Jon Favreau zasłynął w ciągu kilku ostatnich lat dzięki realizacji kinowych wersji Iron Mana. To właśnie jemu zawdzięczamy obsadzenie genialnego w roli tytułowego bohatera Roberta Downeya Jr. i nadanie pewnego określonego stylu całemu filmowemu uniwersum Marvela. To "Iron Man" z 2008 roku wyznaczył ton serii, jak i dał fabularne podwaliny pod wieńczące pierwszą fazę "The Avengers". Oczywiście teraz wydaje się, że już sama tematyka gwarantuje obrazom o superbohaterach sukces, ale kiedy Favreau zabierał się do pracy, sytuacja była dość niepewna. Adaptacja słynnej postaci z zeszytów komiksu zapewniała rozgłos, ale niekoniecznie przekładał się on na sukces finansowy, co pokazał "Daredevil", "Elektra" czy "Hulk". Technologia w końcu zaczęła pozwalać na zgrabne przeniesienie postaci i ich mocy na duży ekran, choć niestety przypadek wspomnianych filmów dowiódł, że nie zawsze za efektami specjalnymi nadążają scenariusze. Kicz i liczne uproszczenia znane z komiksów lub seriali animowanych zwyczajnie nie sprawdzały się w pełnometrażowych produkcjach aktorskich. Jon Favreau mógł wzorować się więc jedynie na Christopherze Nolanie, którego "Batman – Początek" został świetnie przyjęty przez widzów i krytyków.

Mroczna, ponura poetyka filmu o Mrocznym Rycerzu nie do końca jednak pasowała do Iron Mana. Owszem, Tony Stark, podobnie jak Bruce Wayne, przywdziewał kostium, by walczyć ze złem, ale charaktery postaci oraz atmosfery ich historii były zupełnie inne. Favreau skorzystał z nacisku Nolana na (pozorny) realizm i uzupełnił go o dużą dawkę humoru oraz spory dystans do całych historii. Podczas gdy toczącemu walkę na śmierć i życie Batmanowi w tle przygrywa podniosła muzyka Hansa Zimmera, Iron Man preferuje potyczki do rytmu AC/DC. Wizję Favreau kontynuowali (oczywiście do pewnego stopnia) kolejni reżyserzy filmów z uniwersum Marvela, a do perfekcji doprowadził ją Joss Whedon.

Jon Favreau to, podobnie jak twórca "The Avengers", wielki fan komiksów. Od najmłodszych lat zaczytywał się w opowieściach o superbohaterach, choć nigdy nie afiszował się z tym jak Whedon. Rzadko też korzystał z tych doświadczeń w pracy nad własnymi produkcjami - jego mistrzem był raczej Martin Scorsese aniżeli Stan Lee. Jak mówi w wywiadach, to właśnie na jego produkcjach dorastał. Był zawsze zainteresowany filmem i to z każdej możliwej strony – do dziś łączy bycie aktorem, reżyserem i scenarzystą.

[image-browser playlist="591586" suggest=""] ©2008 Paramount Pictures

Pierwszą rolą Jon Favreau zagrał w "Rudym", biograficznym dramacie o Danielu Ruettigerze, młodym sportowcu, który mimo przeszkód losu dążył do profesjonalnego grania w futbol. Ważne dzieło w jego karierze to również "Swingers", opowieść o kilku bezrobotnych aktorach w Hollywood. Sam napisał do niego scenariusz, a także odegrał – u boku swojego przyjaciela Vince’a Vaughna – główną rolę. Szersza publiczność poznała go, kiedy trafił do telewizji i serialu Friends. W sitcomie stacji NBC wcielił się w Pete’a Beckera, chłopaka Moniki Geller i zarazem multimilionera, który zapragnął być mistrzem świata MMA. Pomimo tego, że Monika nie chcąc patrzeć, jak jej partner zostaje brutalnie pobity na ringu, zrywa z nim po kilku odcinkach, rola Favreau była jednym z najlepiej ocenianych gościnnych występów i najchętniej wspominanych w historii serialu.

Po epizodzie w telewizji aktor zabrał się za reżyserię. Zaczął od produkcji duchowego następcy "Swingers", czyli "Made". W rolach głównych znów wystąpił wraz z Vincem Vaughem, sam też zajął się scenariuszem. Krytycy ciepło przyjęli film, choć był on bardzo słabo dystrybuowany w Stanach, a poza nie właściwie nie trafił. W 2003 roku, dwa lata po "Made", Favreau na dobre zapisał swoje nazwisko w Hollywood. Jego "Elf", bożonarodzeniowa opowieść o pomocniku św. Mikołaja, podbił kina na całym świecie, a także – co nawet ważniejsze – serca widzów. Film z Willem Ferrellem od swojej premiery stał się nieodłącznym elementem świątecznych grudniowych ramówek.

Zanim zarezerwowano mu miejsce na stołku reżyserskim na planie Iron Mana, Favreau pokazał się jeszcze z dobrej strony przy produkcji sci-fi zatytułowanej "Zathura". Kosmiczne "Jumanji" (jak szybko ochrzczono projekt) było świetną rozrywką familijną ze wspaniałymi efektami specjalnymi, które - podobnie jak w "Parku Jurajskim" - polegały głównie na pracy na modelach i użyciu animatroniki. Doceniony przez krytyków obraz jednak zupełnie przepadł w box office, przytłoczony najprawdopodobniej ogromnym sukcesem "Harry’ego Pottera i Czary Ognia", filmem nie dość, że będącym częścią niezwykle popularnej już wtedy serii, to także skierowanym do podobnego widza co "Zathura".

[image-browser playlist="591587" suggest=""]©2008 Walt Disney Studios Motion Pictures

W 2008 roku powrócił do komiksowej pasji z dawnych lat i zasiadł za sterami zbroi Iron Mana. Jego adaptacja komiksowego herosa stała się wzorem dla wszystkich kolejnych filmów o superbohaterach. Ogromny sukces zapewnił mu też reżyserię sequela i stanowisko producenta wykonawczego przy innych projektach Marvela. Favreau szybko stał się ulubieńcem geeków i nerdów, a ugruntował tę pozycję jeszcze dzięki "Kowbojom i obcym". Miks westernu i science fiction, choć ostatecznie nie do końca udany, znów pokazał wyobraźnię i odwagę, jakie cechują tego reżysera.

Jon Favreau swoje doświadczenia zdobyte podczas pracy w Hollywood wykorzystuje obecnie w telewizji. Spod jego ręki wyszedł pilot Revolution, a także pierwszy odcinek serialu About a Boy, który zadebiutuje w NBC jesienią 2013 roku. Ale coraz częściej Favreau wspomina o powrocie do niezależnych produkcji; po nakręconych w ostatnich latach blockbusterach tęskni za nieco skromniejszymi obrazami. Może wydać się to niewiarygodne, ale to właśnie w duecie z Vincem Vaughnem zdawał się być najbardziej kreatywny.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj