Dzięki wyjątkowemu połączeniu brutalnej rzeczywistości II Wojny Światowej z wykreowaną wizją świata fantasy Andrew Adamson we współpracy ze scenarzystami – Christopherem Markusem, Stephenem McFeelym i Ann Peacock – stworzył ponadczasową opowieść o odwadze, poświęceniu i lojalności. Takim filmem właśnie są Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa  Malownicze kadry przeniosły magię kultowej książki również poza ekran, wpływając na moją wizję lasu otulonego barwami najzimniejszej pory roku. Ten już zawsze kojarzyć mi się będzie ze skrytą pod warstwami śniegu czarodziejską krainą wiecznej zimy, która z każdym kolejnym seansem odkrywa nowe szczegóły, sprawiając, że film staje się czymś więcej niż zwykłą, familijną przygodą. Choć Łucja (Georgie Henley), Zuzanna (Anna Popplewell), Piotr (William Moseley) i Edmund (Skandar Kaynes) już wiele razy gościli w domach swoich wielbicieli, produkcja z udziałem młodych aktorów debiutujących w rolach ewakuowanego z Londynu filmowego rodzeństwa Pevensie nadal pozostaje idealną propozycją na przedświąteczne wieczory w towarzystwie filmów.
fot. materiały prasowe
Wizerunek lodowatej krainy zamieszkiwanej przez tajemnicze postacie w szczególności ociepla faun Tumnus, grany przez Jamesa McAvoya. Nowy przyjaciel najmłodszej siostry, Łucji, sprawia, że przepełnione chłodem ścieżki Narnii rozświetla nie tylko latarnia, którą ta napotyka na swojej drodze, kiedy po raz pierwszy odkrywa świat za drzwiami szafy. Po przejściu przez próg domu fauna wraz z Łucją spędzamy wieczór w towarzystwie książek i rozpalonego kominka, który rozgrzewa pomieszczenie pomarańczowymi płomieniami i przenosi nas w baśniową rzeczywistość widzianą oczami dziecka. Zapadający w pamięć moment, w którym dziewczynka powoli usypia, słuchając hipnotyzującej kołysanki granej na flecie przez pana Tumnusa, w niezwykły sposób przypomina o beztroskich latach dzieciństwa, w których czas płynie o wiele wolniej. Już wtedy reżyser zdaje się nakreślać w moim odczuciu, nieoczywiste dla młodszych widzów, najważniejsze przesłanie filmu – umiejętność ponownego zatracenia się w głęboko ukrytej w każdym z nas dziecięcej wyobraźni, aby choć na chwilę zapomnieć o otaczającej nas szarej rzeczywistości. Dlatego też to przesłanie nabiera głębszego znaczenia dopiero z biegiem lat. Koniec historii – gdy rodzeństwo po długich latach spędzonych w Narnii ponownie przekracza próg szafy – jest idealnym przykładem magii kina, która sprawia, że w każdej chwili możemy wyjść z wykreowanej rzeczywistości i zająć się tym, co działo się przed wkroczeniem do filmowego świata. "Napisałem dla ciebie tę historię, ale kiedy ją zacząłem, nie zdawałem sobie sprawy, że dziewczynki rosną szybciej niż książki. Dlatego jesteś już za stara na bajki, a zanim zostanie wydrukowana i oprawiona, będziesz jeszcze starsza. Jednak pewnego dnia będziesz na tyle dorosła, żeby znów zacząć czytać bajki. Możesz wtedy zdjąć ją z jakiejś górnej półki, odkurzyć i powiedzieć mi, co o niej myślisz" – przekazał niegdyś swojej chrześnicy C.S. Lewis, udowadniając, że jego książka podziela podejście do wyobraźni przedstawionej w filmie Andrew Adamsona. Zdaje się, że autor celowo wysłał Łucję do Narnii jako pierwszą, aby pokazać nam, że im starsi jesteśmy, tym trudniej jest nam uwierzyć w pozbawione logiki historie, tak jak to było w przypadku rodzeństwa dziewczynki.
fot. Walden Media
Kontrastująca z kolorową stroną filmowej krainy Biała Czarownica (Tilda Swinton) –mimo iż swoim śnieżnobiałym wyglądem wtapia się w swoje domniemane królestwo – dla mnie od zawsze była najbardziej charakterystyczną postacią, przedstawiającą zupełnie odmienny charakter w porównaniu do reszty bohaterów. Co ciekawe, postać Tildy Swinton początkowo miała być brunetką – na wzór Barbary Kellerman, która wcieliła się w jej ekranowy pierwowzór w serialu BBC z 1988 roku. Jednak dzieci charakteryzatora Howarda Bergera poprosiły ojca o zmianę włosów na blond, a ten ostatecznie wysłuchał ich prośby. To właśnie doskonale dopracowana postać czarownicy dopełnia strukturę gatunku baśni, którą są Opowieści z Narnii, przywołując na myśl wzór postaci typowej wiedźmy znanej z licznych opowieści z dzieciństwa. Biorąc pod uwagę, że nie jest ona również pierwszą czarownicą, która pojawiła się na ekranie, jej początkowo skrywane, magiczne moce są jak najbardziej przekonujące, mimo iż momentami efekty specjalne użyte do ich przedstawienia są moim zdaniem zbyt mocno przerysowane. Dlatego jako widzowie poniekąd jesteśmy w stanie współczuć bohaterom, którzy zostali zamienieni przez nią w kamień. W tym przypadku w szczególności wyróżnia się pan Tumnus, który uchronił Łucję przed podobnym losem. Wraz z Edmundem, który bezmyślnie ulega urokowi Białej Czarownicy i wyjawia miejsce przebywania własnego rodzeństwa, ostatecznie otrzymuje przebaczenie od najbliższych.  Bohaterowie udowadniają, że każdy zasługuje na drugą szansę, niezależnie od początkowych zamiarów. Ten film często był nazywany "Władcą Pierścieni dla dzieci" i trudno się nie zgodzić z takim określeniem. Poza przygodą oraz pełnym życia magicznym światem, w którym są różnorodne rasy godne największego bogactwa fantasy, mamy epicką scenę batalistyczną, która choć jest kreowana w wersji przyjaznej młodemu odbiorcy, trudno nie dostrzec inspiracji hitem Petera Jacksona. Wszystko okraszono klimatyczną, zapadającą w pamięć muzyką Harry'ego Gregsona Williamsa, która podobnie jak we Władcy Pierścieni, staje się kluczowa w budowie charakteru i klimatu produkcji. Niepowtarzalnym elementem, dodającym niezwykłego uroku produkcji, są gadające zwierzęta, które potrafią wzbudzić odpowiednie emocje. "Nie wyglądałyby dobrze w telewizji. Humanizowane bestie nie mogą być przedstawione widzom bez kojarzenia się z ohydnymi lub żałosnymi postaciami. Chciałbym, aby idioci, którzy rządzą światem filmu, zdali sobie sprawę, że ich historie są przeznaczone tylko dla ucha" – przekonywał C.S. Lewis. Choć co prawda zmarły w 1963 roku pisarz nie miał okazji ujrzeć stawiającego pierwsze kroki dzięki technice CGI lwa Aslana, prawdopodobnie podzielałby niezwykły entuzjazm publiczności, która ostatecznie zmieniłaby jego zdanie. Jak na króla zwierząt przystało, Aslan, ratując Narnię, stał się największym bohaterem filmu, tym samym na stałe zapisał się w historii kina jako jedna z najlepszych wygenerowanych komputerowo postaci. "Nic nie zdarza się dwa razy tak samo" – brzmi stwierdzenie Aslana. Jego kultowy cytat sprawdził się również w kwestii odbioru produkcji przez publiczność. Film Opowieści z Narnii: lew, czarownica i stara szafa w 2006 otrzymał Oscara oraz nagrodę BAFTA za najlepszą charakteryzację, stając się niepowtarzalnym, niezwykle czarującym dziełem w historii filmów fantasy. Można byłoby rozkładać na czynniki pierwsze wszystkie przesłania, czy nawiązania do Biblii, ale to nie ma znaczenia, bo koniec końców liczy się ta niezwykła przygoda, jaką możemy za każdym razem przeżyć z bohaterami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj