‌[Paweł]: Ubiegły rok był bardzo dobry dla branży gier. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że przy tworzeniu tego tekstu mieliśmy problemy, żeby znaleźć gry, które faktycznie były produkcjami wyjątkowo nieudanymi – większość to raczej rozczarowania spowodowane przez nadmierne oczekiwania, dodatkowo podsycane przez efektowne kampanie marketingowe deweloperów i wydawców. ‍[Aleksander]: Całkowicie zgadzam się z przedmówcą. Niestety deweloperzy i wydawcy, przede wszystkim ci drudzy, niszczą zaufanie w branży gier przez swoje puste obietnice i fałszywą reklamę. Dlatego też, jak wspomniał Paweł, dziś na liście więcej jest tych gier, które są złe nie przez swoje walory produkcyjne, a przez sztuczny hype, jaki wokół nich zbudowano. Pozwolę sobie zacząć od najlepszej, w mojej opinii, kampanii marketingowej tego roku, oraz bolesnej porażki, jaką jest...

Tom Clancy's The Division

‍[Aleksander]: Nie jest to może najgorsza gra na tej liście, ale bez wątpienia największe rozczarowanie. Potencjał był gigantyczny – oto tytuł sygnowany nazwiskiem Toma Clancy'ego, mistrza political fiction, umiejscowiony w postapokaliptycznym Nowym Jorku zdziesiątkowanym przez zarazę. Mamy tu wojujące frakcje, począwszy od zwykłych ulicznych bandziorów, przez uciekinierów z więzienia, fanatyków, którzy uważają, że jedyny sposób na przetrwanie to spalenie wszystkiego i wszystkich, którzy mieli kontakt z zarazą, a na faszystowskiej prywatnej armii kończąc. Co więc poszło nie tak? Po pierwsze gra ma niewiele wspólnego z tym, co widzieliśmy kilka lat wcześniej na E3. Mechanika walki jest inna, mapa jest znacznie mniejsza od zapowiedzianej, o downgrade graficznym nawet nie wspomnę, bo choć to wyraźna bolączka, to nie tak istotna jak pozostałe. W momencie startu gry dostaliśmy nudny, sztampowy półprodukt, nafaszerowany rozwiązaniami z MMO, które tutaj po prostu się nie sprawdziły. Oczekiwałem strzelanki, dostałem grę, w której bossowie wymagają, żeby wpakować w nich kilka magazynków, optymalizacja sprzętu wymaga zabaw w Excelu, a przez błędy w wykrywaniu hitboxów czy rejestracji użycia umiejętności śmierć jest częsta i psuje zabawę. Dopiero od niedawna, po kilku dodatkach, produkcja stała się znowu grywalna (sam mam w chwili obecnej przeszło 500 godzin na liczniku), ale niestety spadku bazy graczy prędko, o ile w ogóle, nie nadrobi. ‍[Paweł]: Trudno mi rozpatrywać Tom Clancy's The Division w kontekście najgorszej gry ubiegłego roku, bo w zasadzie bawiłem się przy tym tytule całkiem nieźle, spędziłem w wirtualnym Nowym Jorku kilkadziesiąt godzin i pokusiłem się nawet o zdobycie platynowego trofeum. Mimo wszystko jednak muszę zgodzić się z Aleksandrem, że gra okazała się być rozczarowaniem. Spodziewałem się tytułu, do którego będę chętnie wracał. Niestety, pomimo posiadania przepustki sezonowej nie byłem w stanie zebrać się do tego, aby zapoznać się z nową zawartością, a zwiastuny kolejnych dodatków kompletnie mnie nie przekonują do powrotu.

Call of Duty: Infinite Warfare

‍[Aleksander]: Kolejny rok, kolejny CoD, kolejne rozczarowanie. Kampania dla jednego gracza nie jest jeszcze jakoś specjalnie tragiczna. Co prawda nie dorównuje poziomem do tego, co znamy z Call of Duty 4: Modern Warfare, ale da się ją przemęczyć. O ile strawi się drewniane aktorstwo i powtarzalne do bólu motywy. Pozytywnie wypada latanie myśliwcami, bo choć na szynach, to jednak dodaje odrobinę świeżości. Nic nie ratuje jednak tego, co z tą grą zrobił model biznesowy. To prawda, skrzynki z zaopatrzeniem może zdobyć każdy, bez płacenia, to samo z wariantami broni. Problem zaczyna się wraz z szansą na wypadnięcie czegoś sensownego z takiej skrzynki. Osoby, które w te skrzynki zainwestują, mają większe szanse na otrzymanie wspomnianego wariantu broni, a część z nich jest tak niezbalansowana, że aż woła o pomstę do nieba. No i jeszcze fakt, że trzeba kupić wersję deluxe, żeby pograć w remaster Call of Duty 4: Modern Warfare... ‍[Paweł]: Tutaj mam kompletnie inne odczucia – samo Call of Duty: Infinite Warfare to dla mnie najlepsza odsłona serii od lat. Faktycznie, pod względem rozgrywki nie ma tu zbyt wiele nowości, ale samo przeniesienie akcji w kosmos okazało się, wbrew przedpremierowym reakcjom fanów, strzałem w dziesiątkę. Inną kwestią jest jednak wspomniany przez Aleksandra model biznesowy. Mikropłatności w grze dostępnej w pełnej cenie to zawsze zły pomysł, podobnie jak odświeżone Call of Duty 4: Modern Warfare, które nie jest dostępne w sprzedaży osobno.

Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan

‍[Paweł]: Kolejna produkcja, która sprawia wrażenie przygotowanej na szybko, byle tylko zdążyć z premierą na debiut filmu o Żółwiach Ninja. Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan to kolejna średnia gra akcji od studia Platinum Games stworzona na popularnej licencji. Niestety, tym razem nie udało się stworzyć równie dobrego produktu, jak przy okazji Transformers: Devastation. Mutants in Manhattan to przede wszystkim bardzo chaotyczna walka, momentami kompletnie nie da się zorientować w tym, co dzieje się na ekranie. Same pojedynki są również bardzo monotonne, a walkom brakuje jakiejkolwiek finezji – w zdecydowanej większości starć wystarczy jedynie jak najszybciej naciskać przyciski odpowiedzialne za atak. Grze zabrakło też jednego elementu, który mógłby ją uratować przed porażką – lokalnej kooperacji, o którą ta produkcja aż się prosiła. ‌[Aleksander]: To wielkie, negatywne zaskoczenie, wszak Platinum Games wręcz specjalizuje się w chodzonych bijatykach. Zgadzam się z Pawłem, że chaos i brak kooperacji to największa wada tej produkcji. Właściwie nie wiem, co mógłbym więcej od siebie dodać, może poza faktem, że w moim skromnym odczuciu, gra wciąż pozostaje o niebo lepsza od drugiego filmu.

Mafia III

[Aleksander]: Gra tak nierówna, że mogłaby robić w naszym kraju za drogę wojewódzką. Z jednej strony dostajemy w miarę ciekawą historię, klimatyczny Nowy Orlean i bohatera z potencjałem. Z drugiej zaś strony znajduje się powtarzalność, nuda, banał i siermiężna grafika. Animacji głównej postaci, jak i przeciwników, jest jak na lekarstwo, brak różnorodności w ruchu i atakach. Do tego dochodzi AI, które jest po prostu idiotyczne i beznadziejnie oskryptowane. To najgorsza i najbrzydsza część serii, bez dwóch zdań. ‌[Paweł]: Przyznam się bez bicia – w Mafia III grałem zaledwie dwie godziny, historia ani rozgrywka kompletnie mnie nie wciągnęły, a średnia oprawa graficzna i liczne błędy skutecznie odstraszyły mnie od prób grania „na siłę”. Na plus muzyka i klimat, ale cała reszta kompletnie mnie nie zainteresowała.

No Man's Sky

‍[Aleksander]: Nawet nie wiem, od czego tu zacząć. Chyba największa porażka zeszłego roku. Nie udało się spełnić żadnej obietnicy, jaką składano graczom. Już pierwszego dnia udało się dwójce graczy trafić na tę samą planetę, przy okazji odkrywając kolejne niedopowiedzenie – okazało się, że mimo iż przebywali w tym samym miejscu, nie widzieli się. Paleta, z jakiej tworzone były światy, okazała się znacznie węższa, niż było to zapewniane. Zasoby i warunki życia samych planet były niezwykle nierówne i niektórym wystarczało jedynie zwiedzić kawałek lokacji startowej, by wylecieć z systemu, a inni musieli zbadać każdą planetę niemal aż do jej jądra. Gdyby tę grę sprzedawano za połowę ceny i reklamowano jako wczesny dostęp albo tytuł indie, nie byłoby może aż takiego żalu i niedosytu, ale nie jest to i prędko nie będzie produkcja AAA warta swej ceny. [Paweł]: Podobnie jak z Tom Clancy's The Division, tak i tutaj mamy do czynienia z ogromnym rozczarowaniem. No Man's Sky zapowiadano jako grę przełomową, ze światem tak ogromnym, że gracze nie będą w stanie zwiedzić go w całości, ze zróżnicowanymi planetami i trybem wieloosobowym. Ostatecznie na rynek trafiła gra jedynie przyzwoita, która w prawie niczym nie odstaje od dziesiątek gier survivalowych, które dostępne są na Steamie w usłudze wczesnego dostępu. Sam przy No Man's Sky bawiłem się całkiem nieźle, ale zdecydowanie nie jest tym, co prezentowały przedpremierowe materiały promocyjne.

Ghostbusters

‍[Paweł]: Gry towarzyszące premierom filmów bardzo rzadko okazują się sukcesem. Nie inaczej jest w tym przypadku. Ghostbusters, stworzone przez studio FireForge Games, to produkcja toporna, liniowa, brzydka i co najgorsze – nudna do bólu. Tytuł ten byłby może zjadliwy jako darmowa produkcja na platformy mobilne, ale niestety pojawił się na konsolach, gdzie jego cena to około 200 zł. Uwierzcie mi na słowo, że istnieje mnóstwo sposobów na lepsze spożytkowanie takich pieniędzy... ‍[Aleksander]: Uważam, że Paweł nie oddał w pełni honoru „grze”, jaką jest Ghostbusters. Zapomniał opowiedzieć o beznadziejnych hitboksach, durnych rozwiązaniach mechanicznych, braku balansu postaci. Dorzuciłbym jeszcze brak sensownych powiązań z i tak już kiepsko osadzonym w uniwersum filmem, voice acting na poziomie niecyklinowanego hebanu oraz... w sumie to wrzuciłbym tu wszystko. Jedynym pozytywnym elementem tego tworu są napisy końcowe.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj