W ramach festiwalu Tofifest 2020 porozmawiałem z Judit Olah, reżyserką dokumentu Powrót do Epipo wyprodukowanego przez HBO. Film jest dostępny w platformie HBO GO.
ADAM SIENNICA: Jak się czujesz w tych niepewnych czasach? Wszyscy zmagamy się z pandemią koronawirusa.
JUDIT OLAH: To zabawne, właściwie tuż przed wybuchem pandemii przeprowadziliśmy się do innego kraju. Bycie w zupełnie nowym miejscu w tak dziwnej sytuacji jest doświadczeniem całkiem ekscytującym. Mogę jednak przyznać, że mieszkanie w Niemczech wydaje się w tym momencie bezpieczniejsze niż na Węgrzech.
Rozmawiamy z okazji festiwalu filmowego Tofifest, który odbywa się stacjonarnie w Toruniu, a także na platformie online. Ciekaw jestem, jak postrzegasz organizowanie fizycznych festiwalu w tych czasach?
To dość trudne pytanie. Odpowiedź zależy od wielu czynników - przede wszystkim od sytuacji epidemiologicznej w danym miejscu, w danym momencie. Nie wiem, jak wygląda sytuacja w Polsce, ale na Węgrzech w ostatnich dniach liczby zachorowań są bardzo wysokie, więc jestem w stanie zrozumieć decyzje organizatorów o przeniesieniu wydarzeń do trybu online. Nie mam wątpliwości, że każdy z nas wolałby uczestniczyć w festiwalach osobiście. Dobrym rozwiązaniem wydaje mi się również organizowanie seansów na świeżym powietrzu, oczywiście jeżeli pogoda na to pozwala. Domyślam się, że organizatorzy wszelkich wydarzeń kulturalnych borykają się w tym roku z szeregiem trudnych decyzji. Kilka tygodni temu przeprowadzaliśmy pokaz filmowy na Węgrzech i zdecydowaliśmy się na organizację go na dworze. Było już trochę chłodno, ale z drugiej strony, uważam że była to dobra decyzja - widzowie czuli się w ten sposób mniej narażeni.
Twój film Powrót do Epipo zrobił na mnie duże wrażenie, ale przyznam, że przed obejrzeniem nie słyszałem o tej historii. Zaskoczyło mnie twoje podejście do budowy opowiadania historii: od samego początku zastanawiałem się, jaki jest problem z tym obozem? To jest istotny element, bo potrafi zaangażować widza w opowieść, zanim ujawnisz mu szczegóły.
Taki był zamysł, aby przedstawić widzowi, jak wyglądały te obozy z perspektywy dziecka, a przynajmniej części dzieci, włączając w to mnie. W filmie ujęty jest między innymi fakt, że dla niektórych te obozy to wciąż najlepsze wspomnienie z dzieciństwa, podczas gdy dla innych stanowią traumę. Pomysł na film zakładał, żeby najpierw ukazać widzowi magię Epipo, a następnie, krok po kroku, pozwalać mu dostrzec ciemną stronę całego obozu.
Ten zamysł trafia w punkt. W trakcie analizowania historii miałem skojarzenia, że to może być jakiś rodzaj kultu. Szef tego obozu Sipos ma wszelkie predyspozycje stereotypowego przywódcy kultu.
Tak, myślę że on pasuje na lidera kultu. Oczywiście w tym przypadku to była tylko zabawa i my doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, nawet jeżeli podchodziliśmy do niej bardzo poważnie. Z pewnością to wszystko wywarło na nas duży wpływ i w pewien sposób zmieniało nas, ale nigdy nie zapominaliśmy, że mimo wszystko to tylko zabawa.
Jednak ta cała zabawa dla wielu była traumatyczna. Wydaje mi się, że twój film zawiera przekaz motywujący widza do znajdowania przyczyn traum. Może zmotywuje ludzi do podjęcia działań, rozmowy i do przepracowania swoich przeżyć.
To było dla mnie najważniejsze w całym procesie powstawania tej produkcji. Od premiery na Węgrzech dostaję codziennie dziesiątki listów od osób, które były krzywdzone lub miały traumatyczne doświadczenia w dzieciństwie. Wszyscy oni czerpią z filmu siłę do działania, do walki z własną traumą. To niezwykłe uczucie wiedzieć, że swoim dziełem jestem w stanie pomóc tym ludziom.
Historia Epipo była ważna dla ciebie osobiście. Kiedy zdecydowałaś, że musi być ona opowiedziana w formie filmu?
W 2014 roku na jednej z bardzo popularnych węgierskich stron internetowych został opublikowany artykuł o obozie. Dotyczył on głównie wykorzystywania na tle seksualnym, ale również napisano tam ogólnie o obozie i szkole, w której ten mężczyzna był nauczycielem. Kilka godzin po publikacji artykułu na Facebooku została założona prywatna grupa, gdzie zebrali się wszyscy byli obozowicze. Zaczęliśmy rozmowę i to był moment, w którym po raz pierwszy usłyszałam historie innych. Jeden po drugim ludzie zaczęli opowiadać o swoich obozowych traumach - całej gamie różnorodnych krzywd i nadużyć. Był to dla mnie prawdziwy kubeł zimnej wody. Przez całe lata żyłam w przekonaniu, że byłam jedyną niezadowoloną uczestniczką obozu, a wszyscy inni przeżywają tam najlepsze chwile swojego życia. Kiedy zaczęłam czytać historie obozowe innych zrozumiałam, że ci ludzie dzielą się na tych, którzy borykają się do dzisiaj z problemami, i na tych, którzy nie doświadczyli żadnych krzywd na obozie i zmagają się z faktem, że inni wyjawiają swoje bolesne wspomnienia. To wszystko dało mi do myślenia, jak interesujące jest to, jak ludzie próbują modyfikować swoje wspomnienia. Coś, czego wcześniej nie wiedzieliśmy, wyszło teraz na jaw, i biorąc pod uwagę ten zestaw nowych informacji, cofamy się myślami do tamtych chwil i staramy się to umiejscowić, przy okazji zniekształcając własne wspomnienia. Uznałam, że to niezwykle interesujące zjawisko i koniecznie trzeba to w jakiś sposób uwiecznić.
Trudno było przekonać innych byłych obozowiczów do wzięcia udziału w twoim filmie? Czy musiałaś używać silnych argumentów jak fakt, że ta historia jest ważna i może zmotywować ludzi na całym świecie do podjęcia działań?
To był niezwykle trudny proces, żeby przekonać chociaż jedną osobę. Ważnym aspektem był fakt, że jestem jedną z nich. Wątpię, żeby komukolwiek “z zewnątrz” udało się nakręcić film o tej historii. Jednak nawet zważając na fakt, że jestem jedną z nich, musiałam zdobyć zaufanie każdego po kolei. To zajęło lata, ponieważ traumy niektórych były wyjątkowo mocno zakorzenione. Musieli mi zaufać, aby poczuć się wystarczająco bezpiecznie i podzielić swoimi przeżyciami. Natomiast ci, dla których to wciąż był to najlepszy obóz na świecie, zwyczajnie nie chcieli być częścią projektu, aby nie zniszczyć sobie wspomnień. Dla obu stron było to niezwykle trudne, z około 200 osób, które uczestniczyły w obozach, jedynie dwanaście występuje w filmie. I nie jest to grupa osób, które zostały wybrane, wyselekcjonowane spośród chętnych. Te dwanaście osób to jedyni, którzy zdecydowali się być częścią tego filmu.
Jedną z lepszych decyzji było pokazanie w filmie, jaki pogląd na ten temat mają różne pokolenia. Nie był dla mnie zaskoczeniem przerażający fakt, że starsze pokolenia nie wierzą, że takie przestępstwa zostały popełnione. Jest to coś analogicznego do innych sytuacji związanych z przemocą seksualną czy innymi traumami. Dopiero młodsze pokolenia zaczynają myśleć o tych problemach.
Zdecydowanie. I nie jest tak tylko z przemocą na tle seksualnym, ale z każdym rodzajem nadużyć. Gdyby pokolenie naszych rodziców uwierzyło w to, że wracaliśmy z obozów z bolesnymi wspomnieniami, to musieliby po części wziąć na siebie winę za to, że nas tam wysyłali, a tego nie chcą. Nawet moje pokolenie wysyła dzieci na podobne obozy letnie i zastanawia się nad faktem, jak to jest, że mimo takich przeżyć potrafi się zaufać innym wychowawcom obozowym. To wszystko jest bardzo trudne dla wielu osób, nikt nie lubi być oceniany.
Do zmagania się z traumami wykorzystujesz w filmie ćwiczenie psychodramatyczne. Pozwala ono na nowo zinterpretować wspomnienia z obozu. Skąd wziął się pomysł na taki zabieg?
Tworzenie filmu trwało latami. Przeprowadziłam wiele wywiadów i czułam, że potrzebuję bardziej zbiorowej pracy, niż rozmów jeden na jeden. Zorganizowałam nasze pierwsze wspólne spotkanie, które było już przeze mnie nagrywane, ale nie było żadnej osoby, która by zarządzała i prowadziła to wydarzenie. Totalnie to nie wypaliło, po prostu rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, godzina za godziną. Po tym spotkaniu uznałam, że dobrym pomysłem byłoby zaprosić psycholog, która poprowadziłaby nam psychodramę, żebyśmy wspólnie na nowo zinterpretowali swoje wspomnienia. Staraliśmy się w tym wszystkim wejść naprawdę głęboko do swoich wnętrz, ale jednocześnie uważać, aby nikt nie dotarł do stanu, na który jeszcze nie jest gotowy. Chciałam, żeby wszyscy czuli się bezpiecznie. Nasze spotkania odbywały się przez półtora roku, więc miałam bardzo dużo materiału.
Na pewno zmaganie się z tym było bardzo trudne dla wielu osób...
W pewnym momencie dotarliśmy do miejsca, z którego już nie dało się wejść głębiej. Uczestnicy nie chcieli się bardziej otworzyć i ja całkowicie szanuję ich decyzję, w końcu nie zamierzam naciskać na nikogo i sprawiać, żeby czuł się niekomfortowo na potrzeby filmu. W ten sposób dotarliśmy do etapu, kiedy zdecydowałam podejść do projektu bardziej personalnie. Nie zamierzałam być główną postacią, ale przyszła chwila, kiedy zrozumiałam, że inni tak naprawdę nie są gotowi, aby się otworzyć. Doszłam do wniosku, że jestem jedyną osobą, która jest w stanie to zrobić i publicznie mówić o swoich bolesnych przeżyciach. Postanowiłam wykorzystać materiały z psychodramy, ponieważ uznałam, że jest to interesujące - nawet jeżeli pozostały one na bardzo intelektualnym poziomie.
Jak dobrze rozumiem, kamery cały czas kręciły podczas psychodramy. Może to blokowało niektórych i nie mogli się otworzyć.
Wszyscy wiedzieli, że psychodrama jest organizowana na potrzeby filmu, więc nie było mowy o jej przeprowadzeniu bez kręcenia materiału. Wszyscy chcieli być częścią filmu i myślę, że między innymi z tego powodu udało się im otworzyć i rozmawiać o tak trudnych tematach. To bardzo ciężkie, bolesne zadanie dla ludzi takich jak my, którzy analizują wszystko z każdej perspektywy. Myślę, że nie jesteśmy gotowi, żeby tak po prostu to wszystko z siebie wyrzucić. Nadal brakuje jeszcze jednego kroku. Tak naprawdę nie wiemy, co by się wydarzyło, gdyby nie było kamer, ale mam przeczucie, że to nie one były problemem.
Historia angażuje, porusza emocje, ale mimo wszystko kończy się pozytywnie. Jest w tym światełko w tunelu, czyli scena, w której decydujesz się wysłać swoją córkę na obóz. Wydaje się to sygnałem dla widza, że można w jakimś stopniu przepracować swoją traumę. To zakończenie podnosi na duchu.
Dziękuję, mam nadzieję, że jest właśnie tak, jak mówisz. Z drugiej strony jestem świadoma, że film nie daje jednoznacznej odpowiedzi na wiele pytań. Powód jest prosty - zwyczajnie brakuje mi wiedzy w różnych tematach. Potrafię zadawać pytania i wskazywać, jak można szukać odpowiedzi, jak można szukać rozwiązania, jeżeli borykamy się z jakąkolwiek traumą. Nie jestem jednak w stanie wskazać konkretne rozwiązania. Mogę tylko pokazać, jak wyglądała moja droga leczenia się z traumy i dać ludziom nadzieję, że i im się uda. Rozumiem jednak braki w materiale. Jak dokładnie działał ten mężczyzna? Jak rozpoznać, że dziecko zostało skrzywdzone? Jak w ogóle powstrzymać tego typu rzeczy? Nie znam odpowiedzi na te pytania.
Może nie udzielasz odpowiedzi na wszystko pytania i nie dajesz gotowych rozwiązań, ale jednak Powrót do Epipo niesie ze sobą przekaz. Każdy może się z tego filmu czegoś nauczyć - na przykład, by zwracać większą uwagę na najdrobniejsze szczegóły w zachowaniu swoich dzieci.
Zgadza się. To ważne, żeby rodzice rozmawiali ze swoimi dziećmi, wierzyli w to, co od nich słyszą i potrafili zauważyć nawet najmniejsze trudności, z którymi zmagają się ich pociechy. Wydaje mi się również, że ważnym przekazem zawartym w filmie jest to, że należy mówić o trzymanym wewnątrz siebie bólu, pamiętając, żeby nie przekraczać własnych granic. Jeżeli zaczniesz rozmawiać i przepracowywać traumę, jest większa szansa, że te rany kiedyś się zagoją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h