Prace nad wszystkimi serialami zostały wstrzymane. W to wliczamy każdy emitowany tytuł oraz piloty nowości, które potencjalnie mogłyby zasilić jesienną ramówkę największych stacji telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych. W ogłoszeniach czytamy o zawieszeniu prac nad dwa tygodnie, ale każdy, kto obserwuje sytuację z pandemią koronawirusa na świecie, wie, że to potrwa o wiele dłużej. Nie da się prognozować, jak długo, ale możemy przyjrzeć się, jak potencjalne przedłużenia walki z wirusem wpłyną na seriale. Wniosek jest jeden: każdy na tym straci. Według The Hollywood Reporter wiele studiów telewizyjnych prowadzi tak zwane wirtualne pokoje scenarzystów, więc prace nad tekstami idą pełną parą, gdy filmowcy zostają w domach, przestrzegając wytycznych służb. Jest to na pewno spora zaleta, bo gdy sytuacja ta skończy się, włodarze stacji będą mieć w czym wybierać. Praktycznie mogą od razu brać gotowe sezony i wprowadzać je do realizacji. Dlatego też, wedle dostępnych informacji, rozważane są scenariusze, które zmieniają model pracy telewizji ogólnodostępnych (NBC, FOX, ABC, CBS). Chcą one podjąć drogę wytyczoną przez decydentów kablówek. Chodzi o to, że 60 pilotów, nad którym prace zostały zawieszone, czeka niezrealizowanych, ale scenariusze do kolejnych odcinków mogą być tworzone, więc mówi się, że decydenci będą patrzeć na najmocniejsze tytuły, bazując na nazwiskach, koncepcie i potencjale. Wówczas zamawialiby od razu cały sezon na tej bazie, bez oglądania pilota, jak do tej pory, a do tego siłą rzeczy zamawialiby mniej odcinków. Innymi słowy nowa rzeczywistość serialowa w kuriozalny sposób ma szansę wpłynąć na jakość produkcji telewizyjnych, które będą bardziej skondensowane, przemyślane (scenariusze gotowe z dużym wyprzedzeniem) i miejmy nadzieję dopracowane. Jest to jakiś mały pozytyw w planach, które są brane pod uwagę.
fot. materiały prasowe
Kłopot w tym, że sytuacja jest diabelnie trudna. Branża serialowa ma nadzieję, że wrócą na plany najpóźniej do połowy maja. Jeśli jednak sytuacja wydłuży się do co najmniej trzech miesięcy zablokowania realizacji projektów, rozmawiamy już o wywróceniu sezonu do góry nogami. Anonimowe źródła THR mówią, że wówczas sezon serialowy zacznie się w styczniu 2021 roku, bo po prostu do września 2020 roku nie będzie fizycznej możliwości dostarczenia gotowych produktów, by je wyemitować. Mielibyśmy w jakimś stopniu powtórkę z 2008 roku z czasów strajku scenarzystów, który fani seriali odczuli najboleśniej - sezony znanych tytułów były krótsze, mniej dopracowane, a nowości było jak na lekarstwo. Po prostu nie było treści na ekranach, bo nie miał kto jej napisać. To był duży problem, z którego telewizja wychodziła miesiącami, aby widzowie mogli mieć co oglądać. A do tego w tej całej koszmarnej sytuacji grozi Hollywood nowy strajk scenarzystów, bo jeśli do 30 kwietnia nie zostaną dogadane nowe warunki, Gildia Scenarzystów doprowadzi do tragicznego obrotu spraw serialowego świata. W lutym 2020 roku była mowa o tym, że umowa ma szansę nie zostać podpisana i strajk był wówczas bardzo realistyczny. Decydenci więc podejmowali decyzje o zamówieniach i zbieraniu scenariuszy na ten wypadek, by nie zrobić powtórki z 2008 roku. A wszystko przez... platformy streamingowe. Ich oczekiwania dotyczą zmiany warunków otrzymywania wynagrodzeń i tantiem za emisję w platformach, ponieważ bieżąca umowa nie pokrywa tego zgodnie z ich oczekiwaniami.  Obecna sytuacja jest o wiele gorsza, bo poza potencjalnym nowy strajkiem, wszystkiemu towarzyszy gigantyczna niepewność przez brak jakiekolwiek precedensu. A co, jeśli pandemia na terenie samego USA przedłuży się do czerwca? Lipca albo i dłużej? Wówczas branża serialowa może podnosić się nie miesiącami, a latami, bo ta blokada tworzenia treści będzie generować olbrzymie koszty, bo w końcu przygotowania do realizacji wielu rzeczy były przeprowadzone dużo wcześniej, a zawieszone realizacje mają wiele czynników dodatkowych (płace, wynajem lokacji etc.). Dobrze to pokazano na przykładzie filmu Marvel Studios Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, do którego zdjęcia rozpoczęły się w marcu 2020 roku. Zawieszenie prac kosztuje studio 300-350 tysięcy dolarów dziennie. W telewizji te sumy pewnie są ciut niższe, bo mniejsze ekipy przy nich pracują, niż przy tak dużej superprodukcji, ale nadal są to koszty, które po kilku miesiącach stają się problemem i stratami. A siłą rzeczy to doprowadzi do długofalowego skutku w postaci obcinania budżetów w przyszłości - będzie mniej seriali, mniej odcinków, bo stacje będą chciały jakoś zaoszczędzić, być może podobnie będą postępować streamingi, które wbrew pozorom też obrywają finansowo pomimo napływu nowych ludzi (głównie przez spadki na giełdzie i blokady na planach). A to też niekoniecznie zawsze przekłada się na dobrą jakość. Suma sumarum - czeka nas o wiele mniej treści serialowych, co niewątpliwie dla jednych będzie złą wiadomością, dla innych niekoniecznie, bo w ostatnim czasie widz cierpiał na przesadne bogactwo wyboru. Być może to też coś zmieni w nas samych, bo pozwoli docenić seriale, na które do tej pory nie mieliśmy czasu? W tym przypadku jednak nie dotyczy to tylko telewizji, ale również platform streamingowych, które również odczuwają cały problem, a nawet mają gorzej. Często tworzą wysokobudżetowe produkcje, które nie realizuje się w kilka miesięcy i prace na planie nie trwają, gdy odcinki są na ekranach. Taki Wiedźmin musi być zrealizowany w całości, aby móc trafić do oferty platformy, a to przecież nie dotyczy tylko tak dużych tytułów, a również mniejszych, które zawsze są wprowadzane w całym sezonie. Wydaje mi się, że to może zmusić Netflixa do zmiany formy dystrybucji treści i zrezygnowania z tzw. binge-watchingu, czyli siłą rzeczy przez jakiś czas w kwestii nowości nie będą mogli pozwolić sobie na wpuszczanie całego sezonu na raz. Co prawda, plotki o tym, że Netflix rozważa powrót do tradycyjnego modelu dystrybucji odcinków co tydzień, krążą od dawna, ale z uwagi na obecną sytuację wydają się one bardziej prawdopodobnie niż kiedykolwiek. Siłą rzeczy Netflix nie będzie mógł opierać się tylko na zakupie licencji, bo w kwestii seriali przecież nie będą mieli za bardzo co kupować, gdyż problem dotyczy dosłownie wszystkich. Także Disney+ ma kłopot, bo mieli planu podboju świata z serialami MCU, a Falcon i Zimowy żołnierz, WandaVision i Loki są zawieszone i nie wiadomo, kiedy prace mogą być dokończone. Jedynie pozostaje The Mandalorian, którego dosłownie nakręcono do końca w ostatniej chwili. 
fot. Marvel Studios
Takim sposobem producenci, włodarze telewizji i platformy muszą opracowywać procesy dostosowane do całkowicie nowej rzeczywistości i trudno orzec, kiedy cokolwiek powróci do normalności. W tym przypadku można jednak dostrzec światełko w tunelu, bo wytyczane właśnie drogi to ważna zmiana, której skostniały proces tworzenia seriali w telewizji wydaje się potrzebować. W tej absurdalnie koszmarnej sytuacji niczym z horroru jest potencjał na to, by skupić się na jakości, nie ilości, bo tak telewizje i platformy będą musiały przyciągać widzów i tym samym jest szansa, że będzie więcej dobrych i wartościowych produkcji.  Nie ma w tej sytuacji zwycięzców i każdy będzie liczyć straty finansowe. Bez względu na to, czy to korporacyjny gigant, czy niezależne studia, bo każdy traci dużo. Zasadniczo ci najwięksi nawet więcej choćby przez gigantyczne spadki na giełdzie. Siła rzeczy jednak, patrząc na blokadę tworzenia treści serialowych, obserwujemy zmianę rzeczywistości na wielu poziomach, bo to wszystko, co teraz zostanie opracowane: sposoby tworzenia, zamawiania, produkcji (nawet rozważane są zdjęcia w małych grupach na zmiany), czyli zasadniczo każdego aspektu seriali. Stoimy przed realną groźbą odwołania standardowego sezonu 2020/2021 w świecie seriali, bo ten we wrześniu się nie rozpocznie, jeśli w ogóle w 2020 roku. A to wywraca do góry nogami każdy aspekt tego świata, który nigdy już nie będzie taki sam.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj