. Iron Man: The Animated Series zaś… doczekał się drugiego sezonu, ale ostatecznie trudno nie uznać go za porażkę.
Wspomniana druga seria próbowała zresztą ratować wizerunek Człowieka z żelaza. Choć poprawa była wyraźna, to chyba i tak nie dość wystarczająca – produkcję zakończono po 26 odcinkach (podczas gdy 13 stanowiło jeden sezon).
W pierwszej serii przywdziewający kostium Iron Mana Tony Stark mierzył się z Mandarynem, czarnym charakterem, którego planem było zapanowanie nad światem. Głównego antagonistę wspierała zaś cała zgraja łotrów – wśród nich znaleźli się Dreadknight, Blizzard, Blacklash, Grey Gargoyle, Hypnotia Whirlwind, Living Laser, MODOK, Fin Fang Foom i wreszcie Justin Hammer. W walce ze złem, zbrojącego się multimilionera wspierała – dziś już zupełnie zapomniana – grupa Force Works. W jej skład wchodzili w serialu Century, War Machine, Scarlet Witch, Hawkeye i Spider Woman. Plejada bohaterów znanych z kart komiksu była tak naprawdę największą zmorą serialu. Niewielu z arcywrogów czy nawet przyjaciół Iron Mana odegrało chociaż w jednym odcinku większą rolę, przez cały okres emisji pozostając w cieniu głównego bohatera, niekiedy nawet bez odezwania się słowem. Dość powiedzieć, że często nie wystarczyło nawet czasu, by pokazać (o wyjaśnieniu pochodzenia nie wspominając) ich specjalnych zdolności.
Każdy odcinek pierwszego sezonu to pojedyncza historia, która zamykała się w 20 minutach. Fabuła zwykle dotyczyła próby wykradzenia nowego wynalazku Tony’ego Starka przez ekipę łotrów pod wodzą Mandaryna. Force Works wraz z Iron Manem udaremniali te plany i czekali na kolejny ruch ze strony muskularnego zielonego stwora. A to ponoć Shane Black "zamieszał” z Mandarynem…
Prawie żadna z historii pierwszego sezonu nie była adaptacją konkretnego wątku z zeszytów Marvela, na czym serial tylko dodatkowo cierpiał. Jedynym bezpośrednim nawiązaniem do komiksu są dwa odcinki zatytułowane "The Origin of Iron Man”, gdzie ukazane zostały początki tytułowego bohatera. I tu jednak pojawił się spory odstęp od pierwowzoru - w Iron Manie: Obrońcy dobra Tony Stark nie został ranny podczas wojny w Wietnamie, ale ucierpiał w jednym ze swoich zakładów w wyniku sabotażu Justina Hammera. Zagrażające życiu odłamki nie znajdowały się też w pobliżu serca głównego bohatera, ale jego kręgosłupa, zaś pierwszą zbroję Stark zbudował nie pod okiem Wong-Chu, lecz Mandaryna.
Drugi sezon przyniósł ze sobą sporą restrukturyzację - zarówno na ekranie, jak i poza nim. Zatrudniono nowych scenarzystów, kilku aktorów zastąpiono, a kreskę poddano znacznemu liftingowi (za wygląd serialu zaczęło odpowiadać też nowe studio). Iron Man: The Animated Series przestał w końcu wyglądać jak serial z lat 80. Na samym starcie spóźnione w nim o dekadę było wszystko – brak dłuższych niż jeden odcinek wątków fabularnych, ich generalna prostota oraz pełna błędów i mało nowoczesna animacja. Kolejne 13 epizodów poprawiło te wszystkie elementy, zaproponowało zupełnie inny – zdecydowanie lepszy - styl opowiadania historii. Jeśli dodać do tego fakt, że zmieniono drastycznie nawet wygląd głównego bohatera (Tony przez wakacje zapuścił włosy) i zaprojektowano nową czołówkę, można zdziwić się, czemu i tytuł produkcji nie przeszedł lekkiej metamorfozy.
W drugiej serii w końcu na front wyraźnie wyszedł Iron Man. Główny bohater wcześniej ciągle musiał oddawać swój cenny czas ekranowy innym członkom Force Works lub równie licznej ekipie czarnych charakterów. Ograniczono również rolę Mandaryna, który w nowych epizodach pojawiał się ledwie na kilkanaście sekund, podwyższając napięcie wraz z każdym odzyskanym przez siebie pierścieniem.
Choć poziom serialu znacząco się podniósł, a w finałowych dwóch odcinkach doszło do długo oczekiwanej wielkiej konfrontacji Iron Mana z Mandarynem, życie Obrońcy dobra dobiegło końca. Niska oglądalność doprowadziła do zdjęcia serialu z anteny. Młodzi widzowie, zniechęceni kiepskim początkiem, nie dali po prostu szansy produkcji.
W dobie popularności superbohaterów z Marvela Iron Man: Obrońca dobra wrócił do obiegu i stacje dla dzieci emitują jego powtórki. Dziś jeszcze bardziej doskwiera jego infantylność i prostota, nawet w porównaniu z Iron Man: Armored Adventures. A tam przecież Tony Stark jako nastolatek walczy z kolegami z klasy.