Powiedziałem kiedyś kumplowi, że nie pójdę z nim popić, gdyż ustawiłem się na piwo z ojcem. Kumpel zdziwił się bardzo i w ten sposób uzyskałem informację, że synowie nie zawsze chodzą na piwo ze swoimi ojcami. W gruncie rzeczy, mało kto chodzi. Tatko zabierał mnie na piwo, odkąd skończyłem siedemnaście lat i dalej sobie popijamy - ja więcej, a on mniej. Podbieramy sobie papierosy. Poza tym, gdy byłem gnojkiem, tato nauczył mnie mnóstwa pożytecznych rzeczy w rodzaju gry w zośkę i strzelania z wiatrówki. Zabrał mnie do kina na "Żółtą łódź podwodną" i puścił Brudnego Harry'ego na magnetowidzie. Właściwie cały czas go puszczał. Oglądaliśmy ten film non-stop, a gdy parę lat później, już na piwku, tato wspominał jedną z pierwszych scen, w jego oczach płonęły dwa ogniki. Właśnie tę:
Wspaniała, prawda?
W XXI wieku Harry nazywa się Luther, ma twarz Idrisa Elby i naprawdę zna się na policyjnej robocie, którą jednak rozumie po swojemu. Dopadnie każdego sukinsyna bez względu na koszty; innymi słowy - na komendzie mają z nim Krzyż Pański. Wróć – całą Golgotę, zwłaszcza gdy Luther zabierze się za demolowanie biura. Na domiar złego zyskał osobliwego sojusznika w postaci psychopatki, seryjnej morderczyni, być może diabła w pięknym ciele. Co jeszcze? Ponieważ czasy nam sparszywiały, scenarzyści uczynili Luthera tytanem intelektu, zapewne po to, by zdołał ogarnąć całą grozę świata, trafnie wskazując winnych. Jak każdy superbohater, ma swój Kryptonit. Jest nim, proszę państwa, wóda. Luther chleje, gdyż jest za duży. Zbyt mądry. Nazbyt silny. W ogóle przesadzony; ma świadomość własnego przegięcia i pragnie się spłaszczyć. Z czasem dochodzi inny powód – utrata kogoś bliskiego.
Luther, z podkręconym Harry Callahanem, przypieczętował sławę Idrisa Elby jako aktora z pierwszej ligi i wcale się temu nie dziwię. W gruncie rzeczy ten serial stawia widza w pozycji przesłuchiwanego. Uwodzi, grozi, daje w mordę, łamie paluchy i wyciska serce ku gardłu. Trzyma przy sobie lepiej niż kajdanki. Czekałem, aby wreszcie się skończył, żeby Luther mnie rozkuł i pozwolił odejść. Trzy sezony. Trzy długie filmy rozbite na odcinki. Łomot co się zowie.
Niedawno, idąc na piwo z ojcem, musiałem przespacerować się przez galerię handlową. Znalazłem tam dwa pierwsze sezony w niewygórowanej cenie. Natychmiast kupiłem i zaniosłem tacie. Mam nadzieję, że mu się spodoba.
Łukasz Orbitowski - pisarz i dziennikarz, aktualnie, poza niezliczonymi opowiadaniami, ma na swoim koncie 12 książek, najnowsza powieść Szczęśliwa ziemia trafi do księgarń 23 października. Autor między innymi doskonale przyjętego przez krytykę "Tracę ciepło" (nominacja do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, Złote Wyróżnienie Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego), "Świętego Wrocławia" (Srebrne Wyróżnienie Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, nominacja do Nagrody im. Janusza A. Zajdla), zbioru opowiadań "Nadchodzi" oraz głośnych "Widm" (Złote Wyróżnienie Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego). Jest laureatem Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego "Młoda Polska" 2012. Poza beletrystyką pisze felietony dla "Gazety Wyborczej" i "Nowej Fantastyki". Mieszka w Kopenhadze.