Trwające ponad sześć lat perypetie felietonistki oraz jej trzech przyjaciółek bez wątpienia dały kobietom zielone światło dla mówienia o własnej seksualności. Przemierzające Nowy Jork w niebotycznie wysokich szpilkach bohaterki spędzały godziny na analizowaniu swojego życia seksualnego, które niestety w większości przypadków nie przekładało się na stabilizację w świecie uczuć. Mimo odważnych scen łóżkowych oraz pikantnych opisów, główne założenie serialu opierało się na trudnościach, jakie musi pokonać współczesna romantyczka, aby po przekroczeniu trzydziestki odnaleźć w metropolii mężczyznę swoich marzeń. Na przełomie XX i XXI wieku kobiety na całym świecie dostały za pośrednictwem stacji HBO jasny sygnał – to nie wstyd próbować i przymierzać mężczyzn do siebie. Nowoczesna kobieta nie musi się zadowalać pierwszym-lepszym, którego udało się złapać. Nie wstyd marzyć o wielkiej miłości, a nie tylko o sukcesie zawodowym. Kolejne miłosne wzloty i upadki czterech przyjaciółek elektryzowały płeć piękną, a każda fanka serialu mogła wybrać jedną z całkowicie od siebie różnych bohaterek na swoją idolkę.
Zdecydowanie gorzej Sex and the City przyjęli mężczyźni – trudno się dziwić: pokazywał on często mężczyzn słabych, zakompleksionych, bojących się zobowiązań. Wyśmiewano ich prawie w każdym odcinku. Dwudziestolatki i trzydziestolatki powtarzały razem za Carrie: "Komu potrzebny facet? Mam torcik i zaraz go zjem!". Każda z oglądających serial pań chciała znaleźć pana idealnego oraz przy tym nie przejmować się za bardzo niepowodzeniami i mieć ubrania jak Carrie. Socjologowie głowili się nad fenomenem serialu, dochodząc w końcu do wspólnych wniosków: mimo poruszania pewnej gamy problemów, życiowe perypetie przyjaciółek były czystą rozrywką opakowaną przez najlepszych projektantów, były cukierkiem przyprawionym małymi sprośnościami. Idylla prezentująca mniej lub bardziej poważne rozterki czterech mieszkanek Nowego Jorku trwała przez sześć sezonów i zakończyła się wyczekiwanym, romantycznym happy endem dla każdej z nich.
[image-browser playlist="595839" suggest=""]©2008 New Line Cinema
Cały lukrowy świat Carrie, Mirandy, Samanthy i Charlotte zepsuły dwa nakręcone po latach filmy prezentujące kontynuację ich losów. Po drodze jednak historia straciła trochę swój telewizyjny urok, a obydwie odsłony kinowego Seksu w wielkim mieście zasłużenie zgarniały Złote Maliny i ciosy od krytyków. Wtedy wydawało się, że ze stukaniem obcasów na chodnikach Nowego Jorku pożegnaliśmy się na zawsze.
Jednak nie. Scenarzyści oryginalnej serii oraz zakończonej sagi Plotkara połączyli swoje siły, aby przedstawić życie Carrie zanim stała się "tą dziewczyną". Niesłabnący sentyment fanek Seksu, niekończące się powtórki telewizyjne w wielu krajach, pusta przestrzeń po Plotkarze – The Carrie Diaries w oczach producentów od razu zaczęły wyglądać jak żyła złota.
Po obejrzeniu pierwszych zapowiedzi startującego już 14 stycznia serialu o losach młodej, aspirującej pisarki, która na razie tylko marzy o wielkiej karierze w swojej szkolnej ławce, możemy być pewni jednego - nowa Carrie jest równie zadziorna i słodka jednocześnie jak ta stara. Spotykamy ją w momencie życiowego wstrząsu: zmarła jej mama, wszyscy w szkole darzą ją politowaniem, a chłopak marzeń nie pada jej od razu do stóp. Na szczęście z pomocą przychodzi jej ojciec, który umożliwia jej podjęcie stażu w mieście, które w mgnieniu oka stanie się jej największą miłością...
[image-browser playlist="595840" suggest=""]
©2013 The CW
Na danych osobowych oraz na opisie postaci podobieństwa na razie zakończymy. Trudno oczekiwać od serialu wycelowanego w nastolatków tego, co tak fascynowało w wersji "dla dorosłych". Mimo sugestii, które możemy zobaczyć w zwiastunie, pozostaje szczerze wątpić, że dialogi między głównymi bohaterkami będą równie pikantne co wyuzdane zwierzenia Samanthy. Najbardziej wyzwolona z przyjaciółek mówiła przecież wprost: "Pieprzę miłość! Wolę rżnięcie!". Nie usłyszymy tego na pewno ze strony postaci napisanych ku zabawianiu amerykańskiej młodzieży. Rodzice w Stanach zdecydowanie chcą widzieć w swoich dzieciach niewinne aniołki w stylu Glee, a nie bohaterów "American Pie". The CW, gdzie emitowane będą przygody młodej Carrie, to też stacja ogólnodostępna, nie kablowa - a tam można pokazać zdecydowanie więcej. Skoro przez sześć sezonów swojego istnienia konserwatywnej Ameryce sen z powiek spędzała Plotkara, to trudno się spodziewać po The Carrie Diaries czegoś więcej niż szybko uciętej sceny rozbieranej. Ci, którzy jednak przyzwyczaili się do poniedziałkowych wieczorów z "miastem, które nigdy nie śpi" i pięknymi ubraniami, nie powinni poczuć się zawiedzeni. Młodsza wersja Carrie Bradshaw ma spore szanse na podbicie serc licealistów.
Odrobinę szkoda, że poza podkreślaniem, że to "prequel" dobrze znanej nam historii, więcej wspólnych mianowników raczej nie otrzymamy. Starszym dziewczynkom pozostaje więc włączyć powtórki na jednej z trzech emitujących je obecnie polskich stacji. A tym, którzy jeszcze nie czują się gotowi na rozmowy o seksie nad sałatką polecamy nową Carrie.
Czytaj więcej: TCA: Mark Pedowitz o przyszlości stacji CW