ADAM SIENNICA: Bardzo ciekawi mnie dość specyficzne podejście do scen z tramwajem. Jak podeszliście do tego pod kątem technologicznym? LASSE HALLSTROM: Tę część kręciliśmy w Sztokholmie. Udaliśmy się do muzeum, by móc taki tramwaj nakręcić. Trzęśliśmy nim, aby symulować ruch, a w tle był green screen. Nagrywaliśmy tam wnętrza. Natomiast rzeczy z zewnątrz kręciliśmy na ulicach Sztokholmu bez ruchu tramwaju postawionego na torach. Był to stary tramwaj z czasów II wojny światowej.  Przyznam, że przed obejrzeniem filmu w ogóle nie słyszałem o tej artystce. Co w jej historii jest takiego, że ludzie powinni ją poznać? Najbardziej podobał mi się fakt, że malowała pod wpływem duchów. Tak powstały jej najlepsze prace. To mógł być jeden z fundamentów tej historii. Jednak jej życie było tak interesujące i fascynujące, że zdecydowałem się je opowiedzieć po kawałku. Poruszam też kwestię jej dziadka, który stworzył mapę mórz, oraz jej sukcesu w Guggenheim.  Hilma w filmie wspomina o tym, że poprzez obrazy tworzy pewnego rodzaju mapę. Mam wrażenie, że ty, tworząc ten film, robiłeś to samo. Zgodziłbyś się z tym? Tak, bardzo trafnie powiedziane. Hilma chce podchodzić do świata jak naukowczyni. Chce tworzyć mamy wszechświata razem ze swoją siostrą. Dlatego zgadzam się, że dużo tutaj mapuję. Robię to jednak bez wchodzenia w szczegóły, więc jako widz musisz wypełnić sobie pewne luki.  Pomimo tego, że musimy wypełnić pewnie niedopowiedzenia pomiędzy wątkami, historia Hilmy jest czymś ważnym współcześnie. To, jak walczy o szacunek i docenienie swojej pracy jako kobieta w męskim świecie, pokazuje, że wiele się przez te lata nie zmieniło. Czy w jakimś stopniu twoim celem było pokazanie błędów przeszłości? Tak naprawdę to chciałem po prostu podzielić się ze światem jej przemyśleniami i sztuką. W tym poznawaniu świata duchów było coś szczerego. Hilma chciała powiedzieć, że istnieje inny świat – wymiar, który tylko część ludzi może widzieć tak jak ona. Myśl, że będziemy mogli kontynuować swoje życie w innym świecie, jest pokrzepiająca. Sam odczuwam dzięki temu większy komfort. Zaczynając pracę nad Hilmą te trzy lata temu, podzielałem to uczucie i przekonanie, że istnieje inny świat. Ten wpływ duchowego świata jest jednym z kluczowych wątków. Zastanawiam się, jak ważne było dla ciebie zobrazowanie związku ze światem duchów? Skupiłem się na tym, by pokazać prace wszystkich pięciu dziewczyn, za które Hilma była chwalona. To jest prawdziwa historia. Hilma robiła szkice i decydowała, jakich kolorów użyć, ale potem razem malowały te wielkie obrazy. Nie wchodzę za bardzo w szczegóły ukazania świata duchowego, bo ważne jest tutaj to, jak malowały, a nie ilustrowanie komunikacji z duchami. Po prostu trudno to zwizualizować.  Ważna dla filmu jest relacja Hilmy z jej zmarłą siostrą. Wiele razy pokazujesz kotwicę na dnie oceanu, która wydaje się metaforą tego, jak śmierć siostry ją blokowała. A potem, gdy jej duch ją wyciąga, dostrzegamy zmianę w bohaterce. Dobrze to interpretuję? Tak, dokładnie taki był mój zamiar. Jej dziadek przeprowadzał badania, chcąc odkrywać nieznane rejony oceanów. Hilma natomiast miała ambicje, by patrzeć do góry i odkryć nowy świat. Oboje więc mieli naukowe ambicje, choć patrzyli na zupełnie różne od siebie rzeczy. Lubię tę scenę, o której wspominasz. Jednym tematem jest ta kotwica, innym jest też sama woda. Siostra pomaga jej wrócić do malarstwa. Mam nadzieję, że jest to dostrzegalne. Standardem w filmach biograficznych na pewno nie jest sytuacja, w której w głównej roli obsadzasz żonę i córkę. Czy to był twój pomysł od samego początku, gdy pisałeś scenariusz? Owszem. To był rodzinny projekt od samego początku. Od razu pojawiła się myśl, by obsadzić w roli Hilmy moją żonę i córkę. Wiedziałem, że moja córka jest dobrą aktorką, bo pracowałem z nią i wiem, do czego jest zdolna. Udowodniła to, grając w innych filmach. Jestem pod wielkim wrażeniem, co robi w filmie, bo dla mnie jest bardzo autentyczna.  Dostrzegam w obu kobietach podobną emocjonalną ekspresję. Czy to był kierunek reżyserii obrany przez ciebie, czy po prostu zbieg okoliczności? Zaczęliśmy zdjęcia od kręcenia scen starszej Hilmy. Nigdy nie omawialiśmy ani nie ćwiczyliśmy tego, jak ujednolicić obie kreacje aktorskie. Trochę widać to w filmie, że mają różne style. Podziwiam je obie. Lena jest wyjątkowa w tym, jak tworzy kreację, a Tora opiera się na instynkcie. Jest bardzo stonowana w ekspresji. Na pokazach w Szwecji widzowie dobrze zareagowali na te role. 
fot. ViaPlay
+16 więcej
Swego czasu mówiłeś, że Juliette Binoche nauczyła się robić czekoladę podczas pracy nad filmem Czekolada. Czy Tora nauczyła się czegoś, pracując nad Hilmą? Pracowała ze mną nad scenariuszem. Wydaje mi się, że było to dobre dla kreacji, bo na tym etapie była już w głowie Hilmy. Musiała wielokrotnie czytać tekst i robić swój własny research. Była bardzo pomocna.  A jak to u ciebie wyglądało? Spotkałem się z medium, dzięki czemu mogłem poznać nieżyjących ludzi z tamtych czasów. Tego się nauczyłem. Jestem innym człowiekiem po tym doświadczeniu. Brzmi to intrygująco. Rozumiem, że te doświadczenia pomogły ci opowiedzieć tę historię. Tak, w wielu aspektach – w niektórych dialogach czy w ustawieniu określonego tonu filmu. Bardzo ciekawi mnie twoje podejście do ciągłej dyskusji "kino kontra platformy streamingowe". Hilma to film serwisu ViaPlay. Jak więc do tego podchodzisz? Oczywiście kocham sytuacje, w których ludzie siedzą razem w kinie i dzielą ze sobą to samo doświadczenie. Jednocześnie lubię platformy streamingowe, oferujące możliwość oglądania dzieł w domu. To jednak inne doświadczenie. W kinie jest cudownie. Kibicuję kinom i mam nadzieję, że przetrwają.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj