Serial Big Sky wrócił z 2. sezonem, który możecie oglądać na kanale FOX. Do dobrze znanych nam bohaterów dołączyli nowi, wszak mamy do czynienia z kompletnie nową historią. Poznamy więc granego przez Logana Marshalla Greena tajemniczego Travisa Stone'a. Spotkaliśmy się z aktorem, by porozmawiać o tym, co grany przez niego jegomość wnosi do fabuły. Zdradził nam również, jak wyglądała praca na planie tej produkcji.
DAWID MUSZYŃSKI: Big Sky wraca z drugim sezonem i w sumie trzecią historią kryminalną. Twórcy nie pozwalają się widzom nudzić. Kogo grasz i jaki jest twój udział w intrydze?LOGAN MARSHALL GREEN: Mój bohater ma wiele imion. Jedni znają go jako Travisa, inni jako Stone'a. To zależy, z kim rozmawia. I już wyjaśniam, że nie chodzi tu o jakieś rozdwojenie jaźni. Jest on po prostu policjantem działającym pod przykrywką. Ma swoją wymyśloną tożsamość. I pewnie wszystko by szło gładko, gdyby na jego drodze nie stanęła Jenny Hoyt grana przez Katheryn Winnick. Ta para ma pewną wspólną niedokończoną historię miłosną. Emocje teraz odżyły i Travis musi żonglować dwoma tożsamościami, a co za tym idzie - dwoma związkami. A to bardzo niebezpieczna gra. Odpowiadając na twoje pytanie, co wnoszę do tej intrygi - chaos (śmiech).
No właśnie, Jenny ma do ciebie jakąś słabość.
Ponieważ przypominam jej o czasach minionych, gdy wszyscy byliśmy młodsi, życie było prostsze, a problemy wydawały się mniej niebezpieczne. Przypominam, że poznaliśmy się, gdy jako policjanci pracowaliśmy pod przykrywką. Wtedy jakoś mniej baliśmy się o swoje życie.
Ty już wcześniej grałeś policjanta pod przykrywką. To są łatwe role do grania dla aktora? Bo tak naprawdę musisz grać dwie postaci, niekiedy w jednej scenie.
Bardzo pomogła mi współpraca z policjantem, który musiał tak żyć przez kilka miesięcy. Tłumaczył mi, że funkcjonariusze to nie aktorzy. Oni nie odgrywają ról, tylko starają się stworzyć zupełnie nowego człowieka. Nie skupiają się na udawaniu. Działają na adrenalinie i robią wszystko, by zrealizować cel całej misji. By dorwać gościa, którego ścigają. Dlatego nie tworzą nowej osoby od zera, ale tak jakby modyfikują swoje prawdziwe ja, by pasowało do danego otoczenia. I tak też próbowałem pokazać Travisa.
Chodzi o to, że praca tych policjantów bardzo różni się od tego, co my pokazujemy. Oni aż tak bardzo nie odbiegają zachowaniem od swojej prawdziwej natury. Nie odgrywają ról. To jest tylko taki zabieg twórców, który lepiej sprzedaje się na ekranie. Rzeczywistość jest mniej widowiskowa.
Widać to bardzo dokładnie na przykładzie twojego bohatera. W życiu prywatnym nie jest popychadłem, a jego alter ego już tak. Daje sobą pomiatać byle chłystkowi.
Takie jest życie tych funkcjonariuszy. Powinni wiedzieć, komu mogą się postawić, a komu nie. Zbyt duże i częste pokazywanie siły może być odebrane przez niektórych przestępców jako brak lojalności. Po prostu muszą się wkupić w ich łaski. Dlatego taka misja trwa kilka miesięcy, a nawet lat. To nie jest jeden weekend czy dwa. Trzeba też nauczyć się bardzo często chować dumę do kieszeni.
I jeśli mam być z tobą brutalnie szczery, to mnie takie postaci z aktorskiej perspektywy bardzo pociągają. Są złożone. Dają mi pewne pole do rozwoju i zabawy. Nie są sztywne. Dużo chętnie sięgam po takie propozycje, nawet jeśli są drugoplanowe. Na szczęście jeszcze mam możliwość wyboru.
Czy w produkcjach, za które odpowiada David E. Kelley, już na poziomie scenariusz widać, że dana intryga jest złożona i dobrze napisana? Czy może jest to proces, który jest doszlifowywany dopiero na planie?
Jeśli chodzi o poziom scenariusza - to, co dostajemy na ekranie, jest tej samej jakości jak to, co dostają aktorzy w scenariuszu. Z miejsca nawiązuje się kontakt z tymi bohaterami. Zaczynamy dostrzegać ich mocne i słabe strony, dzięki czemu są dla nas bardziej realni. Mają w sobie coś znajomego, co łączy ich z innymi produkcjami Davida. Angaż w jego projekcie to moim zdaniem duże wyróżnienie dla aktora. I bardzo rozwojowa lekcja, bo to, czego on od nas wymaga na planie, to ogromne skupienie i perfekcja w odgrywaniu kluczowych dla niego momentów. Oczywiście, jest też miejsce na pewną improwizację, ale są takie momenty, które muszą być wykonane dokładnie tak, jak on je sobie wymyślił.
Wiesz, jak ta historia się skończy?
Nie. Jesteśmy jeszcze na planie, a scenariusz niektórych odcinków dopiero się tworzy. To jest jedna z tych produkcji, która jest ciągle dopracowywana, a my idziemy powoli do przodu z fabułą.
Przyjmując ofertę, nie miałeś pewności, że twoja postać np. nie zostanie zabita już w 3. odcinku?
Nie. I mało mnie to obchodziło. Podobało mi się, jak jest ona napisana i co sobą reprezentuje. Na szczęście twórcy mieli na niego większe plany. Zobaczymy, jak długo utrzymam się przy życiu. Jak wiesz, w Big Sky nikt nie jest bezpieczny.
Poza tym jak się przyjrzysz mojej karierze, to moi bohaterowie bardzo często umierają. Scenarzyści lubią mnie zabijać (śmiech).