Przy okazji premiery Notre-Dame płonie warto spojrzeć na wykreowany w kulturze obraz zabytku. Katedra Notre-Dame, obok wieży Eiffle’a, jest najbardziej rozpoznawalnym symbolem Paryża. Wzniesiona została na wyspie Île de la Cité na Sekwanie. Jej budowa trwała ponad 180 lat i ukończona została w 1345 roku. W Notre-Dame znajdowała się najważniejsza relikwia Kościoła katolickiego, czyli korona cierniowa. Niezwykłość budowli opiera się w dużej mierze na tym, że wybudowana jest jak jeden organizm – nic nie jest tu dziełem przypadku, że każdy element jest zależny od innego. Dlatego jej odbudowa jest tak dużym wyzwaniem. To, jak bardzo skomplikowany jest to proces, świetnie obrazuje dokument Na ratunek Notre-Dame z 2020 roku w reżyserii Quentina Domarta oraz Charlene Gravel, który dostępny jest na Disney+.  Do popularności zabytku na pewno przyczynił się Wiktor Hugo. Powieść Katedra Najświętszej Maryi Panny w Paryżu wydana w 1831 roku nie tylko porusza problemy pożądania oraz tolerancji, ale również przedstawia bezlitosne realia ówczesnego Paryża. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że doskonale zna oś fabularną tej powieści. Jak to możliwe? Cóż, chyba każdy kojarzy Cygankę Esmeraldę, która jest właśnie główną bohaterką powieści. Luźną interpretację książki można zobaczyć w disnejowskim hicie Dzwonnik z Notre Dame z 1996 roku. Oczywiście historia została ugrzeczniona, jednak porusza najważniejsze tematy powieści. Oryginał Wiktora Hugo jest zdecydowanie posępniejszy.
Disney
Dzwonnik z Notre-Dame do dzisiaj uważany jest za jeden z najlepszych filmów animowanych Disneya. Garbus Quasimodo, Esmeralda, generał Febus oraz uliczni paryscy Cyganie tworzą ponadczasową opowieść o tolerancji, miłości, prawdziwej przyjaźni oraz akceptacji inności. Z kolei sędzia Frollo jest jednym z najbardziej przerażających czarnych charakterów zaprezentowanych przez Disneya. Utwór Z dna piekieł, który w polskiej wersji językowej rewelacyjnie wykonał Krzysztof Gosztyla, cały czas wywołuje ciarki na plecach. Poza tym jest fantastycznym przedstawieniem człowieka opętanego żądzą oraz fanatyzmem. Oczywiście adaptacji powieści Wiktora Hugo było bardzo dużo – zwłaszcza we Francji, ale USA również chętnie podejmowało się tematu. Trudno wskazać jeden tytuł, który można by uznać za naprawdę udany. W tym przypadku dużo większy sukces osiągnął musical Notre-Dame de Paris z 1998 roku. Kultową już muzykę skomponował Richard Cocciante, autorem słów był Luc Plamondon. Utwór Belle jest znany nie tylko fanom musicalu. We Francji przez 60 tygodni utrzymywał się w top 50, a radio RTL uznało go za najpiękniejszą piosenką 50-lecia. W Polsce sztuka również doczekała się wielu fanów, głównie za sprawą popularności Garou, który wcielił się w rolę Quasimodo. W 1999 roku musical został wydany na DVD i sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy, co w przypadku musicali teatralnych jest dużym sukcesem. W 2016 roku Notre-Dame de Paris zadebiutowało w polskiej wersji językowej na deskach Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Reżyserem spektaklu był Gilles Maheu, który wyreżyserował również oryginalną francuską wersję.
W większości francuskich produkcji, których akcja dzieje się w Paryżu, chociaż na chwilę przewija się katedra Notre-Dame
Katedra Notre-Dame wielokrotnie pojawia się w filmach. Często w formie planu ogólnego, żeby bez problemu pokazać widzom, że akcja dzieje się właśnie w Paryżu. Jednak istnieje wiele produkcji, w których Notre-Dame odgrywało ważną rolę. Za najpopularniejszy i najbardziej oczywisty przykład może posłużyć Amelia z 2001 roku w reżyserii Jeana-Pierre'a Jeuneta. Katedra była bardzo ważnym miejscem dla głównej bohaterki. To tam Amelia i jej matka przychodziły modlić się za brata – tam również druga z nich zginęła, kiedy jeden z turystów skoczył prosto na nią z kościelnych wież. Kino Pod Baranami w swoim poście po pożarze przypomniało również scenę z filmu Richarda Linklatera z 2004 roku Przed zachodem słońca, w którym bohaterowie podczas rejsu po Sekwanie przyglądają się Notre-Dame oraz opowiadają sobie historie na jej temat. Z kolei fani Van Helsinga w reżyserii Stephena Sommersa z 2004 roku na pewno doskonale pamiętają pościg doktora Jekylla, który ukrył się właśnie w katedrze. W większości francuskich produkcji, których akcja dzieje się w Paryżu, chociaż na chwilę przewija się Notre-Dame i nie sposób wymienić ich wszystkich. Nie da się ukryć, że jest perełką dla Francuzów oraz wdzięcznie prezentuje się w kadrze, więc nic dziwnego, że bardzo często się przez niego przewija.
materiały prasowe
Oczywiście nie sposób zliczyć, ile razy Notre-Dame pojawiała się na obrazach. Jednak na szczególną uwagę zasługuje dzieło Zdzisława Beksińskiego pt. Katedra. Charakterystyczny styl autora, który przedstawił budowlę w mrocznym i niepokojącym klimacie, na długo pozostaje w pamięci. Nic dziwnego, że po pożarze wiele osób przypomniało sobie o tym obrazie i masowo publikowało go w mediach społecznościowych. Doszukiwano się w nim proroczych aspektów. Idąc tym tropem, nie można nie wspomnieć o krótkometrażowej Katedrze Tomasza Bagińskiego z 2002 roku. Film oparty na opowiadaniu Jacka Dukaja ma w sobie dużo z obrazu Beksińskiego.  Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o jednej z odsłoń serii Assassin’s Creed, a mianowicie Assassin’s Creed Unity Ubisoftu z 2014 roku. Fabuła została osadzona w Paryżu, w czasach rewolucji francuskiej, a sama katedra Notre-Dame jest centrum ówczesnej stolicy Francji oraz osią napędową kilku głównych wątków fabularnych. Co ciekawe, po pożarze Notre-Dame, Ubisoft udostępnił graczom całkowicie za darmo Assassin’s Creed Unity w ramach solidarności z Notre-Dame. Warto tu zaznaczyć, że to jedyna gra z serii, w której można wirtualnie zwiedzić wiernie odwzorowany zabytek. Jakby tego było mało, Ubisoft przekazał na odbudowę katedry Notre-Dame 500 tysięcy euro.  Wracając do najnowszej premiery, francuski reżyser Jean-Jacques Annaud, znany między innymi z takich filmów jak Imię Róży z 1986 roku, Siedem lat w Tybecie z 1997 roku czy Wróg u bram z 2001 roku, wziął na warsztat pożar, który dotknął katedrę Notre-Dame w 2019 roku. Niestety, patos tej produkcji przekracza granicę i moje zainteresowanie coraz intensywniej przechodziło w sceptycyzm. Czarę goryczy przelała scena, w której załamani strażacy, słysząc modlitewne pieśni zebranych wiernych, podnoszą dumnie głowy i rach-ciach gaszą pożar. To jednak dla mnie za dużo. 
materiały prasowe
Zapowiadało się naprawdę dobrze. Przez pierwsze kilkanaście minut Jean-Jacques Annaud wodzi widzów za nos, przyciągając uwagę takimi detalami jak: gaszenie papierosa, wyrzucenie niedopałka, znaki zabraniające palenia, gołębie kręcące się przy petach. Wszyscy wiemy, że film dąży do pożaru katedry, więc te obrazy od razu wzbudzają ciekawość oraz zachęcają do oceny, że to właśnie przez niedogaszone papierosy doszło do tragedii. To ciekawe, bo prawdziwej przyczyny wciąż nie znamy. Reżyser jednak tylko gra z widzem, nakręcając go, by po chwili pokazać sceptyczny stosunek pracowników do systemów alarmowych, pobieżne sprawdzanie, czy wszystko jest w porządku, wzbudzające irytację ewakuacje czy wreszcie dym, który pojawia się w katedrze za sprawą ołowiu. Jean-Jacques Annaud bezlitośnie pokazuje problemy, z którymi zetknęły się jednostki straży pożarnej. Wachlarz jest szeroki. Niedowierzanie (informacje o pożarze zgłaszali w centrali mieszkańcy Paryża, którzy widzieli dym, a nie pracownicy katedry), wielkomiejskie korki, sprzęt nieprzystosowany do takich akcji, tłumy gapiów, które uniemożliwiały przejazd, podziurawione przez ołów węże gaśnicze. Reżyser zgrabnie wplatał w swój film również nagrania dokumentalne, co zaskakująco dobrze działało. Prawdziwe video z płonącą Notre-Dame zdecydowanie bardziej chwytały za serce niż te poddane obróbce CGI. Wiele wskazywało na to, że Notre-Dame płonie będzie ciekawym, trzymającym w napięciu filmem akcji. Jednak patos uderzający w widzów z każdej strony bardzo szybko dał o sobie znać. Scena, w której strażacy wynoszą z katedry relikwię – niemal w slow-motion, z podniosłą muzyką – wydaje się wręcz absurdalna i całkowicie zbędna. Nie można pożarowi w Notre-Dame odebrać wzniosłości oraz pewnej metafizyki. Najważniejsza katedra na świecie, wraz z najcenniejszymi relikwiami, trawiona przez ogień ma w sobie coś duchownego. Coś, co trudno wyrazić słowami. Jednak podniosłość Notre-Dame płonie bardzo szybko zaczyna denerwować i staje się znośna chyba tylko dla najbardziej zagorzałych wierzących. Wydaje mi się, że szansa została zmarnowana właśnie przez świętą symbolikę, której jest tutaj zdecydowanie za dużo. Można było prościej, można było łatwiej i naprawdę nie trzeba było zmieniać tego w obraz cierpienia Matki Boskiej. Jak inaczej nazwać scenę, w której rzeźba Maryi pokazana jest na zbliżeniu, a woda z węży strażaków kapie idealnie na jej wyrzeźbioną twarz i płynie niczym łzy po policzkach… Ciekawe prezentuje się również zestawienie plakatu z francuskiej oraz polskiej dystrybucji. We francuskiej mamy piękny rysunek płonącej katedry z masą pyłu, dymu oraz iskier ognia. Plakat jest ciemny, przyciąga uwagę, wzbudza poczucie niepokoju. Z kolei polscy dystrybutorzy zdecydowali się na zdjęcie zabytku z ogniem oraz jasną aureolą w kształcie korony cierniowej. Co ciekawe, całość dopełniona jest cytatem: "Katedrę można odbudować, relikwie trzeba ocalić". Zdanie ani razu nie pada w filmie. Jeden z dowódców straży pożarnej mówi za to coś bardzo podobnego, ale o zupełnie innym znaczeniu, a mianowicie: "Katedrę można odbudować, ale najważniejsze jest ludzkie życie", dając swoim podwładnym do zrozumienia, że najważniejsze jest bezpieczeństwo. I właśnie to jest bohaterstwo, a nie ratowanie relikwii… Zupełnie nie rozumiem tego zabiegu w polskiej dystrybucji i chyba nie chcę go rozumieć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj