Trudno w to uwierzyć, ale właśnie mija już dziesięć lat od finału Lost, jednego z najpopularniejszych seriali w historii. Z tej okazji chciałbym wytypować absolutnie najlepsze epizody całej produkcji. Jest to zadanie arcytrudne, gdyż fantastycznych odcinków było w serialu co niemiara, ale słowo się rzekło – skoro dziesiąte urodziny, to wybór musi zostać ograniczony również do symbolicznej dziesiątki. Epizody wymienione są od najwcześniej wyemitowanego, ze względu na brak zestawienia rankingowego – nie liczy się zwycięzca, lecz sam fakt bycia w czołówce! Ponadto dwugodzinne odcinki o tym samym tytule są liczone jako jeden (spokojnie, w zestawieniu nie występują jedynie premiery i finały). To tyle tytułem wstępu. Pora przejść do sedna.

Lost: Zagubieni - najlepsze odcinki

1x01, 02 Pilot Pilot, Pilot i jeszcze raz Pilot! O odcinku pilotażowym w momencie premiery było bardzo głośno ze względu na kwotę 10 (faktycznie, coś jest na rzeczy z tą liczbą w tym artykule...) lub nawet 14 milionów dolarów, jaką na niego wydano. W tamtym czasie po prostu nie przeznaczano takich sum na produkcje telewizyjne, a już z całą pewnością nie na pojedyncze epizody. Jak się okazało, Lost zapoczątkował w ten sposób nowy trend wysokobudżetowych superprodukcji telewizyjnych, który funkcjonuje (i wszystko wskazuje, że nic się w tej materii nie zmieni) do dziś. Na całe szczęście jakość odcinka pilotażowego odzwierciedliła wysokość budżetu i jak to się pięknie mówi, reszta to już historia… W dużym skrócie, epizod chwycił i to bardzo – piękna sceneria, różnorodni bohaterowie, dużo akcji, multum tajemnic, etc., etc. I to wszystko w jednym tylko odcinku. Po prostu nie sposób było się nie wciągnąć!
fot. materiały prasowe
1x04 Walkabout W zasadzie ten odcinek (tak naprawdę, jak cała pierwsza połowa sezonu do momentu, kiedy każdy główny bohater dostaje swój „własny” epizod) sprawia trochę wrażenie przedłużenia Pilota. Głębsze poznawanie postaci poprzez ich początkowe retrospekcje, wczuwanie się coraz bardziej w klimat opowieści oraz oczywiście tajemnice. Może to tylko efekt pierwszego wrażenia, ówczesny brak przyzwyczajenia do znaku rozpoznawczego serialu, jakim były cliffhangery, ale zakończenie epizodu, w którym poznajemy powód, dla którego odmówiono Johnowi udziału w tytułowej wędrówce, stanowił zaskoczenie najwyższych lotów. Już za ten moment należy mu się miejsce wśród najlepszych odsłon serialu. Odcinek ugruntował pozycję Locke’a, wskazał jego rangę dla całej opowieści i sprawił, że widz od tego momentu śledził jeszcze uważniej akcję na ekranie z jego udziałem, gdyż nigdy nie było wiadomo, jaka zagadka zostanie wyjaśniona, czy też jakie podpowiedzi zostaną podsunięte za sprawą tej postaci.
fot. materiały prasowe
1x23 Exodus part 1 Przedostatni odcinek sezonu genialnie wprowadzał do wielkiego finału. Wszechobecna gęsta aura zbliżającego się zagrożenia ze strony tajemniczych Innych, klasyczne „lostowe” elementy na najwyższym poziomie – wędrówki, interakcje między bohaterami (m.in. fantastyczna rozmowa Jacka i Sawyera), retrospekcje itp. Ogólnie mnóstwo suspensu (uda się bohaterom wydostać z wyspy i znaleźć pomoc, kim są i czego chcą Inni, dokąd prowadzi ten właz?! Itd.) i mimo braku zawrotnej akcji, jest budowanie napięcia, klimat, klimat i jeszcze raz klimat!
fot. materiały prasowe
1x24, 25 Exodus part 2 Finał pierwszego sezonu to wyśmienite zwieńczenie, wisienka na torcie bardzo udanej serii. Jest w nim po prostu wszystko. Nadal utrzymuje wysoki poziom wszystkich elementów z poprzedniego, wprowadzającego odcinka, dorzucając jednocześnie akcję i dwa masywne cliffhangery. Ręka w górę, kto nie był przyklejony do ekranu, kiedy Jin, Sawyer, Michael i Walt myśleli, że zostali uratowani przez przyjaznych żeglarzy, i nie zbierał szczęki z podłogi, gdy Inni zniszczyli tratwę bohaterów? Któż nie zakrzyknął: „No nie! Nie wytrzymam! Muszę wiedzieć, co tam jest?!”, po ostatniej scenie sezonu, kiedy Jack i John spoglądają w głąb otworu po otwarciu włazu? No właśnie. Jak by mogło zabraknąć takiego odcinka wśród dziesięciu najlepszych?
fot. materiały prasowe
3x20 The Man Behind the Curtain Od momentu, w którym Ben został ujawniony jako dowódca Innych, odcinek z jego retrospekcjami chciał zobaczyć po prostu każdy. Nie da się ukryć, że był to jeden z przełomowych epizodów serialu, ponieważ został osadzony w mitologii serialu tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Retrospekcje pokazujące czasy, w których na wyspie funkcjonowała tajemnicza Dharma, o której snuto mnóstwo teorii, historia Bena, choć pokazana w pigułce, to jednak zdawała się dotykać wszystkich najistotniejszych wydarzeń, czy wreszcie obietnica poznania (można by rzec) mitycznego Jacoba, tego, który miał stać za wszystkimi najistotniejszymi wydarzeniami i znać odpowiedzi na każde pytanie. Nareszcie najważniejsze tajemnice wyspy miały zostać odkryte. Wszystko to zawarte tylko w jednym, krótkim odcinku. Z pewnością wybitny epizod, który musiał znaleźć się w tym zestawieniu. Kto by pomyślał, że w początkowym założeniu Ben miał występować jedynie w drugim sezonie serialu…
fot. materiały prasowe
3x22, 23 Through The Looking Glass Finał trzeciego sezonu można podsumować chyba w następujący sposób – odcinek legenda. Stawiał on totalnie na głowie całą historię, jej narrację i wydźwięk. Od teraz jednym z fundamentalnych pytań nie było czy i kiedy bohaterowie wydostaną się z wyspy, ale kiedy i kto tego dokonał. Odcinek nastawiony całkowicie na robienie widza w konia i do tego wykonany po mistrzowsku. Już przez pierwsze trzy sezony często można było usłyszeć o „zagubieniu” (gra słów zamierzona) widzów z powodu zbyt skomplikowanej, wielowątkowej fabuły, a od tego momentu miało się zrobić tylko trudniej. Niech o pozycji serialu w tamtym czasie (m.in. z pewnością z powodu tego odcinka) świadczy najlepiej fakt, że pod koniec trzeciego sezonu twórcom udało się wynegocjować dokładną liczbę odcinków pozostałą (i to na kilka lat do przodu!) do zakończenia serialu (co ówcześnie było rzeczą absolutnie nie do pomyślenia, a już szczególnie w ogólnodostępnych amerykańskich stacjach). Na podsumowanie można jedynie napisać: szczęśliwi ci, którzy nie znali spoilerów, które wyciekły za sprawą jednego z pracowników studia na kilka tygodni przed odcinkiem, bo ich przyjemność z oglądania musiała stać na niebotycznym poziomie…
fot. materiały prasowe
4x05 The Constant Nie można nie umieścić tego odcinka w zestawieniu. Jest to z pewnością najsłynniejszy epizod, który nie był ani premierą, ani też finałem sezonu. Można nie przepadać za podróżami w czasie, można też nie pałać sympatią do historii miłosnej Desmonda i Penny (notabene momentami zbyt ckliwej), ale nie da się nie docenić tego, jak sprawnie, angażująco i emocjonująco jest poprowadzony. Po prostu, nawet jeśli widz nie przepada za wspomnianymi elementami fabuły, i tak efekt przyklejenia się do ekranu murowany. Desmond to ulubieniec publiczności, nie da się nie lubić tej postaci, a motyw podróży w czasie jedynie świadomości stanowi koncepcję bardzo nietypową oraz oryginalną.
fot. materiały prasowe
4x12 There’s No Place Like Home part 1 Dokończenie czwartego sezonu serialu stanowiło trudne zadanie (zresztą dla każdej produkcji) z powodu strajku scenarzystów, który miał miejsce w tamtym okresie. Mimo to sezon został okrojony „jedynie” o dwa odcinki, a jego finałowe odsłony z całą pewnością stały na wysokim poziomie. Przedostatni epizod czwartej serii, podobnie jak pierwszej, ma tę samą nazwę co finał i również z podobnych względów znalazł się na liście – ogólnie pojętego klimatu odcinka, budowania napięcia (kto wydostał się z wyspy i jak do tego doszło etc.), interakcji, dialogów między bohaterami i zapadających w pamięć scen (np. Sawyer wyskakujący z helikoptera, żeby uratować przyjaciół).
fot. materiały prasowe
4x13, 14 There’s No Place Like Home part 2 Wydawało się, że takiego zwrotu w sposobie prowadzenia historii na miarę finału trzeciego sezonu już nie będzie, ale twórcom po raz kolejny udało się mocno zaskoczyć. Serial od pewnego momentu chciał prześcignąć samego siebie w szokowaniu widzów, lecz na pewno nie zawsze z idealnym, właściwym skutkiem. Przesunięcie wyspy stanowi prawdopodobnie ten moment, w którym, jak to się zwykło mówić o serialach, dla wielu produkcja przeskoczyła rekina. Po prostu mogło się zrobić zbyt dziwacznie (magiczne koło, znikająca wyspa itp.). Serial już nie był taki jak wcześniej i można tutaj dyskutować, ale na pewno stał się niestety zauważalnie słabszy. Mimo to, finał czwartej serii to ogromne emocje przez cały czas trwania odcinka, mnóstwo akcji, suspensu i szokującego finału, w którym wyspa ot tak znika. Widz po raz kolejny zostaje zszokowany i nie może się doczekać dalszego ciągu opowieści, która tak niesamowicie wciąga i zaskakuje…
fot. materiały prasowe
6x09 Ab Aeterno Sezon szósty to z całą pewnością najsłabsza seria całego serialu. Pomimo tego, ma ona w swoim repertuarze taką perełkę, jak historia Richarda. Od momentu, gdy tylko pojawił się w serialu, momentalnie stał się jedną z najbardziej zagadkowych i intrygujących postaci. Jednak dopiero w finałowym sezonie dołączył do grona głównych bohaterów, dlatego też na retrospekcje z udziałem Richarda trzeba było bardzo długo czekać. Odcinek jest idealnym przykładem tego, w jaki sposób perfekcyjnie skondensować fabułę, której akcja dzieje się na przestrzeni wielu lat, prowadzić ją w sposób sprawiający wrażenie całkowitej kompletności. Zwyczajnie nie dało się jej lepiej skonstruować. Historia Richarda zdaje się przedstawiać absolutnie wszystkie najważniejsze wydarzenia i to w odpowiednim tempie (mimo że pokrywa ich sporo), bez zbędnego pośpiechu. Dodatkowo dostarcza przy tym odpowiedzi na kilka najistotniejszych pytań dla całej mitologii serialu. Wreszcie dowiadujemy się, m.in. skąd Czarna Skała wzięła się w środku wyspy, jak doszło do zniszczenia posągu, z którego została jedynie baza będąca stopą z czterema palcami, czy też, dlaczego Richard się nie starzeje. Gdyby tylko cały finałowy sezon prezentował tak wysoki poziom, jak ten odcinek…
fot. materiały prasowe
Tak oto przedstawia się lista najlepszych odcinków Lost przygotowana na dziesięciolecie zakończenia serialu. Z pewnością zabrakło na niej wielu genialnych odcinków, ale wiąże się to oczywiście z ograniczoną liczbą miejsc. Kiedyś sami twórcy serialu przyznali, że niemożliwe jest, aby nie zrobiono jeszcze jakiegoś projektu związanego z Lost, tylko że nie wcześniej niż właśnie po dziesięciu latach od zakończenia. Jak myślicie, jakie są na to szanse? Tęsknicie za serialem? Chcielibyście zobaczyć reboot lub zobaczyć serial w jakiejś innej postaci? Napiszcie w komentarzach Wasze przemyślenia i wytypujcie własną listę dziesięciu najlepszych odcinków!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj