Filmy Marvela od zawsze miały jeden słaby punkt: kiepskich złoczyńców. Nawet najwięksi fani studia byli w stanie to przyznać. Antagoniści wypadali szczególnie blado na tle niesamowicie charyzmatycznych i rozpoznawalnych superbohaterów – takich jak Thor, Iron Man czy Kapitan Ameryka. I choć Saga Multiwersum jest przesiąknięta rozczarowaniami (przypomnijmy sobie Mecenas She-Hulk czy Thor: miłość i grom), to z ulgą muszę przyznać, że po seansie produkcji Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu do panteonu genialnych postaci dołączył Namor – złoczyńca, który zamiast podbić świat, chce chronić przed nim swoich ludzi. 
Fot. Marvel

MCU nie umie tworzyć złoczyńców? 

MCU ma kilka kluczowych problemów ze złoczyńcami. Po pierwsze, szczegóły na ich temat zapadają w pamięć tak, jak czytana na toalecie ulotka pasty do zębów, czyli wcale. Nawet najwięksi fani studia muszą się wysilić, by przypomnieć sobie, z kim właściwie walczył Iron Man – w każdym z trzech solowych filmów. Po drugie, nawet jeśli jakaś postać miała już potencjał, to (nie odchodząc daleko od analogii łazienkowych) zostawał on bezlitośnie spuszczany do kibla. Najlepszym przykładem na to jest Killmonger z Czarnej Pantery, który zdążył zdobyć sympatię wielu widzów, by umrzeć w finale. T'Challa i Erik mogli zbudować równie ciekawą i skomplikowaną relację, co Loki i Thor. Powiem więcej, wydarzenia z sequela – czyli śmierć króla, a potem królowej, a także nowe zagrożenie dla Wakandy – byłyby o wiele ciekawsze, gdyby Killmonger wciąż był w grze. Jedynym naprawdę zapadającym w pamięć łotrem sprzed Sagi Multiwersum jest Thanos. A że był największym zagrożeniem dla MCU do tej pory, to byłoby naprawdę ciężko to zepsuć. 

4. faza MCU – dlaczego fani są rozczarowani?

4. faza MCU jest przez wielu fanów określana jako początek końca franczyzy. Znaleźliśmy się w momencie, gdy wielu pierwszych Avengersów zmarło, a studio ma wyraźny problem z wprowadzeniem nowej generacji superbohaterów, bez desperackiej próby przyciągnięcia uwagi już znanymi postaciami – America Chavez w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu odegrała przecież większą rolę w finale niż tytułowa postać. Co więcej, nowe produkcje Marvela nie radzą sobie z kontynuowaniem spuścizny studia. Zmarnowały między innymi szansę, by rozwinąć znane postacie, które do tej pory były w cieniu Iron Mana czy Kapitana Ameryki. Widać to po Hulku, który do tej pory nie miał szans na solowy film, więc nie miał tyle czasu ekranowego, co jego koledzy z drużyny. Mecenas She-Hulk obiecała nam w związku z tym zupełnie nową stronę Bruce'a Bannera tylko po to, by bohater zniknął na większość czasu z ekranu. Po finale co prawda pojawia się związany z nim nowy wątek, ale wciąż – nie dodano żadnej nowej warstwy do jego charakteru.

Kinowe Uniwersum Marvela - ranking filmów

fot. Marvel Studios
+24 więcej

Najlepsi złoczyńcy Marvela mogą uratować 4. fazę MCU

W świetle rozczarowania jakością takich produkcji jak Mecenas She-Hulk czy Thor: miłość i grom pojawiło się jednak światełko w tunelu w postaci Czarnej Pantery 2, które przypominało mi, że w 4. fazie MCU oprócz zażenowania gagami Jennifer Walters dostaliśmy też coś dobrego, czyli złoczyńców. To przecież w tej erze zadebiutował serial WandaVision, dzięki któremu mamy Agathę Harkness i jej kultową piosenkę. Co więcej, twórcy nie pozbyli się jej po jednym występie, a wymyślili dla niej nowy serial! A to nie wszystko. W What If...? zaprezentowano nam potężną wersję Ultrona, który wprowadził tak wysoką stawkę jak Thanos w Avengers: Koniec gry. W filmie Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni Tony Leung pokazał z kolei ludzkiego złoczyńcę z krwi i kości, który mógł wprowadzić widza w szereg różnych emocji. W Eternals natomiast ciężko mówić o jednym konkretnym złoczyńcy, ale mamy za to ciekawy konflikt herosów, którzy dowiadują się, że ich misją jest zniszczenie Ziemi wraz z ludźmi, których pokochali. Te wszystkie przykłady udowadniają, że w 4. fazie MCU zaczęli pojawiać się ciekawi złoczyńcy, których lubimy z zupełnie różnych powodów: Agathę za czyste kreskówkowe zło, Xu Wenwu za człowieczeństwo, a Namora za to, że potrafi być bezwzględny i okrutny nie po to, by zniszczyć czyjś świat, ale by ratować swój własny. 

Namor to najlepszy złoczyńca Marvela? 

Nastroje po Czarnej Panterze 2 są różne. Jednak wydaje mi się, że zarówno w krytycznych, jak i pozytywnych recenzjach panuje absolutna zgoda co do tego, że Namor był najlepszym elementem filmu. A ostatnio coś takiego można było usłyszeć po premierze produkcji Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, bo Tony Leung zachwycił wszystkich widzów.  Powodów tego sukcesu jest kilka, a jednym z nich jest sam Tenoch Huerta. Aktor sprawił, że Namor – mimo krótkich zielonych szortów i skrzydełek na kostkach – wciąż potrafi być najbardziej onieśmielającą osobą na ekranie. Jego gra nie była ani trochę przerysowana czy przesadzona, dzięki czemu dobrze wkomponował się w klimat Wakandy w moim sercu, skoncentrowanej na żałobie i stracie. I w końcu jakiś złoczyńca dostał też ciekawą motywację. Namor w ogóle nie jest zainteresowany zdobywaniem i podbijaniem. Pragnie czegoś, o co zwykle walczą właśnie superbohaterowie – bezpieczeństwa dla ludzi, którzy wierzą, że jest w stanie ich ochronić. To sprawia, że widz może z nim sympatyzować. 

Namor kontra Black Adam

Ale najlepszą częścią tego jest fakt, że w przeciwieństwie do kolejnej głośnej premiery tego roku, jaką jest Black Adam, nikt nie próbuje zrobić ze złoczyńcy herosa. Choć podobał mi się film DC, czułam się zawiedziona, gdy w finale Dwayne Johnson zniszczył tron i zrezygnował z władzy. Odniosłam wrażenie, że twórcy boją się trochę mroczniejszej nuty. Z kolei Namor, mimo całej miłości i troski do swojego ludu, jest bezwzględny i do samego końca wierzy, że jeszcze stanie do walki ze światem. Przecieki sugerują, że Wakanda zostanie zaatakowana – tak jak straszył Shuri. Jest coś naprawdę fascynującego w fakcie, że złoczyńca mógł mieć rację i jego obawy były słuszne. Namor to naprawdę mocna postać, bo wymyka się wielu kliszom. Gdy jego poddani go krytykują, nie wpada w szał, a traktuje ich wręcz z czułością. Jednocześnie, dokładnie tak jak mówi, nie ma tej miłości do nikogo na powierzchni. Już jako dziecko nie miał przecież żadnych skrupułów, by zabijać. Twórcy odważyli się to pokazać. Namor zabił królową Ramondę, którą w Czarnej Panterze 2 fani mogli pokochać na nowo. Te dwie strony bohatera fascynują. Jest bogiem chroniącym swoich ludzi, ale też władcą manipulującym Shuri. Morduje matkę bohaterki i nie boi się po tym spojrzeć jej w oczy. Dla mnie Namor jest tym, kim spodziewałam się, że będzie filmowy Black Adam. I mam nadzieję, że mimo wszystkich zawodów 4. fazy MCU rozpocznie nowy trend Marvela. 

Namor - historia z komiksów Marvela 

Namor zadebiutował na scenie komiksowej w 1939 roku. Od tego czasu walczył zarówno z ludzkością, jak i przeciwko niej. Poniżej znajdziecie informacje o jego zdolnościach, pochodzeniu i wybrankach sercach (takich jak Sue Storm z Fantastycznej Czwórki), a także tego, do jakich superbohaterskich grup należał.
Fot. Marvel
+14 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj