Adam Siennica: W Figurancie grasz trudną postać. Ta rola z pewnością wymagała od ciebie dużo emocjonalności. Jakich narzędzi używasz, aby widoczne na ekranie emocje były tak autentyczne? Marianna Zydek: Myślę, że jako aktorzy dysponujemy różnymi narzędziami. U mnie podstawą jest właśnie emocjonalność. To, jak z niej korzystać, jest najtrudniejsze do nauczenia. Potrafię wywoływać wymagane emocje, ale późniejsze wyjście z roli bądź konkretnych scen bywa trudne. Moim zdaniem na planie powinien być koordynator emocjonalności, który opiekuje się aktorami i pomaga im bezpiecznie wrócić do siebie. Rzeczywiście, w Figurancie moja rola głównie opiera się na emocjach. Już pierwszego dnia na planie zostałam wrzucona na głęboką wodę. Kręciłam te najtrudniejsze sceny, w których Marta jest w ciężkim stanie psychicznym. Po takim dniu pracy trudno wrócić do neutralnego stanu. Zawód aktora jest piękny – możemy dzięki niemu wcielać się w różne postaci, wyjść poza strefę komfortu, poznawać samego siebie oraz ludzką psychikę. Jednak wszyscy płacimy za to cenę, ponieważ nasze emocje są zawsze na wierzchu. Nie każdy jest w stanie to zrozumieć. Dobrze, że poruszamy ten temat. Czasem ilość hejtu wylewana na aktora bywa przerażająca. Nawet jeśli ma się doświadczenie w tym zawodzie, nie da się odciąć od fali nienawiści. Tak, to jest bardzo trudne. Myślę, że wynika to z zazdrości. Ludzie widują aktorów tylko na wydarzeniach, takich jak tegoroczny festiwal w Gdyni. Wydaje im się, że jesteśmy szczęśliwi, ale nie mają dostępu do uczuć, które towarzyszą nam, gdy samotnie wracamy z planu, ani do emocji, jakie w nas pozostają. Nienawistne komentarze są trudne do zaakceptowania. Staram się od tego odcinać, ale to boli. Jako dziennikarz doskonale to rozumiem. Ludzie spoza branży uważają, że to prosta praca. Może hejt nie jest aż tak dotkliwy, ale również istnieje. Tak jak wszędzie. Myślę, że różnica między naszymi zawodami polega na wizerunku. Czasami zazdroszczę operatorom – ich praca jest widoczna, ale mogą się ukryć za tym projektem. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to aktorzy idą na pierwszy ogień. A praca operatorów też jest ważna. Tak samo jak charakteryzacja oraz kostiumy. Jak bardzo ci to pomogło w Figurancie? Mogłaś wczuć się w epokę PRL? Zawsze jestem bardzo wdzięczna pionom charakteryzacji i kostiumów. Ich praca jest połową mojej. Jeżeli zamiast bluzki kupionej w sklepie odzieżowym dostanę strój wykonany przez kogoś, kto dogłębnie analizował moją postać, to jest niezwykle pomocne. Bez tego nie byłabym w stanie wejść w Martę i wyobrazić sobie, jak wyglądało życie w czasach PRL-u. Kostium staje się też delikatną barierą. Ściąganie go po dniu zdjęciowym jest niczym rytuał. Dzięki temu zostawiam swoją bohaterkę w garderobie. Trzeba podkreślać efekt tej pracy. Gdyby nie ona, świat na ekranie nie zaistniałby. Świetnie wspominam pracę z moją kostiumografką, Elżbietą Radke – jej przywiązanie do najdrobniejszego szczegółu, dbałość o mój komfort i wygodę. Co robisz, aby się odstresować po intensywnym dniu na planie? Zazwyczaj najlepiej mi służy spotkanie z ludźmi. Gdy gdzieś wychodzę, przewietrzam swój umysł. Czasem jednak muszę zamknąć się w sobie. Pewne emocje po pracy trzeba długo przepracowywać, żeby nie zostać zranionym. Zaintrygował mnie aspekt gwałtu w małżeństwie. Jak ten wątek może wpłynąć na społeczeństwo? Myślę, że niezależnie od tego, czy jesteśmy w związku małżeńskim, partnerskim, czy po prostu z kimś się spotykamy, nasze ciało należy tylko do nas. Seksualność jest najbardziej osobistą sferą dla każdego. Łatwo o jej naruszenie. Cieszę się, że ten wątek został poruszony i przedstawiony jako realny, bolesny problem. Liczę, że widzowie się nad nim zastanowią. Może przestaniemy go bagatelizować, a zaczniemy o tym rozmawiać? Cieszę się, że mogłam odegrać Martę. To dość smutna postać, która przechodzi przez wiele trudnych rzeczy. Mimo wszystko patrzę na nią jak na zwyciężczynię. Pragnie odkryć swoją niezależność. Wybrała swoje szczęście zamiast niezdrowego kompromisu. Ogromnie ją za to podziwiam. Zakończenie daje nadzieję widzom, którzy być może przechodzą przez coś podobnego. Ta historia może być przestrogą albo wzorem do naśladowania. Miło jest grać postać, która ma problem, ale ostatecznie wygrywa.
fot. TVP
Figurant przedstawia toksyczną relację z manipulantem. Jego ofiara nie odczuwa, jak negatywny wpływ ma on na jej samopoczucie. Czy celem tego wątku było ukazanie przemiany Marty, która – w przeciwieństwie do Budnego – odradza się niczym Feniks z popiołów? Nie widzę nadziei na to, że Budny się zmieni. To przykład kogoś, kto tkwi w swojej ideologii. Pochłania go życie w kłamstwie. Jest wielu takich egoistów, którzy potrafią zniszczyć każdego, aby osiągnąć swój cel. Owszem, jest w nim wrażliwsza strona. Właśnie z jej powodu Marta w nim się zakochała. Niestety praca, polegająca na nieustannym śledzeniu kogoś i nieszczerości, wyniszczyła go. Postać Budnego nie jest pokazana jako w pełni zła. To mi się podobało. Zazwyczaj polskie kino nie pokazuje człowieczeństwa w esbekach. W Figurancie tak nie jest, co stanowi ogromną zaletę filmu. Jak to postrzegasz? Myślę podobnie. Budny – mimo wszystkich swoich fatalnych decyzji – wierzy, że ostatecznie czyni dobrze. Sam reżyser stwierdził, że to historia o człowieku, któremu wydaje się, że robi dobrze, ale nieświadomie popada w otchłań zła. Jest to ciekawy, ale bardzo częsty paradoks.  Jakie masz plany na przyszłość? Jest parę projektów, które teraz się rozwijają. Za mną pierwszy dzień zdjęciowy na planie nowego miniserialu Netfliksa. Produkcja ma mieć cztery odcinki i reżyseruje ją Kasper Bajon. To projekt kostiumowy osadzony w latach osiemdziesiątych. Znów przeniesiemy się do świata PRL-u, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Musiałam zmienić wizerunek – przefarbować włosy na rudo. Oprócz tego powstaje film biograficzny w reżyserii Adriana Panka. Pierwszy raz mam okazję zagrać czarny charakter. To kolejne nowe wyzwanie, z czego bardzo się cieszę. À propos Netfliksa – czy odczuwasz jakąś presję, mając świadomość, że projekt będzie oglądany na całym świecie? Każdy aktor postrzega to inaczej. Ja z każdym kolejnym projektem czuję się coraz pewniej. Zajmuje mnie to, czy moja postać będzie wiarygodna i konsekwentna. Nie ma już znaczenia, czy to dyplom szkolny, film kinowy, czy serial dla Netfliksa. Co więcej, jeśli projekt poprzedza dobre przygotowanie, odchodzi duża część stresu. Wtedy mam pewność, że nie popełnię błędów kardynalnych. Wiem, kim jest moja postać, skąd pochodzi, jakie są jej cele. Mieliśmy próby aktorskie, dzięki czemu dużo czasu spędziłam nad tą postacią. Mogłam też pozmieniać niektóre kwestie, a także poznać się z aktorami. Moim partnerem będzie Piotr Adamczyk, z którym wcześniej nie współpracowałam. Mogliśmy więc przełamać pierwsze lody.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj