Miało być tak pięknie. Stary, poczciwy Switch miał dysponować wydajniejszymi podzespołami, które na dobre przeniosą go do ery rozdzielczości 4K. Co prawda nie bezpośrednio, a za pośrednictwem inteligentnych algorytmów wykorzystujących technologię uczenia maszynowego do skalowania obrazu, jednak efekt miał być więcej niż zadowalający. Wszak NVIDIA udowodniła już, jak ogromny potencjał tkwi w narzędziach tego typu, DLSS skutecznie poprawia płynność gier pecetowych odpalanych w wysokich rozdzielczościach, a to moduł od tej korporacji jest sercem Switcha. Wszystkie plotki docierające do nas z sieci sugerowały, że tak właśnie będzie wyglądać przyszłość mobilnej konsoli od Japończyków, tymczasem korporacja spłatała nam figla i poprawiła jedynie to, co nie do końca sprawdzało się w pierwszym Switchu, rezygnując z poważniejszych modyfikacji sprzętowych. Nowy, nieco większy wyświetlacz wykonany w technologii OLED, lepsza podstawka oraz stacja dokująca ze złączem Ethernet to nie są zmiany, które można nazwać rewolucją. To tylko kosmetyka, pudrowanie i tak już przyzwoitego produktu. Mimo sporego rozczarowania, jakim była zapowiedź Switcha OLED, nie wieszałbym psów na tym sprzęcie. W końcu konsola idealnie wpisuje się w ekosystem Nintendo, a korporacja nie miała żadnych powodów, aby uśmiercać podstawowy model. Wdrożenie do produkcji Switcha Pro w tym roku byłoby po prostu nieopłacalne. Fakt, na tle Xboxa Series X oraz PlayStation 5 jakość wizualna gier z klasycznego Switcha może pozostawiać sporo do życzenia, dlatego plotki o debiucie modelu Pro znalazły wśród graczy bardzo podatny grunt. Na dodatek ósma generacja konsol pokazała, że wypuszczenie nowego, usprawnionego sprzętu w połowie cyklu życiowego danej generacji może być opłacalne i bardzo pożądane przez graczy. Problem w tym, że Nintendo nigdy nie chciało na równi konkurować ani z PlayStation, ani z Xboxem. Switch to urządzenie z zupełnie innej bajki, które ze względu na mobilny charakter nie ma szans w starciu z klasycznymi konsolami telewizyjnymi i wszyscy w branży technologicznej od dawna zdawali sobie z tego sprawę. Dlatego debiut dziewiątej generacji z punktu widzenia Nintendo nie był aż tak istotny, a już na pewno nie był powodem, aby za wszelką cenę wypuścić na rynek Switcha Pro, nawet jeśli z marketingowego punktu widzenia taki ruch nie miałby żadnego sensu. Musimy bowiem wyraźnie oddzielić to, czego chcą gracze, od tego, do czego dąży korporacja. Z punktu widzenia konsumenta aż prosi się, aby Switch w końcu przeszedł poważną metamorfozę i na poważnie wkroczył do ery 4K, choćby za sprawą technologii uczenia maszynowego napędzającej inteligentne algorytmy skalujące. Nintendo z kolei patrzy na słupki sprzedażowe i widzi, że w pierwszym kwartale sprzedano o 1,7 miliona Switchów więcej niż Xboxów Series S/X oraz PS5 razem wziętych. Oczywiście można skontrować ten argument i stwierdzić, że wynika to z problemu z dostępnością podzespołów potrzebnych do złożenia nowych konsol, ale… Ale długo wyczekiwany Switch Pro zmagałby się dokładnie z takimi samymi problemami, z jakimi dziś walczy Sony i Microsoft, gdyby Nintendo wypuściło tę konsolę w 2021 roku. Pandemia koronawirusa wywołała spore zamieszanie na rynku półprzewodników, które zaowocowało brakami podstawowych podzespołów. Szacuje się, że problemy z ich dostępnością przeciągną się nawet do 2022 roku, dlatego wypuszczanie nowego sprzętu w tak trudnym okresie byłoby z punktu widzenia Nintendo strzałem w stopę. Nawet jeśli udałoby się pozyskać gwarancję na dostawę podzespołów potrzebnych do uruchomienia nowej linii produkcyjnej, korporacja musiałaby liczyć się ze sporymi kosztami, gdyż w obliczu niskiej podaży ceny półprzewodników wywindowano o kilkanaście, kilkadziesiąt procent. Gdyby Nintendo faktycznie wypuściło Switcha Pro w takiej formie, w jakiej sugerowały przecieki, byłby to sprzęt drogi, trudno dostępny i prawdopodobnie zupełnie zbędny z marketingowego punktu widzenia. Przestarzała konstrukcja Switcha paradoksalnie działa na jego korzyść, gdyż w obecnych warunkach wyprodukowanie tego sprzętu jest prostsze i tańsze niż produkcja bardziej zaawansowanej i wymagającej elektroniki.

Nintendo Switch OLED

Źródło: Nintendo
Jednak w obliczu tak szeroko rozpowszechnianych plotek o Switchu Pro zespół Nintendo nie mógł przejść wobec nich obojętnie i zdecydował się na wypuszczenie tylko lekko zmodyfikowanego modelu OLED. I wydaje się, że był to ruch idealny, gdyż niskim kosztem wprowadzi nową jakość do switchowego ekosystemu. Większy wyświetlacz wykorzystujący panel organiczny sprawi, że gry będą wyglądały lepiej niż dotychczas. Obraz nabierze głębi, OLED-y zachwycą graczy rewelacyjnym kontrastem i żywymi, naturalnymi barwami, a przy okazji będzie bardziej energooszczędny niż jego LED-owy poprzednik. Switchowe produkcje w trybie mobilnym będą wyglądać lepiej, choć wciąż będą napędzane przez te same podzespoły. Czy to znaczy, że idea Switcha Pro upadła na dobre? Nie sądzę. Nintendo po prostu sonduje rynek i wypuści ten model do dystrybucji wtedy, kiedy będzie to naprawdę opłacalne, kiedy pojawi się gracz, który faktycznie będzie mógł zagrozić pozycji klasycznego Switcha, a konsole dziewiątej generacji nie mają (jeszcze) takiej mocy. Sytuacja może ulec zmianie w 2022 roku, kiedy światło dzienne ujrzy pierwsza konsola mobilna napędzana podzespołami od firmy Qualcomm i to może być prawdziwy rywal Nintendo w najbliższych latach. Wypuszczenie Switcha Pro bez zapoznania się z potencjałem tego konkurenta mogłoby być lekkomyślne, zwłaszcza że obecny model sprzedaje się więcej niż zadowalająco. Przedstawiciele Nintendo oficjalnie przyznali, że Switch OLED nie powstał z myślą o tych, którzy już korzystają ze Switcha. Nie zdziwiłbym się, gdyby wypowiedzieli te słowa z premedytacją, aby powstrzymać najbardziej zagorzałych fanów marki przed przesiadką na nowy model, gdyż kolejny już czeka u bram, aby przyćmić premierę sprzętu od firmy Qualcomm.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj