Po Krwawych Godach, w których śmierć poniosło wielu członków rodziny Starków, Lannisterowie nadal zasiadają na Żelaznym Tronie i nie zamierzają nikomu oddawać władzy. Daenerys Targaryen, jej trzy smoki i armia Nieskalanych wyswobodziła Meereen i powoli buduje flotę, by odzyskać należną jej koronę. Na Północy zaś rośnie nowe zagrożenie. Finał czwartego sezonu Gry o tron dziś o 22.00 w HBO. Z Isaakiem Hempstead-Wrightem rozmawia Dawid Rydzek.

DAWID RYDZEK: Kiedy Gra o tron się zaczęła, miałeś 11 lat. Co wtedy myślałeś o przemocy w serialu?

ISAAC HEMPSTEAD-WRIGHT: Nie martwiłem się nią zbytnio. Zamiast mówić: "O nie, spójrzcie na tę odciętą głowę!", myślałem: "Wow, odcięta głowa!". Nie bałem się, a nawet wręcz odwrotnie – ekscytowałem się nią. Poza tym wiele rzeczy temu towarzyszących było spełnieniem marzeń. Zanim Bran spadł z okna, najpierw chodził po murach i wspinał się na wieże – każdy w dzieciństwie coś takiego robił, jeśli miał okazję, a przynajmniej chciał coś takiego zrobić. Byłem przy kręceniu tych scen odpowiednio zabezpieczony, ale uczucie ekscytacji i ryzyka pozostawało. W ogóle zawsze na planie robimy takie rzeczy, że czuję się, jakbym wygrał jakieś reality show, w którym nagrodą było spędzenie szalonych wakacji.

Więc nie zrujnowało ci to psychiki?

Do Joffreya wciąż mi daleko. (śmiech)

Jak sądzisz, czemu Gra o tron odniosła taki sukces?

Myślę, że to przede wszystkim dzięki oferowaniu swego rodzaju eskapizmu. W serialu znajdziemy wszystkie rzeczy, które chcielibyśmy – świadomie lub podświadomie – zrobić. Każdy chciałby powalczyć na miecze lub zostać bohaterem, potajemnie gdzieś też kusi nas koncept morderstwa czy bycia czarnym charakterem na miarę Joffreya. Gra o tron pozwala na doświadczenie tego wszystkiego, ale z pewnej bezpiecznej odległości.

Wiele się w serialu wydarzyło od czasu jego premiery. Pamiętam jeden kadr z pierwszego odcinka, w którym wszyscy Starkowie stoją obok siebie. Jeszcze uśmiechnięci... i żywi.

Oj, to były czasy! Teraz ten kadr wyglądałby zupełnie inaczej.

Pamiętasz kręcenie swojej pierwszej sceny?

Pamiętam, bo to była nie tylko moja pierwsza scena w Grze o tron, ale pierwsza scena na planie filmowym w ogóle. Podczas przygotowań wszystko było super, ćwiczyliśmy, powtarzaliśmy, nie było żadnych problemów. Gdy zaś przyszedł moment kręcenia, zaczęło padać i nie zamierzało przestać. Mieliśmy tam prawdziwe jezioro, naprawdę. Kiedy wróciłem do domu z rodzicami, spojrzeliśmy na siebie i powiedzieliśmy do siebie przerażonym głosem: "Co my robimy?!". Ostatecznie jednak cieszę się, że przez to przeszedłem, bo doprowadziło mnie to do punktu, w którym jestem dzisiaj – stałem się częścią tego wielkiego, niesamowitego doświadczenia, jakim jest Gra o tron.

Jaka była twoja reakcja na Krwawe Gody?

Wszyscy chyba podejrzewaliśmy, że one nadchodzą, to musiało się tak skończyć. Niemniej dla mnie większym szokiem niż uśmiercenie tych postaci była strata samych aktorów, którzy byli z nami od samego początku. Razem z Richardem [Maddenem, grającym Robba Starka – przyp. red.] w pilocie zaczynaliśmy tę całą szaloną przygodę. On i Michelle [Fairley, serialowa Catelyn] byli sercem tej produkcji, bez nich ona nie mogłaby istnieć. Zawsze miałem to poczucie, że można zajrzeć do hotelowego baru i ich tam spotkać. A teraz już ich tam nie ma…

Ale ta rzeź na nich się nie skończy, będą kolejne ofiary.

Taka już natura tego serialu. Z jednej strony obsada cały czas się kurczy, co chwilę ktoś umiera i żegna się z nami, z drugiej co pięć minut scenarzyści wprowadzają do produkcji nową postać.

Masz swoją ulubioną scenę śmierci?

Oj, będzie trudno, jest z czego wybierać… (śmiech) Najbardziej niesamowita, czy też po prostu najbardziej makabryczna, była dla mnie scena śmierci Robba Starka. Jakby tych strzał w jego ciele było mało, to potem jeszcze obcięli mu głowę i zastąpili jego wilkorem… Masakra.

W wątkach Brana zarówno w książce, jak i w serialu dzieje się chyba najmniej. Odczuwałeś to, wcielając się w niego?

W pierwszych dwóch sezonach rzeczywiście Bran głównie siedział i tylko obserwował, co się dzieje w Westeros. Wszystko działo się poza jego kontrolą, inni robili pewne rzeczy za niego albo dla niego. Od pewnego czasu się to jednak zmieniło, w końcu opuścił Winterfell i podąża za swoim przeznaczeniem. Nareszcie robi to, co chce robić; nareszcie czuje, że jego życie ma jakiś cel. Teraz czas na niego w tej całej historii.

Co ci się w tej postaci najbardziej podoba?

Bran nie jest tak porywającą tłumy postacią jak Arya czy Królobójca – nie pojedynkuje się, nikogo spektakularnie nie zabija. Jest natomiast bohaterem szalenie prawdziwym. Pomimo młodego wieku sporo już przecież przeszedł. Od dzieciństwa miał swój cel – podobnie jak jego ojciec, chciał być rycerzem. Wypadek i utrata władzy w nogach sprawiły, iż musiał te plany zrewidować. To, przez co musiał przejść, wcale nie było łatwiejsze niż to, co spotkało jego braci czy siostry. Fakt, że zmaganie się z własną fizycznością jest mniej efektowne niż rzucanie zaklęć i hodowanie smoków, to już inna sprawa.

W wątku Brana w pewnym momencie też pojawia się element nadprzyrodzony i – co za tym idzie – robi się on znacznie bardziej ekscytujący.

Zdecydowanie bardziej, choć jednocześnie to, co jest świetne w Grze o tron, to fakt, że serial nie przedstawia magii jako nieokiełznanej, wszechobecnej siły. Ona istnieje, jest gdzieś na uboczu, rzadko wychodzi na pierwszy plan. Mieszkańcy Westeros są przez to podobni do nas, osób z prawdziwego świata – nie wierzą w nadprzyrodzone istoty, przeważa w nich sceptycyzm. To nie tylko sprawia, że serialowa rzeczywistość wydaje się być bardziej realistyczna, ale też czyni te chwile, kiedy magia pojawia się na ekranie, jeszcze bardziej ekscytującymi. W historii Brana te elementy nadprzyrodzone mają kluczowe znaczenie, co też wynagradza fakt, że na początku serialu przez dobre kilka odcinków leżał nieruchomo na łóżku.



[image-browser playlist="576941" suggest=""]
Finał czwartego sezonu Gry o tron dziś o 22.00 w HBO.





To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj