San Diego Comic-Con, jak brzmi oficjalna nazwa tego wydarzenia, przyciąga co roku około 130 tysięcy odwiedzających. Prezentowane na nim produkty (lub tylko informacje o nich) są szeroko komentowane i oceniane przez dziennikarzy kulturalnych na całym świecie. W Kalifornii fani mają okazję spotkać się z twórcami swoich ulubionych dzieł. Kiedy jednak festiwal stawiał pierwsze kroki, jego celem wcale nie było zrzeszenie wszystkich fanów kultury popularnej. Wręcz przeciwnie, próbował zgromadzić w jednym miejscu dość niszową grupę ludzi - tzw. komiksiarzy.

Zjazd po raz pierwszy zorganizowano w roku 1970 i trwał zaledwie jeden dzień. Choć od początku planowano przygotować większą imprezę, obawiano się niedostatecznego zainteresowania. Niemający prawie żadnych alternatyw fani komiksów licznie zjawili się na Golden State Comic-Minicon, jak nazwano wydarzenie. Już po kilku miesiącach znaleźli się sponsorzy i zdecydowano się na większy rozmach - doszło do trzydniowego konwentu, na który przybyło 300 osób. Wtedy ten wynik był powodem do dumy, dziś wzbudza już tylko uśmiech.

Comic-Con ze zgromadzenia komiksiarzy stał się zlotem fanów filmów, seriali, gier komputerowych i książek. Co roku odbywają się tam premiery zwiastunów nadchodzących produkcji, ogłaszane są ważne dla branży informacje, zapowiada się tam kolejne potencjalne hity. Obecnie wszystko, co mieści się w definicji kultury popularnej, można odnaleźć również w San Diego Convention Center.

Morgan Spurlock, autor takich projektów, jak "Super Size Me" i "POM Wonderful prezentuje: Najlepiej sprzedany film", specjalizuje się w wykrywaniu paradoksów i osobliwości w dzisiejszym świecie. Na warsztat brał już fenomen fastfoodów i restauracji MacDonald’s czy szerzące się w zastraszającym tempie zjawisko product placementu, a ostatnio zajął się właśnie Comic-Conem. Filmy Spurlocka to studium kapitalizmu, konsumpcjonizmu oraz – jak pokazuje w szczególności Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują – globalizacji i dyfuzji kulturowej.

Konwent w San Diego jest symbolem światowej kultury popularnej. Symbolem na wielu płaszczyznach. Dla uczestników to największe wydarzenie w roku, dla branży miejsce do reklamy, a dla zainteresowanych popkulturą - nieocenione źródło informacji. To, co jest pokazywane na Comic-Con, będzie w przyszłości święcić triumfy w kinach, telewizji czy na półkach sklepowych. Jednocześnie wieści z konwentu są pożywką dla mediów na całym świecie. Rozrost konwentu, szczególnie widoczny w ostatnich latach, jest odpowiedzią na zwiększenie zapotrzebowania odbiorców. Popkultura może być warta uwagi, może być wartościowa, nie wstyd z nią obcować. W roku 2009 film Mroczny rycerz, adaptacja komiksu o Batmanie, stanął do walki o Oscara aż w ośmiu kategoriach. Widowisko pełne efektów specjalnych przestało być gorsze od innych, bardziej kameralnych i ambitnych produkcji.

Bycie fanem kultury popularnej przestało być czymś złym. Przeciwnie, nie jest tylko w porządku, ale nawet w modzie, jest cool. Amerykańskie określenia nerd i geek, uprzednio stosowane w stosunku do molów książkowych i fanów komiksów, straciły swój pejoratywny charakter. "Bycie geekiem definiuje mnie jako osobę" – mówi jeden z bohaterów Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują i zarazem odwiedzający konwent w San Diego.

Nikt bycia geekiem się nie wstydzi, ale chwali się nim. Jeszcze niedawno słowa te miały wydźwięk zupełnie negatywny. Najlepiej oddaje rozumienie tego słowa polski tytuł "Revenge of the Nerds", który brzmi w naszym przekładzie "Zemstę frajerów". Geek czy nerd był nieudacznikiem i dziwakiem. Nie dbał o higienę osobistą i swój wygląd, czego przykładem były - często sklejone taśmą - okulary z grubymi czarnymi oprawkami. Nigdy nie był też przedmiotem pożądania; zawsze przedstawiono go jako nieatrakcyjnego chudzielca lub grubasa. Teraz wszystko się zmieniło, począwszy od nerdowskich okularów. Charakterystyczne grube czarne oprawki, najlepiej marki Ray-Ban, stały się obiektem pożądania ludzi na całym świecie. Jeszcze kilka lat temu były zupełne nie na czasie.

Choć można popularność Ray-Banów dopisać do listy powracającej mody, to wydaje się, że przyczyn tych zmian trzeba szukać gdzie indziej i w żadnym razie nie jest ona przypadkowa. W jednym z odcinków szóstego sezonu serialu komediowego Teoria wielkiego podrywu bohaterka zakłada na nos opisywane wyżej charakterystyczne okulary, co w oczach partnera dodaje jej seksapilu. Ta scena wydaje się być zresztą doskonałą egzemplifikacją i wizualizacją sloganu, jakim reklamowany jest serial – "Smart is the new sexy", czyli w bardzo wolnym tłumaczeniu "bycie mądrym jest teraz tym, co czyni cię seksownym".

Comic-Con jest dziś wydarzeniem masowym i, jak głosi jeden z bohaterów filmu Spurlocka, "są tam zarówno ci, którzy w życiu nie przeczytali żadnego komiksu, jak i ci, którzy nigdy nie wychodzili z piwnicy". Każdy chce być geekiem albo przynajmniej wyglądać i na chwilę poczuć się jak on.

Wprawdzie konwent w San Diego obecnie właściwie niewiele ma wspólnego z komiksami (wciąż są tam obecne, ale cieszą się znikomą popularnością), to właśnie one stanowią podstawę święcącej triumfy w Stanach Zjednoczonych kultury fanowskiej. To one zaczęły skupiać duże liczby ludzi, tworząc coś, co dziś zwie się społecznością geeków. Dla Amerykanów komiks ma zresztą ogromne znaczenie. Podczas gdy my mamy Szewczyka Dratewkę i Smoka Wawelskiego, Skandynawowie Odyna, Thora i innych bogów nordyckich, Grecy Zeusa, Atenę i bogaty panteon liczący setkę rożnych istot, za oceanem wszyscy znają Batmana, Supermana, Iron Mana i Fantastyczną Czwórkę. W Stanach Zjednoczonych rolę mitologii pełni uniwersum komiksów.

Morganowi Spurlockowi doskonale udaje się ukazać skalę kalifornijskiego przedsięwzięcia. "Od 2008 roku sprzedawane są wszystkie możliwe bilety i przyjeżdża ponad 125 tysięcy ludzi" – słyszymy w filmie. Choć na konwent przybywają w większości Amerykanie, to San Diego jest prawdziwą mekką fanów komiksu z całego świata.

Proces westernizacji chyba w największym stopniu przejął arenę kulturową. Stany Zjednoczone wyznaczają trendy, a ich produkty docierają do najodleglejszych zakamarków świata. Nawet gdy do danego kraju nie trafiają oryginalne amerykańskie produkty, lecz ich wersje zlokalizowane, osłabia to autentyczność tych ostatnich i powoduje wzrost elementów wtórnych. Tworzenie własnych programów na bazie zachodnich formatów to tylko pozorna obrona przed wpływami innej kultury.

Comic-Con Epizod V: Fani kontratakują pokazuje osoby bardzo intensywnie zaangażowane w popkulturę, które kiedyś były na obrzeżach społeczeństwa, a teraz stają się dla niego wzorem. Lokalny, tj. amerykański, wymiar konwentu w San Diego jest tylko pozorny. Stanowi ikonę światowej kultury popularnej. Anglosaskiej kultury popularnej, dodajmy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj