Przełom lat 60. i 70. to prawdziwa złota era slasherów. Pierwsze hity, kultowe tytuły, a za nimi szereg innych filmów - powielających już ograne schematy, ale wciąż próbujących uszczknąć trochę sławy dla siebie. Przełom lat 60. i 70. to czas seryjnych morderców, którzy zawłaszczyli kino grozy dla siebie. Monstra wytwórni Hammer odeszły w niepamięć, stając się reliktem zamierzchłych lat 50. Do akcji wkroczyli całkiem ludzcy mordercy, polujący na nastolatków żyjących w całkiem nowej erze. Tak jak każdy kij ma dwa końce, tak każda moda w końcu zaczyna zjadać sama siebie. Nie inaczej stało się i tym razem. Na przełomie lat 70. i 80. nadszedł czas przesycenia kina schematem slasherów. Charles Altman, pisząc o kinie gatunków, wymieniał siedem jego cech, a jedną z bardziej znamiennych była cecha powtarzalności. Slashery, oparte wciąż na jednym schemacie, w końcu przestały się różnic od siebie, a powiedzenie "Jeśli widziałeś jeden, to tak, jakbyś widział je wszystkie" zaczęło być aż nadto aktualne. No url Powiew świeżości przyszedł wraz z latami 80., kiedy twórcy zostali postawieni pod ścianą: albo wymyślą, jak widza kupić na nowo, albo horror jako gatunek filmowy odejdzie w zapomnienie. Jak zwykle w sytuacjach kryzysowych, tak i teraz ratunkiem okazał się... humor, zwiastujący nadejście (w późniejszych latach) slasherów postmodernistycznych. Co prawda na pierwszego w pełni przemyślanego reprezentanta tego nurtu musieliśmy czekać aż do 1996 roku, kiedy to Wes Craven wydał swój Scream, niemniej jednak jego nieśmiałe zapowiedzi pojawiały się już w latach 80. To właśnie młody, 22-letni Sam Raimi jako jeden z pierwszych udowodnił, że w kinie grozy można opowiadać inaczej. Mimo ograniczeń finansowych i technicznych zdołał nakręcić film, który przepchnął się do masowej wyobraźni, a dziś twórcy hollywoodzcy mogą się uczyć z niego, jak kręci się horrory. Debiutujący Raimi pokazał wszystkim wyraźnie, że najważniejsza w pracy reżysera jest wyobraźnia. Jego Evil Dead to film oparty na schemacie znanym z innych slasherów. Znowu mamy więc grupkę znajomych, która wyrusza na wycieczkę. Tym razem celem podróży jest malowniczy i przytulny domek, stojący samotnie gdzieś w lasach Tennessee. Na miejscu młodzi ludzie znajdują tajemniczą księgę (oprawioną w ludzką skórę) oraz taśmę magnetofonową z nagraniem uczonego, który przestrzega przed otwarciem owego manuskryptu. Nie jest to bowiem przypadkowy utwór, ale spis zawierający zaklęcia mogące obudzić pradawne Zło uśpione w okolicznych lasach. Młodzi, jak to zwykle bywa, za nic mają ostrzeżenia i robią dokładnie to, czego nie powinni. Niedługo później jedna z dziewczyn zostaje zgwałcona przez... drzewa podczas przechadzki, co okazuje się jedynie początkiem prawdziwej masakry. Bohaterka przemieniona w okrutne monstrum atakuje pozostałych uczestników wycieczki i wkrótce już niemal wszyscy przechodzą na stronę Demona. Wyjątkiem jest Ash, który podejmuje ciężką walkę z Siłami Ciemności... Sam Raimi już od najmłodszych lat interesował się filmem. Będąc zaledwie ośmiolatkiem, kręcił swoje amatorskie horrory. Kino niewątpliwie zaczynało być już wtedy ważną częścią jego życia, aczkolwiek dopiero po zakończeniu studiów Raimi postanowił zająć się nim na poważnie. To właśnie wtedy wraz ze znajomymi założył firmę produkcyjną Reneissance Pictures, której pierwszym dzieckiem było właśnie Evil Dead. Debiut młodego twórcy w niczym nie przypomina tych niewprawnych dziełek, którymi raczyli nas niejednokrotnie wielcy reżyserzy na początku swoich karier. ‌Evil Dead jest filmem szalenie dynamicznym, pomysłowym (szczególnie w kreacji scen gore) oraz pomysłowym narracyjnie. Sam Raimi w swoim debiutanckim dziele zawarł wiele odniesień do klasyki gatunku, które postanowił jednak poddać autorskiej interpretacji. Raimi jest kinofilem, który namiętnie oglądał Teksańską masakrę piłą mechaniczną, Noc żywych trupów czy Wzgórza mają oczy, ale nie chciał ich bezmyślnie kopiować. Wszystkie te cytaty są jednak zaznaczone na tyle delikatnie, że mogą pozostać jedynie sugestią, a nie jasnym tropem narracyjnym, dzięki czemu sam film pozostaje unikatowym, autorskim dziełem. Uważne oko dostrzeże postrzępiony plakat Wzgórza mają oczy, zrozumie, że pojawienie się piły mechanicznej nie jest tak całkowicie oderwane od rzeczywistości, a mocna charakteryzacja demonów zaskakująco przypomina wygląd Lindy Blair z Egzorcysty. Mimo że schemat tajemniczego domku w środku lasu i zamkniętej w nim grupki znajomych jest stary jak świat, u Raimiego dzięki ironii i czarnemu humorowi wybrzmiewa świeżo. No url Szczególnie zwraca uwagę sama kreacja „zła”. W subiektywnej narracji, dzięki ujęciom symulującym samo poruszanie się demona, można dopatrywać się dalekich inspiracji Szczękami Stevena Spielberga, w których w podobny sposób ukazywany był przemieszczający się rekin. Raimi niewątpliwie bardzo dobrze odrobił filmową lekcję, będąc prawdziwym człowiekiem swoich czasów, który bardzo sprawnie dostrzega i wykorzystuje narracyjne perełki. W jego filmie możemy dopatrywać się nie tylko większych lub mniejszych nawiązań do wielkich hitów ówczesnego kina, ale również pokłosia onirycznego klimatu, spopularyzowanego przez serię Koszmar z ulicy Wiązów Wesa Cravena.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj