Niedawno odwiedziliśmy plan zdjęciowy Ucha prezesa, gdzie mieliśmy okazję porozmawiać z samym prezesem, czyli Robertem Górskim, człowiekiem dużo spokojniejszym i skromniejszym niż jego rozliczne sceniczne alter ego.
DAWID MUSZYŃSKI: No i co pan najlepszego narobił, panie Robercie?
ROBERT GÓRSKI: Ja? Nic.
Jadąc do Pana na wywiad, słuchałem porannej rozmowy Konrada Piaseckiego z Mariuszem Błaszczakiem, w której bardzo często odnoszono się do Ucho Prezesa.
Tworząc ten serial, liczyłem na to, że będzie on miał jakiś oddźwięk, jednak skala, do jakiej to wszystko urosło mnie mocno zaskoczyła. Przy pierwszych odcinkach myślałem, że to efekt nowości, który zaraz minie. Jednak on się cały czas utrzymuje! Nie doceniłem chyba siły i potęgi internetu.
To, co robicie, jest też bardzo często komentowane i cytowane.
Szczerze mówiąc, nie liczyłem na to, że świat polityczny tak mocno zainteresuje się naszym serialem i że niektóre frazy przenikną do języka politycznego. Wcześniej robiliśmy skecze o zebraniach rządku i nie było takiej reakcji.
Jak to nie? „Haratanie w gałę” się przyjęło.
No tak, ale to wyjątek w porównaniu z tym, co się teraz dzieje.
Materiału do nowych odcinków politycy dostarczają panu prawie codziennie, więc na brak weny raczej pan nie narzeka.
Owszem, ale pamiętajmy, że to nie jest serial dokumentalny. To jest satyra. Ona ma bawić, a nie odzwierciedlać rzeczywistość jeden do jednego. Najlepszym przykładem jest nasz gabinet. Ostatnio widziałem zdjęcia prawdziwego pokoju prezesa Kaczyńskiego, który jest dużo skromniejszy od tego, który my stworzyliśmy.
Niby wszyscy mówią, że naśmiewa się pan tylko z obecnej władzy, ale opozycji też się dostało.Ucho prezesa nie jest jakimś statementem politycznym. To jest serial satyryczny, w którym wszyscy są przedstawieni w krzywym zwierciadle. Również opozycja. Jednak nie ma co ukrywać, najczęściej śmiejemy się z władzy. Tak samo było, gdy razem z kolegami z Kabaretu Moralnego Niepokoju i zaproszonymi gośćmi naśmiewaliśmy się z poprzedniej władzy. Po prostu wtedy nie przykuwało to tak bardzo uwagi opinii publicznej.
Może dlatego, że nie było wykonane na tak wysokim poziomie jak teraz. Mam wrażenie, że te wszystkie festiwale telewizyjne są robione najtańszym kosztem.
To jest temat na zupełnie inną rozmowę, ale ma pan rację. Od kiedy pamiętam borykaliśmy się z bardzo ograniczonym budżetem przy organizowaniu festiwali i skeczy na nich odgrywanych, przez co nie wyglądało to dobrze na ekranie. Można było wyczuć sztuczność. Nauczyliśmy się jednak to omijać i ograniczać liczbę rekwizytów do minimum.
Ucho prezesa pod względem wykonania jest o klasę wyżej niż to, co robiliście wcześniej z kabaretem dla telewizji. Chodzi mi zwłaszcza o dbałość o detale i scenografię. To już nie jest tektura.
Ponieważ format, który sobie wymyśliliśmy, tego by nie przyjął. Nasza produkcja nie mogła być przaśna, ponieważ widz internetowy by jej nie kupił. Nie chciałby jej oglądać, gdyby sztucznie wyglądała. Wyłapałby tę przaśność.
Wszyscy się zastanawiają, czy przy tym poziomie zainteresowania pańską produkcją pojawiły się jakiekolwiek naciski polityczne? By czegoś nie pokazywać? By z jakiegoś ministra się nie śmiać?
Nigdy nic takiego nie miało miejsca. Pewien znajomy dzwonił do mnie, podszywając się pod jednego z ministrów, ale to by było na tyle. Politycy chyba zdają sobie sprawę, że takie działanie byłoby bezsensowne.
Oglądając pana wcześniejsze skecze zauważyłem, że pomysł na Ucho prezesa zrodził się już dawno temu. Tylko wtedy bohaterem nie był prezes, a…
Dyrektor zakładu położonego gdzieś w Polsce. Faktycznie była to jakaś inspiracja. Nawet była tam postać inżyniera Mrównicy, który był podobnym przybocznym, co kochany przez wszystkich Mariusz. Składał nawet cotygodniowy „Raport kapusia”. To była jednak satyra na przemiany gospodarcze w naszym kraju.
Zaczepiają pana inni koledzy z prośbą, by znaleźć się w Uchu prezesa? Z własnymi pomysłami na danego ministra, który gabinetu prezesa jeszcze nie odwiedził?
Dochodzą do mnie głosy, że wielu moich kolegów aktorów chętnie by tu wystąpiło i ja bym równie chętnie ich wszystkich zatrudnił. Problem w tym, że liczba ministrów jest ograniczona. Niemniej cieszy mnie, że aktorzy chcą tak ochoczo u nas występować, bo muszę powiedzieć, że praca z nimi to czysta przyjemność. Chyba największym zaszczytem jest dla mnie nie to, że Ucho prezesa jest cytowane przez polityków, którzy widzą w tym jakieś odzwierciedlenie prawdy, ale to, że słyszę napisany przez siebie tekst, który wygłaszają tak znakomici aktorzy. To przecież dzięki nim te słowa nabierają dodatkowej wartości i czynią nasz serial tak lubianym. Bez nich by się to nie udało.
Dwa odcinki specjalne, które nie trafią na kanał YouTube, różnią się od pozostałych?
Trochę tak. Pokażemy nieco inną historię. Skupimy się na metodach manipulacji i ich skutkach. Więcej nie mogę powiedzieć.
I to będzie zakończenie pierwszego sezonu?
Tak, ale po wakacyjnej przerwie planujemy powrót. Jestem bardzo ciekawy, jaką rzeczywistość wtedy zastaniemy. Wszystko się tak szybko zmienia. Nie wiadomo, czy po tym czasie nie dojdą nam nowi bohaterowie, którzy zastukają do drzwi gabinetu prezesa.
A prezydent w końcu tam wejdzie?
Zobaczymy. Wszystko jest możliwe.