Cześć, jestem Kasia. Mam 23 lata i nigdy w życiu nie czytałam komiksów. Brzmi jak początek mowy z grupy wsparcia i trochę tak właśnie jest. Zaczynamy bowiem w naEKRANIE nowy cykl, Moja dziewczyna czyta komiks!, w którym chodzi o to, by poznać spojrzenie na świat komiksów osoby, dziewczyny, która ich nigdy nie czytała, nic o nich nie wie, nie ma żadnego doświadczenia, a jej najbliższe zetknięcie z komiksowym światem to oglądanie filmów Marvela. Będzie więc nietypowo, inaczej. Mam nadzieję, że oryginalnie. Z pewnością będę się dziwić rzeczami, które dla Was są oczywiste. Będą mi się podobać rzeczy, które dla Was są kiczowate, i będę krytykować rzeczy, które Wy kochacie. W skrócie: będę się uczyć. Publicznie, przy Was. Śmiało - wytykajcie mi błędy, dawajcie rady i wskazówki, odsyłajcie do źródeł. Pora wyjść poza swoją strefę komfortu w popkulturze. Ostatnio wydawnictwo Egmont postanowiło wydać nową opowieść fantasty, "Konungar 1. Invasions", i była to doskonała okazja, by zacząć. Rozsiadłam się więc wygodnie i zagłębiłam w lekturze tomu 1, zatytułowanego "Najazdy". "Konungowie" to historia osadzona w uniwersum wzorowanym na świecie średniowiecznych wikingów. W państwie Alstavik trwa wojna domowa toczona pomiędzy dwoma braćmi, z których każdy uważa, że bardziej nadaje się na króla. Dodatkowo kraina najeżdżana jest przez zewnętrznych wrogów, lud Mog Ruith. Najstraszniejszą jednak wiadomością, która może pogrążyć Alstavk w chaosie i zniszczeniu, jest powrót przerażających centaurów, z którymi stoczono wygraną dziesięć lat wcześniej wojnę.
źródło: materiały wydawcy
Fabuła wydaje się więc na tyle rozbudowana, że musi być pełna akcji i napięcia. Niestety wcale tak nie jest. Wydarzenia toczą się na dwóch płaszczyznach - teraźniejszej i przeszłej, ale żadna z nich nie jest w stanie wzbudzić większych emocji i zaangażowania. To tylko niespełna pięćdziesiąt stron, a ja zdążyłam się znudzić. Zbyt mało wiemy o bohaterach, by ich polubić, dodatkowo zaskakują nas niemiło w finale pierwszego tomu, gdzie wydaje się, że nagle zmienili swoje charaktery. Zmiany w ich sposobie myślenia i postępowania nadeszły zdecydowanie zbyt szybko. Skrzywiłam się tylko, bo chyba psychologia postaci i porządne motywacje w komiksach także powinny występować, prawda? Historia jest mroczna, ale brakuje w niej napięcia, punktu, do którego akcja mogłaby dążyć, by na końcu porządnie wybrzmieć, zaskoczyć, przerazić, zainteresować. Kolejne etapy opowieści nadchodzą w dość niemrawym tempie i nie oferują żadnych momentów, w których serce mogłoby mi zabić szybciej. Szkoda, bo wydaje się, że miejsce i czas umiejscowienia akcji, wojownicy jako bohaterowie, mrok, czary i potwory to sprzyjające warunki do tego, by przerażać i dziwić. Jednak to dopiero początek. Pierwszy tom, akcja musiała zostać zarysowana. Może dalej będzie już lepiej? Nie spodobały mi się także rysunki. Owszem, historia ma być mroczna, ale czy to oznacza, że rysunki muszą być takie ciemne i tak słabo skontrastowane? Trzeba było się mocno przyglądać, by wszystko dostrzec. A im bardziej się przyglądałam, tym mniej mi się podobało, bo miałam wrażenie, że zostały zaniedbane szczegóły, choćby mimika postaci, która była bardzo uboga i moim zdaniem niewystarczająca. Dodatkowo, rysunki nie oddawały ducha historii. Za mało w nich ruchu, dynamiki. Najładniejsze były te, które koncentrowały się na jednej postaci. Ponieważ nie jestem w stanie "Konungów" z niczym porównać, nie wiem, jak powinnam je ocenić, ale w mojej głowie błąka się słowo: przeciętne. Sama historia ma potencjał, ale mam duże wątpliwości co do tego, czy zostanie on rozwinięty i w pełni wykorzystany. Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak poczekać na kolejne tomy. Pierwszego romansu z komiksem nie uznaję za szczególnie udany, ale tak to już z tymi pierwszymi razami bywa - bolą i nie przynoszą spełnienia. Na szczęście potem jest dużo lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj