W 1999 roku (czyli zanim przyszłam na świat) widzów przywitała ikoniczna czołówka z Gwiezdnych Wojen na seansie Mrocznego widma. Chyba jeszcze nikt się nie spodziewał, że ten film wywoła tak wiele kontrowersji oraz falę hejtu, jakiej jeszcze raczkujący Internet nie widział. Zarówno krytycy, jak i zagorzali fani oryginalnej trylogii ostro zjechali produkcję George'a Lucasa za niespełnienie ich oczekiwań. Mroczne widmo śmiało może zostać uznane za film, który najbardziej podzielił fandom. Jednak 25 lat później wszystko się zmieniło. Dzieciaki z lat 90. dorosły i okrzyknęły prequele mianem "swoich Gwiezdnych Wojen". Niestety niektórych rzeczy nie dało się już naprawić. Jar Jar Binks może i zyskał sympatię po latach, ale jego odtwórca (Ahmed Best) mocno przeżył groźby śmierci oraz dokuczliwe komentarze, co musiał przepracować na terapii. Z kolei obrażanie oraz gnębienie ze strony rówieśników odsunęło Jake'a Lloyda od świateł Hollywood.  Jestem przekonana, że trylogię prequeli zna każdy fan popkultury. Nawet ci, którzy nie przepadają za tą franczyzą, nieraz w swoim życiu słyszeli frazy: "Darth Vader" czy "Anakin Skywalker". Ja również, choć nigdy nie zagłębiałam się w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Mimo że byłam w kinie na najnowszych częściach z Adamem Driverem (czego się nie robi dla nastoletniej miłości), a rodzice nieraz odpalali starsze części na TVN-ie, nic nie potrafiło mnie przyciągnąć do odległej galaktyki na dłużej. 25-letnia rocznica Mrocznego widma wydaje się idealną okazją, aby sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. Jako dumna przedstawicielka pokolenia Z mogę również skonfrontować się z krytyką, która spadła na ten film w momencie premiery. Jak to wypada we współczesnych czasach? 

O to był ten szum?

Tuż po premierze Mroczne widmo okazało się jedynym filmem, który nie załapał się na miano "świeżego" na portalu Rotten Tomatoes. Przeciwnie – produkcja zyskała jedynie 52% od krytyków oraz 59% od dość rozczarowanych widzów. Głównym zarzutem był fakt, że ludzie już "nie czuli tych Gwiezdnych Wojen". W ich oczach stały się zbyt "dziecinne" oraz "prymitywne". Z pewnością części widowni nie spodobał się również sam koncept – bo jak taki słodki dzieciaczek ma zostać prawą ręką Imperatora? Przecie to sensu ni ma. 
fot. IMDb
Podchodząc do tego filmu, specjalnie nie wczytywałam się w szczegóły dramy. Myślę, że zrobiłam dobrze – mając z tyłu głowy komentarze dotyczące Jar Jar Binksa oraz małego Anakina, mogłabym patrzeć na nich z dystansem. A tak pozytywnie mnie zaskoczyli – choć wiem, że to może być niepopularna opinia. Oglądałam produkcję z koleżanką, więc niezdarność i głupkowatość postaci Ahmeda Besta mnie rozśmieszała, w tym również jego tłumaczone na polski słownictwo (film oglądałam z oryginalnym dźwiękiem). Dla mnie Jar Jar stanowił pierwiastek komediowy, dający rozrywkę, jakiej oczekiwałam. Tymczasem moja koleżanka stopniowo traciła cierpliwość, gdy pojawiał się na ekranie. Wywoływał u niej coraz większą irytację. Inne odczucia miałam względem Anakina. Po obejrzeniu produkcji szczerze zrobiło mi się szkoda Lloyda, który zrezygnował z aktorstwa. Widać, że rola dawała mu frajdę. Do tego znakomity Ewan McGregor jako Obi-Wan Kenobi – myślałam, że otrzyma więcej czasu ekranowego. Trochę przyćmił go Liam Neeson, który do dziś z dumą wspomina postać Qui-Gon Jinna (ale nie planuje powrotu). Szczególnie podobały mi się jego sceny z małym Anakinem. Siedemnastoletnia Natalie Portman również nieźle sobie poradziła w roli królowej Amidali pod przykrywką, mimo że wydaje się zagubiona w scenach z efektami specjalnymi. Aktorka powiedziała, że praca z green screenem była dość abstrakcyjna.  W kwestiach technicznych wiedziałam, że w tamtych czasach były zupełnie inne standardy. Nie obawiałam się więc o efekty specjalne. Przeciwnie, postanowiłam podejść do nich jak najłagodniej. W końcu oglądałam produkcję sprzed ćwierćwiecza. I muszę przyznać, że George Lucas mnie zaskoczył. Film (z pominięciem wybuchów ognia) prezentuje się naprawdę przyjemnie i widowiskowo (szczególnie jak na tamte czasy). Wyścigi na Tatooine wciąż spisują się fenomenalnie na ekranie – można pożałować, że film nie trafił do polskich kin na swoje 25-lecie. Oczywiście widać również, że nie wszystko jest efektem pracy komputera. Przykładowo: z tworzeniem droida C-3PO komputer nie miał nic wspólnego, za co ogromny szacun. Muszę również pochwalić muzykę Johna Williamsa, która zapisała się w historii soundtracków filmowych – nie tylko ikoniczna czołówka. Każdy utwór konsekwentnie budował napięcie, wprowadzając w sceny akcji. 

Efekty efektami, ale gdzie ten antagonista?

Nie zjedzcie mnie! Naprawdę uważam, że Darth Maula było za mało. Jego wejście smoka w finałowej walce jest imponujące (szczególnie gdy w tle zaczyna lecieć Duel of the Fates). Podwójnie czerwony miecz zadziwiał i pokazywał potęgę tego złoczyńcy. Ostatecznie trochę to wyglądało tak, jakby Lucasowi zabrakło pomysłu, kto będzie mógł zawalczyć z Qui-Gonem i go pokonać w walce. Owszem, pojawił się nieco wcześniej – w filmie jest zaznaczone, że przybył na Tatooine, aby wykonać polecenie Palpatine'a i odnaleźć Qui-Gona, jego padawana oraz Padme. Teoretycznie ich szpiegował, ale tak naprawdę wcale nie zrobił wiele poza krótkim pojedynkiem z Jedi. 
fot. materiały prasowe
Do tego muszę przyznać, że momentami brakowało mi dialogów – albo czegokolwiek innego, co mogłoby wzmocnić dynamikę. Choć sekwencja z wyścigami naprawdę mi się podobała pod względem wizualnym, wydawała się trochę przydługa. Zdawałam sobie sprawę, że najpewniej Anakin pokona swoich przeciwników, ale przy drugim okrążeniu zdążyłam się nieco znudzić – dopiero w końcówce nieco podbudowano napięcie, gdy chłopak jechał łeb w łeb z Sebulbą.  

Gwiezdne Wojny – ciekawostki, o których mogłeś nie słyszeć

Źródło: Lucasfilm
+21 więcej

Mroczne widmo przetrwało próbę czasu? 

Co ten film oferuje współczesnemu widzowi? Przede wszystkim sceny akcji, których z pewnością nie brakuje (mimo że w każdej sekwencji bohaterowie trzymają się kurczowo mieczy świetlnych). Jest również humor, którym serwuje nie tylko Jar Jar Binks, ale także towarzyszące bohaterom droidy. C-3PO rozweselił mnie w dwóch scenach (szczególnie gdy wytknięto mu jego wygląd i widoczne części). Wiadomo, że czasy się zmieniły, ale naprawdę widzieliśmy znacznie gorsze CGI na ekranie. Warto spojrzeć na walory techniczne, by przekonać się, jak wielka zmiana zaszła na tym polu.
Źródło: materiały prasowe
Jeśli nie oglądaliście jeszcze Mrocznego widma, przekonajcie się sami, czy jest warte Waszego czasu. A jeśli byliście świadkami dyskusji dotyczącej tego filmu, również zachęcam do seansu. Kto wie, może zmienicie zdanie na temat tej produkcji?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj