MCU - za co nie lubimy złoczyńców?
Najpierw trzeba zastanowić się, skąd w ogóle bierze się cała ta krytyka. Przede wszystkim złoczyńca zawsze wydaje się mieć nie do końca rozwiniętą historię, jak i dość słabe motywacje. Widać na pierwszy rzut oka, że powstał tylko po to, by dobrze skomplementować fabułę i nigdy nie jest w centrum zainteresowania. Sam Kevin Feige, prezes Marvel Studios, badając ten problem, przyznał, że prawdopodobnie skupiają się bardziej na herosach niż antagonistach. Łotr ma pomóc głównemu bohaterowi odkryć granice własnych możliwości, a jego zdolności często polegają na lustrzanym odbiciu swojego przeciwnika, jak w przypadku Hulka i Abominacji. Znacznie upraszcza to historię i pomaga nie tracić czasu na skomplikowane wyjaśnienia, jednak sprawia też, że ci źli z czasem zaczęli robić się dosyć powtarzalni. Kolejnym problemem jest to, jak łatwo zapomnieć nam o większości z tych złoczyńców. Część z nich nie była w stanie wyróżnić się na przestrzeni jednego filmu na tyle, by wryć się w pamięć. A o ile superbohaterowie pojawiają się na przemian w każdej produkcji MCU, co daje im czas na pokazanie się od wielu stron, to antagonista zostaje pokonany i odfajkowany z listy. A potem już pewnie nigdy o nim nie usłyszymy. To chwilowe niebezpieczeństwo, które nawet nie wnosi za wiele do wykreowanego świata. Nie jest jego stałą częścią. Wyjątkiem od tej reguły jest oczywiście Loki, jednak nie zmienia to faktu, że nie przywiązujemy się do antagonistów. A większość z nich nie ma tak dużej siły przebicia i charyzmy, by jeden występ nas w nich rozkochał.TOP najlepszych antagonistów Marvela
Oczywiście nie oznacza to, że nie dostaliśmy żadnych dobrych złoczyńców na przestrzeni lat. Thanos okazał się prawdziwym i realnym zagrożeniem, które odmieniło losy całego uniwersum, a jego plan nie polegał tylko na zniszczeniu planety czy zdobyciu władzy. Killmonger czy Helmut Zemo byli w stanie przemówić do widza, ponieważ po części rozumieliśmy ich motywacje i wydawali się ludzcy. Agatha Harkness była w stanie absolutnie zaskoczyć i ukrywać swoją tożsamość przez połowę serialu, by zrobić najlepszy coming-out villaina w historii MCU. Ego za to świetnie połączył poczucie humoru i wygląd gwiazdora z absolutną złowieszczością. Jednak mimo to ci wszyscy świetni antagoniści nie byli w stanie dokonać tego, co zrobił Mandaryn w Shang-Chi.Czemu Mandaryn jest doskonałym złoczyńcą?
Przede wszystkim historia Xu Wenwu nie wydaje się czarno-biała. Nie ma tu prostego konfliktu pomiędzy złem i dobrem. Podczas seansu możemy co najmniej kilka razy zmienić zdanie na jego temat, jak i tego, czy trzymamy jego stronę. Mandaryn to złoczyńca, który jest w stanie kogoś pokochać i w imię tego uczucia zrezygnować ze wszystkiego, co do tej pory osiągnął. Nie jest zupełnie przesiąkniętym złem człowiekiem, niezdolnym do zmiany. Co jest niezwykle ciekawe, ponieważ udowadnia, że ma potencjał, by stać się kimś lepszym, i jego motywacje nie są ukierunkowane tylko na jeden cel. A jednocześnie budzi respekt, w pojedynkę przez tysiące lat budował imperium i okazjonalnie pokazywał bezwzględność, którą musi mieć szef organizacji przestępczej. Naprawdę angażujemy się w jego historię i chcemy, by skończyła się dobrze, mimo tego, że nie można nazwać go dobrym człowiekiem. Ponieważ mamy szansę zobaczyć go od strony zakochanego po uszy faceta i kochającego męża i ojca. Bardzo łatwo też sympatyzować z kimś, kto przejawia tyle ludzkich emocji. Zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych. Nie jest jednowymiarową postacią i nie powstał tylko po to, by dopełniać herosa - jego historia sama w sobie jest warta opowiedzenia. Twórcom udało się też nie zrobić z niego stereotypu. Sam Xu Wenwu potrafił zażartować ze swojego pseudonimu, który nadali mu ludzie nierozumiejący podstaw jego kultury. Widać przez to, że przemyślano nawet najdrobniejsze aspekty tej postaci, które mogły budzić wątpliwości. Jego historia została opowiedziana w interesujący sposób, ponieważ układamy ją w trakcie seansu jak puzzle. Film odsłania po kolei różne kawałki układanki i dopiero w drugiej połowie seansu dowiadujemy się, jak dokładnie zmarła jego ukochana i co zrobił w tej kwestii. Dzięki temu stopniowo rośnie napięcie związane z jego stroną opowieści. Za to reżyser, Destin Daniel Cretton, przyznał, że głównym celem w trakcie tworzenia tej postaci było nadanie jej ludzkiego pierwiastka. Widz miał się z nim utożsamiać na poziomie emocjonalnym i rozumieć jego motywy. I doskonale się to udało. Obojętnie do jak złych rzeczy był w stanie posunąć się w filmie, jego żałoba po stracie ukochanej osoby to coś uniwersalnego dla każdego na sali kinowej. I ciężko byłoby go nienawidzić. Sukces tego bohatera nie istniałby też bez odgrywającego go aktora. Tony Leung jest fenomenalny w tej roli i potrafi przekazać całą gamę uczuć za pomocą spojrzenia czy ekspresji. Stworzył naprawdę wiarygodną postać i jest po prostu doskonałym wyborem castingowym.Marvel - oby tak dalej
Xu Wenwu to perełka w świecie MCU. Jest wiele scen z jego udziałem, które są godne zapamiętania i zostaną z nami na dłużej. W tym zapierająca dech w piersiach sekwencja walki z początku filmu. Nie dołączy do panteonu złoczyńców, których niby kojarzysz, ale nie wymienisz nawet jednej rzeczy, którą zrobili na ekranie. Choć mieliśmy już wcześniej antagonistów, z którymi częściowo mogliśmy się utożsamiać, żaden nie zrobił tego tak brawurowo jak Mandaryn. Jest najbardziej ludzkim i złożonym złoczyńcą Marvela do tej pory, który potrafił zainwestować widza w swoją historię. Nie był tylko kimś złym, kto miał jeden cel do wykonania. Jego motywacje zmieniały się w trakcie seansu i mogliśmy zobaczyć go z wielu różnych stron. Naprawdę ukazywał dualną naturę dobra i zła. Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem zobaczymy jeszcze więcej tak świetnych przeciwników w MCU.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj