Kevin Smith urodził się w Red Bank, New Jersey, w niezamożnej katolickiej rodzinie. Ojciec pracował na poczcie, a mama zajmowała się domem. W dzieciństwie przyszły filmowiec godzinami oglądał telewizję, czytał komiksy, a w niedzielę uczęszczał na mszę. W młodości przez rok chodził na zajęcia z kreatywnego pisania w New School for Social Research w Nowym Jorku, zrezygnował jednak po tym, jak władze uczelni skarżyły się na jego zachowanie. I chociaż w 1990 roku przez cztery miesiące uczył się w Vancouver Film School, to po powrocie do rodzinnego miasta zatrudnił się w sklepie. Tam jako sprzedawca zarabiał pięć dolarów na godzinę. Już wkrótce jego życie miało się jednak zmienić.  Wszystko za sprawą Slackera - komedii Richarda Linklatera, która zainspirowała Smitha do stworzenia swego debiutu - Sprzedawców. To dzięki nim były ministrant stał się kultową postacią niezależnego kina lat 90. W filmie reżyser sportretował bowiem “pokolenie X” - uciekające w przeciętność, pozbawione celu młode osoby, którym nie zależało na karierze i  które nie były zainteresowane udziałem w wyścigu szczurów. Przy Sprzedawcach początkujący reżyser zrealizował ideę mikrobudżetu - aby sfinansować film, sprzedał kolekcję komiksów (dołożyli się też znajomi), a zdjęcia zrealizował po godzinach pracy w sklepie Quick Stop. Sprzedawcy okazali się sensacją festiwali w Cannes i Sundance 1994 roku, a dzięki dystrybucji Miramaxu braci Weinsteinów film stał się kasowym przebojem. Widzowie i krytycy docenili zarówno dosadny, niewybredny humor Kevina Smitha, jak i samą jego grę aktorską. Od tego czasu w rolę cichego Boba artysta wcielał się jeszcze wielokrotnie. 
Już w debiutanckim filmie Kevin Smith ukazał swoje zamiłowanie do popkultury i skłonność do niemalże tarantinowskich nawiązań intertekstualnych. To ze Sprzedawców pochodzi kultowy, fanfikowy wręcz dialog o podwykonawcach unicestwionych podczas zniszczenia Gwiazdy Śmierci w Gwiezdnych wojnach. Ogromną pasją reżysera już w tamtym czasie były wspomniane wcześniej komiksy. Wydaje się, że w pierwszym filmie udało mu się nawet na język filmu przełożyć comic strip - krótki, drukowany w prasie kilkunastoobrazkowy epizod z puentą - który w Sprzedawcach przyjął formę skeczy. Co więcej, bohaterowie innych filmów amerykańskiego reżysera często tworzą komiksy lub są ich czytelnikami. Warto dodać, że sam reżyser także jest autorem komiksów, pracował nawet dla Marvela i DC. Napisał nawet scenariusz  filmu Superman Lives, który został niemalże całkowicie zmieniony przez Tima Burtona. Ostatecznie produkcja, w której główną rolę miał zagrać Nicolas Cage... nie powstała! Co ciekawe, Smith jest również właścicielem Jay i Silent Bob's Secret Stash - sklepu z komiksami, którego nazwa wzięła się od stworzonych przez reżysera bohaterów - Jaya i Cichego Boba. O tym, jak wielkim fanem komiksów jest Smith, może świadczyć również imię jego córki, które brzmi... Harley Quinn!  Rok po debiucie przyszedł czas na drugą część trylogii z Jersey - Szczury z supermarketu. Kontynuacja obserwacji rodzinnych stron, na którą Universal zapewnił duży budżet, okazała się jednak porażką komercyjną i nie zyskała uznania krytyków. W związku z tym Kevin Smith postanowił powrócić do kina niezależnego i dalej komentował otaczającą rzeczywistość. Niestety, żarty z religii postrzeganej przez reżysera jako kolejny komercyjny produkt dla mas, na które pozwolił sobie w satyrycznej Dogmie z 1999 roku, zagorzałym katolikom nie przypadły do gustu. I to do tego stopnia, że przeciwko filmowi protestowano, a reżyserowi grożono śmiercią. 
fot. Universal Pictures
Kevin Smith lubi eksperymentować jeśli chodzi o kino gatunków. Miał już owocny romans z komedią romantyczną - w 1997 roku stworzył W pogoni za Amy - ostatnią część tzw. trylogii z Jersey, film przez wielu uważany za najlepszy w całej jego twórczości. To przewrotne, autorskie dzieło powstało na skutek spotkania z Rose Troche – przedstawicielką kina lesbijskiego. Zawarte w filmie wątki homoseksualne w mainstreamowych komediach romantycznych byłyby nie do przyjęcia. Reżyser ma już za sobą także próby w obrębie body horroru za sprawą Kła, zapowiedział również nową produkcję w klimacie grozy - Kilroy Was HereCzerwony stan z 2011 roku jest do tej pory najdalszym odejściem od komedii - ta gatunkowa hybryda mieści się gdzieś pomiędzy dramatem, kinem akcji a dreszczowcem.  I chociaż produkcje powstałe po 2000 roku są na ogół niezbyt udane, to reżyserowi udało się zdobyć i utrzymać wiernych fanów. Takich, którzy bez większego problemu akceptują nawet niekoniecznie wyrafinowane, jakościowo przeciętne, produkcje. Miłośnicy od wielu lat słuchają jego podcastów oraz uczestniczą w prelekcjach. Podczas wielogodzinnych spotkań reżyser opowiada anegdoty i dzieli się z fanami miłością do popkultury:
Każdej nocy przychodzi 1000-1500 osób - zagorzałych fanów, którzy przepłacają, by obejrzeć film, którzy łapią każdy mój żart. To niesamowite. To jak kościół, w którym jestem jednocześnie księdzem i Jezusem. 
Stoned Jezusem, jeśli chcemy być precyzyjni. Kevin Smith od zawsze podkreśla bowiem swoje zamiłowanie do marihuany. Przyznał, że pali nawet podczas pracy na planie filmowym. Ponoć dzięki temu jest bardziej produktywny i kreatywny. Może to właśnie sympatia do narkotyków zbliżyła go do upadłej gwiazdy Hollywood, Johnny’ego Deppa, którego zaangażował w dwóch swoich nie najlepszych produkcjach: Yoga Hosers (tu w obsadzie znalazły się córki obu filmowców: Lily-Rose Depp i Harley Quinn Smith) oraz Kle Kevin Smith często współpracuje z żoną, aktorką Jennifer Schwalbach Smith. Nie tylko wystąpiła ona kilku jego filmach, lecz również odpowiadała za ich produkcję. Prywatnie są małżeństwem z dwudziestoletnim stażem, a w domowym zaciszu mają nawet specjalny pokój poświęcony upamiętnieniu i dokumentacji ich miłości. Para doczekała się córki, a nawet zięcia. Poniższe wideo, nakręcone podczas kwarantanny w czerwcu, w sposób właściwy Smithowi obrazuje ich relacje:  Co ciekawe, sam reżyser twierdzi, że jego dom jest czymś na kształt muzeum ku czci… jego samego! Trzypoziomowy budynek na wzgórzach Los Angeles stanowi bowiem świadectwo sukcesów i kariery twórcy z New Jersey. Na ścianach wiszą plakaty z filmów Smitha, w pomieszczeniach znajdują się przeróżne pamiątki z planu oraz prezenty od sławnych przyjaciół. To wszystko przypomina reżyserowi o rzeczach, które dokonał. Był bowiem czas, że Kevin Smith żył jedynie przeszłością. 
Kiedy myślałem, że moja historia została już opowiedziana, życie mnie zaskoczyło. Zrozumiałem dany mi znak i zmieniłem swoje życie. Kiedy myślisz, że twoja opowieść jest już napisana i skończona, zawsze warto napisać jeszcze jeden rozdział. Możesz być bardziej kreatywny, niż się spodziewasz - wyjawił jakiś czas temu fanom.
Mowa tu oczywiście o tym, co reżyserowi przytrafiło się w 2018 roku. To, co początkowo uznał za skutek wypalenia zbyt mocnego jointa, okazało się rozległym zawałem serca. Filmowiec niemal przypłacił go życiem. Co ciekawe, twórca bez większego problemu był w stanie zaakceptować fakt, że umrze - dotychczasowe, całkiem atrakcyjne życie dostarczyło mu już wielu powodów do zadowolenia. Zdał sobie jednak sprawę, że ostatnim dziełem, jakie po sobie zostawi, będzie Yoga Hosers. Z wdzięcznością przyjął więc fakt, że los dał mu jeszcze jedną szansę. 
Źródło: materiały prasowe
Jak nietrudno się domyślić, powodem zawału był oczywiście dramatycznie wysoki cholesterol. Jako że reżyserowi udało się oszukać śmierć, postanowił rozpocząć nowe życie, zadbać o zdrowie i dopisać kolejny rozdział swej historii. Kevin Smith zdał sobie sprawę, jak fatalny wpływ miało na niego jedzenie mięsa i nabiału. Został więc biegaczem i weganinem. Dzięki temu rozprawił się z otyłością, z którą zmagał się od dzieciństwa, a która do tego czasu stanowiła integralną część jego osobowości i powód do żartów na własny temat. Przed laty zdał sobie bowiem sprawę, że jeśli sam będzie wyśmiewał się ze swojej tuszy, to nikt inny tego nie zrobi.  Rok po zawale stanął na planie autoironicznej komedii Jay i Cichy Bob powracają. To film, który w zamyśle miał uczcić stworzone przez niego postaci i podsumować całą dotychczasową karierę. Co prawda reżyser zrobił to już w 2001 roku w filmie Jay i Cichy Bob kontratakują. Teraz jednak ta stonerska komedia miała jeszcze inne zadanie. I nie chodzi tu tylko o podjęcie tematu kultury rebootów, ale także o proste przesłanie zawarte w tym sentymentalnym, momentami wzruszającym, dziele: nigdy nie jesteś za stary, aby zmienić swoje życie. 
fot. materiały prasowe
Przy okazji reżyserowi udało się odzyskać starą przyjaźń. Amerykański twórca od niemalże dekady nie rozmawiał z Benem Affleckiem - podobno Kevin Smith ma zbyt “długi język” i bardzo chętnie rozpowiada  historie o sławnych przyjaciołach. Na propozycję roli w filmie Affleck powiedział, że zgodzi się zagrać, jeśli reżyser ten zapewni mu prywatny samolot, transportujący go na plan. Zazwyczaj Smitha nie stać na takie luksusy, jednakże tego samego domagał się Snoop Dogg, by uświetnić produkcję swym cameo. Ostatecznie raper wystawił reżysera. Przypadek sprawił więc, że Smith  mógł spełnić warunek Afflecka.  W swym “drugim” życiu reżyser chciał się także rozliczyć z pewną sprawą, która poniekąd splamiła jego twórczość. Mowa o Harveyu Weinsteinie, patronie finansowym dotychczasowych filmów reżysera:
Chciałem zrobić film [Jay i Cichy Bob powracają], który nie będzie sygnowany nazwiskiem Weinsteina. Kiedy dzięki ruchowi MeToo wszystko wyszło na jaw, byłem zszokowany, zdumiony, wściekły. A jednocześnie zdałem sobie sprawę, że moje filmy są z tym związane. To było naprawdę dziwne, ponieważ ten facet spełnił moje marzenia, nie chcąc niczego w zamian. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Marzenia innych osób stały się koszmarami. Chciałem się od tego odciąć. 
Od tego czasu ze środków, które otrzymuje z filmów ufundowanych przez Weinsteina, Smith wspiera organizację Women in Film. Jest także współzałożycielem The Wayne Foundation, zajmującej się wspieraniem ofiar handlu ludźmi. Co więcej, Kevin Smith angażuje się również w walkę o prawa zwierząt. Wystąpił nawet w filmie promocyjnym organizacji Farm Sanctuary.   Czy dzięki nowemu życiu, szansie, którą otrzymał i którą wykorzystał, Kevin Smith stał się lepszym twórcą? Pewnie nie. Będzie jednak tworzył z inną perspektywą, z bardziej empatycznym, mniej egocentrycznym spojrzeniem. Jak sam powiedział: 
Po zawale mogę wszystko. Nauczyłem się nie przywiązywać do wyobrażenia na swój temat, na temat siebie jako artysty. Moje poczucie własnej wartości jest w porządku, nie potrzebuję rozdmuchiwać swojego ego. 
Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko oczekiwać nowych efektów jego twórczej pracy. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj