Choć Mikkelsen ma już 47 lat, świat poznał go stosunkowo niedawno. W "Casino Royale", pierwszym filmie o Jamesie Bondzie z Danielem Craigiem, objawił się szerszej publiczności jako La Chiffre. Antagonista z otwierającego nowej serię przygód 007 obrazu nie był postacią, którą pamiętało się szczególnie wyraźnie po wyjściu z kina, ale paradoksalnie doskonale się w niej sprawdził. Pierwsze skrzypce należały tam wyłącznie do Bonda, a jego wróg mógł co najwyżej stanąć na tyłach orkiestry. Wyważona i chłodna prezencja oraz zachowawcza, ale jednocześnie wzbudzająca grozę gra, stały się znakiem rozpoznawczym Mikkelsena.

Pierwszy przełom dla duńskiego aktora nadszedł jednak nieco wcześniej, w roku 1996. Dość późno (w wieku 31 lat), ale Mads Mikkelsen przed aktorstwem parał się wieloma innymi zajęciami. Artysta ćwiczył gimnastykę (!), tańczył w balecie (!!) oraz dostarczał... protezy (!!!). Co prawda jego kariera baletowa nie została nigdzie opisana, ale z całą pewnością można powiedzieć, że aktor najlepiej odnajdywał się w rolach pokroju Czarnego Łabędzia. Już pierwszy wykreowany przez niego bohater w filmie pełnometrażowym był postacią negatywną. Tonny, drobny złodziejaszek i ćpun, z "Dealera" Nicolasa Windinga Refna, na dobre rozpoczął karierę duńskiego aktora.

[image-browser playlist="593011" suggest=""]©2006 Metro-Goldwyn-Mayer

Mads Mikkelsen szybko stał się ikoną kinematografii swojego kraju. Od pogodnego (choć naturalnie chodzącego z bronią za pasem) Arne'a z "Błyskających świateł", przez zdradzającego swoją żonę Nielsa z "Otwartych serc", aż po rzeźnika z morderczymi zapędami z "Zielonych rzeźników" – aktor sprawdzał się w niemal każdej roli, a gdy jakaś produkcja zbierała przeciętne recenzje, Mikkelsena i tak opisywano w nich jako najjaśniejszy punkt. Pod wieloma względami przypomina on naszego Roberta Więckiewicza. Jemu również właściwie nie zdarzają się słabsze występy, nawet w filmach nieudanych ("Francuski numer" czy "Superprodukcja"). Obaj nie mają też większych szans na zagranie prawdziwych amantów, choćby ze względu na charakterystyczną, nieco złowieszczą, aparycję.

Za oceanem po raz pierwszy o Mikkelsenie usłyszano w 2004 roku po premierze "Króla Artura". Niewielka rola Tristana otworzyła przed nim Hollywood. Film rzecz jasna okazał się porażką, ale duński aktor znów wykazał się w tym względzie odpornością. Jego kolejne role, Le Chiffre’a z "Casino Royale", Christoffera z "Pragi" i Jacoba z "Tuż po weselu", tylko umacniały pozycję artysty w branży.

Posępne rysy twarzy aktora sprawiają, że zwykle dostaje on role czarnych charakterów. Nawet gdy grany przez niego bohater jest dobry, jak w przypadku Lucasa z "Polowania" i doktora Struensee z "Kochanka Królowej", spotyka się ze społecznym wykluczeniem i nieprzychylnością. To wszystko jednak zdaje się Madsowi Mikkelsenowi nie przeszkadzać. Wciąż podejmuje się grania kolejnych antagonistów i to coraz bardziej znanych. Długo mówiło się o duńskiego aktora w roli Executionera w sequelu "Thora", ale ostatecznie aktor nieco zawiódł fanów Marvela. Wydawało się, że łotr znany z popularnej serii komiksów, będzie dla Mikkelsena znakomitym krokiem naprzód. Ten jednak posunął się o wiele dalej - już niedługo zobaczymy go na ekranach naszych telewizorów jako legendarnego Hannibala Lectera.

[image-browser playlist="593012" suggest=""]©2012 Nordisk Film

Psychopatycznego mordercę zdefiniował ponad dwadzieścia lat temu Anthony Hopkins. Mads Mikkelsen w Hannibalu produkowanym przez amerykańską stację NBC, jest zupełnie inny od aktora znanego z "Milczenia owiec". Podczas gdy Lecter w wykonaniu Hopkinsa mroził widzom krew w żyłach, a jego diaboliczność przejawiała się w subtelnej nucie szaleństwa, tak Mikkelsen jest w swojej grze bardziej powściągliwy. Zamiast rozbudowywać psychozę swojej postaci, stawia raczej na opanowanie i elegancję. Ten ascetyzm środków, dzięki niesamowitej charyzmie aktora, hipnotyzuje jednak równie mocno.

Mads Mikkelsen dysponuje wieloma cechami rozpoznawczymi: charakterystycznym akcentem, słabością do nikczemnych postaci, a także… częstym wcielaniem się w bohaterów z niesprawnym jednym okiem ("Jabłka Adama", "Castino Royale", "Valhalla: Mroczny wojownik", "Trzej muszkieterowie"). Wbrew pozorom duński aktor na razie zdaje się jednak umykać zaszufladkowaniu. Jego bohaterowie mogą stać po złej stronie, ale wciąż są wystarczająco wielowymiarowi. Nawet jeśli scenariusz mówi inaczej, takich ich pokazuje Mikkelsen.

Czytaj więcej: Recenzja premiery "Hannibala"

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj