Opowiadanie Malwiny Gawlik możecie znaleźć tutaj.

ZADANIE:
Wyobraź sobie, że oglądasz jeden z odcinków serialu "The Vampire Diaries". Następuje scena, w której Bonnie z innymi czarownicami odprawia tajemniczy rytuał nieopodal krypty na terenie posiadłości Lockwoodów. Nagle dostrzegasz w monitorze jasne, oślepiające światło i tracisz przytomność... Budzisz się w lesie. Nie wiesz, co się dzieje. Suchość w ustach nie daje ci spokoju. Idziesz dalej, rozglądasz się i dostrzegasz kilka ciał. Wśród ciał zauważasz martwą Bonnie...


Opisz dalsze wydarzenia opowieści z punktu widzenia swojej osoby. Nie chcemy Was ograniczać, więc prosimy o historie na minimum 1500 znaków. Oba zwycięskie opowiadania opublikujemy na łamach portalu.


OPOWIADANIE:

Usiadłem zmęczony na moim wielkim, skórzanym fotelu. Byłem szczęśliwy, że w końcu mogę wypocząć. Wyjrzałem przez okno. Już się ściemniło. Tym lepiej, pomyślałem. Przysunąłem się do biurka, na którym stał mój komputer. Zacząłem szperać w folderach. W końcu znalazłem.

Moją ulubioną formą wypoczynku jest oglądanie seriali. Ostatnio ściągnąłem najnowszy odcinek "Pamiętników Wampirów". Dwukrotnie kliknąłem na ikonę filmu i rozpocząłem mój seans. Podczas jego oglądania zdarzyło się coś nieoczekiwanego.

Mniej więcej w połowie odcinka nastąpiła scena ukazująca jakiś rytuał. Uczestniczyła w nim Bonnie oraz kilka innych czarownic. Były w ciemnym lesie. Utworzyły okrąg i złapały się za ręce. W środku tego kręgu stał jakiś mały przedmiot. Przypominał bardzo mały i zarazem stary nóż, ale nie byłem pewien. Nie pokazano go dostatecznie długo bym mógł się dokładnie przyjrzeć.

Bonnie zaczęła coś mówić. Formuła była w łacinie i brzmiała groźnie. Zapewne było to jakieś zaklęcie. Nagle płomienie otuliły tajemniczy przedmiot. Dziewczyna mówiła coraz głośniej. Płomienie stawały się większe z każdą sekundą.

Coś było nie tak. Miny czarownic o tym świadczyły. Były zdziwione a nawet przestraszone. Zjawisko było interesujące. Na chwilę przerwałem oglądanie. Wcisnąłem pauzę. Chwyciłem butelkę Coli i wziąłem duży łyk. Włączyłem ponownie. Potem niespodziewanie nastąpił wybuch. W tym samym czasie na ekranie monitora pojawiła biała plama. Rosła aż do tego momentu, że objęła cały wyświetlacz. Ekran zmienił się wręcz w reflektor. Zdenerwowałem się. Światło raziło mnie w oczy i bałem się, że złapałem jakiegoś wirusa. Niestety okazało się inaczej.

Złość szybko odeszła stałem się senny. Promienie światła stawały się coraz silniejsze. W końcu odeszły ze mnie wszelkie siły. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Straciłem równowagę i bezwładnie upadłem na podłogę zabierając przy tym butelkę napoju i jeden z głośników.

*

Ocknąłem się z dokuczliwym bólem głowy. Leżałem twarzą do ziemi i czułem się dziwnie. Jakby ktoś przed chwilą przywalił mi kijem w tył głowy. Sprawdziłem czy nie krwawię. Na szczęście nie.

Zorientowałem się, że już nie jestem w moim domu. Znajdowałem się w lesie. Zdezorientowany wstałem i rozejrzałem się. jakim cudem jestem w lesie?!- pomyślałem. Było ciemno i nieprzyjemnie. Bałem się. Mój wzrok przykuło coś strasznego. Ujrzałem, że kilka metrów dalej, tak samo jak ja przed chwilą, leży kilka osób. Podbiegłem do nich. Ku mojemu zdziwieniu poznałem nieprzytomną Bonnie. Na początku myślałem, że też straciła przytomność, ale bardzo się pomyliłem.

Była poparzona tak, jak pozostałe kobiety. Zdałem sobie sprawę, że jakimś cudem przeniosłem się do świata serialu. Sprawdziłem jej tętno. Niestety była martwa. Miałem nadzieję, że chociaż jedna żyje. Niestety się zawiodłem.

Nie wiedziałem co robić. Pomyślałem, że najlepiej będzie jak pójdę po jakąś pomoc. Tak więc uczyniłem. Pędziłem przez las dobre kilka minut. Zmęczyłem się i postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę.

Usiadłem na ruinach jakiegoś budynku. Rozpoznałem go, to był stary kościół, w którego podziemiach uwięziono kiedyś wampiry. Nagle zamarłem. Usłyszałem dźwięk łamanych gałązek. Ostrożnie sprawdziłem okolice, lecz odetchnąłem z ulgą to była tylko wiewiórka. Odwróciłem się, aby ponownie usiąść na kamieniu, jednak przed sobą ujrzałem postać mężczyzny. To był Damom! Co tu się do diabła dzieje!

-Kim jesteś?- warknął wyszczerzając zęby. Złapał mnie za gardło i przycisnął do zniszczonej ściany starego kościoła.

Ledwie mogłem mówić.

-Ja, ja, ja. Tam jest. Bbb.

-Bonnie?- spytał i trochę rozluźnił uścisk.

Kiwnąłem głową.

-Mogę ci pokazać.- zaproponowałem.

O dziwo się zgodził. Zaprowadziłem go do miejsca gdzie leżały ciała. Nagle doszli do nas jeszcze Stefan i Caroline. Wampirzyca wpadła w histerie gdy zobaczyła zwłoki przyjaciółki. Rzuciła się na nią i zaczęła szlochać. Mocno ją przytuliła i zaczęła coś szeptać do jej ucha, chociaż wiedziała że to bezcelowe. Stefan próbował ją odciągnąć, ale Caroline mu nie pozwoliła na to.

Damon wyjął swoja komórkę i zadzwonił do kogoś. Nie wiele udało mi się zrozumieć, ale coś mówił o przewiezieniu ciał. Kiedy zakończył rozmowę podszedł do mnie i niespodziewanie uderzył mnie w brzuch.

-Gadaj kim jesteś.- szepnął mi do ucha.- Albo zrobię z twoich jelit łańcuch na choinkę.

-To bardzo przekonujące.- odrzekłem.- Odpowiem ci jeśli przestaniesz mnie bić.

W podzięce za tę odpowiedź ponownie oberwałem w żołądek. Tym razem mocniej. Upadłem na kolana zwijając się z bólu.

-Lepiej mów, bo inaczej.- zaczął grozić mi palcem. Nie wiem czemu, ale wybuchnąłem śmiechem.

Nie powiedziałem mu gdzie mógłby sobie wsadzić ten palec, bo to równe z samobójstwem. Poczekałem aż będę mógł wydobyć z siebie więcej dźwięków niż tylko kilka samogłosek. Wtedy zacząłem mu tłumaczyć.

-Nie mam pojęcia jak tu się znalazłem.- stwierdziłem przekonująco.- Oglądałem film na moim komputerze i nagle z ekranu zaczęło wydobywać się silne światło. Straciłem przytomność i proszę bardzo. Jestem!

-Myślisz, że uwierzę w te brednie?- spytał ironicznie ciemnowłosy wampir.- Może od razu cię zabiję?

-Przestań.- Stefan złapał brata za ramię powstrzymując go przed zrobieniem mi krzywdy.- Idź odprowadź Caroline.- zauważyłem, że ścisnął go mocniej.

-To, że pijesz tę kropelkę krwi nic nie oznacza. Pamiętaj nadal jestem silniejszy, więc nie rozkazuj mi. Będę robił co chcę.- Damon podniósł ton.

-Ja to załatwię.- Stefan odparł ostrzej.

Naburmuszony Damon odszedł zabierając przy tym rozpłakaną wampirzycę. Stefan podszedł do mnie. Pocieszyło mnie, że zainterweniował, bo gdyby tego nie zrobił mógłbym z tego nie wyjść cało.

Wampir ukucnął obok mnie i w przeciwieństwie do brata nie kierował się filozofią- najpierw strzelaj.

-Czy wiesz co tu się stało?- spytał spokojnym głosem.

-Widziałem wybuch przez ułamek sekundy. Potem straciłem przytomność. Uwierz mi. Nie mam z tym nic wspólnego. Podejrzewam, że te czarownice mnie jakimś cudem tu ściągnęły.- odpowiedziałem moją w miarę dobrą angielszczyzną.

Przez chwilę Stefan się zastanawiał.

-Skąd wiesz, że to są czarownice.

Zrobiłem minę kompletnego zagubienia i szoku. Udawałem Niemca.

-Nie wiem, ale, ale poczekaj. Ty jesteś Stefan?- zrobiłem wielkie oczy aby nadać tej słabej grze aktorskiej realistyczności.- Wampir.- stwierdziłem cicho.

-Czy to możliwe, że Bonnie oddała mi swoje wszystkie wspomnienia a przynajmniej część?- dodałem starając się panować nad swą mimiką.

-Nie mam pojęcia. Możliwe.- Niewiarygodne. Nabrał się!

Stefan wcześniej zareagował niż ja. Odwrócił się. Ja dopiero po chwili usłyszałem dźwięk samochodu. Podeszliśmy do niego. Okazało się, że to był Alaric. Przyjechał minivanem.

-Kto to?- spytał gapiąc się na mnie.

-Długa historia. Później wytłumaczę. Wiedz tylko, że on jest z nami. Na razie wynieśmy stąd te ciała.

Alaric się zgodził. Widać było smutek na twarzy. Nauczyciela mocno dotknęła strata uczennicy. Przez następne dwadzieścia minut zajmowaliśmy się pakowaniem trupów do furgonetki. Szybko się z tym uporaliśmy, dzięki nadludzkiej sile Stefana. Zamknąwszy drzwi samochodu Alaric odjechał. Nie powiedział co zrobi z ciałami.

Ja ze Stefanem wsiedliśmy do jego zabytkowego samochodu. Przez całą drogę zastanawialiśmy się co się stało podczas tego rytuału. Ja w tym czasie układałem w głowie moją wersję historyjki, aby była spójna i przekonywująca.

*

Weszliśmy do wielkiej posiadłości Salvatore. Wnętrze było imponujące. Mnóstwo starych, ręcznie robionych mebli. Ściany zapełnione obrazami. Korytarze były długie i wyłożone czerwonymi dywanami, ściany z czasem zżółkniały. Kiedyś pewnie były białe jak kreda. Wiek robi swoje. Idąc prosto przed siebie wparowaliśmy do salonu, w którym już wszyscy czekali. Był Damon, Caroline i oczywiście Elena.

Damon siedział na fotelu żłopiąc jakiś alkohol z wypełnionej po brzegi szklanki. Dziewczyny w uścisku opłakiwały stratę przyjaciółki na kanapie. Obie były całe we łzach. Wampir alkoholik nie bardzo wiedział jak je pocieszyć, więc się nie odzywał. Na mój widok wstał gotowy na wszystko. Stefan spojrzał na niego zabraniając mu zrobić tego co zamierzał. Mogło to być skręcenie mi karku lub wypicie mojej krwi.

Gdy Elena ujrzała Stefana poderwała się z kanapy i przytuliła go. Pocałowała na powitanie, a potem wróciła do Caroline.

-Czy cierpiała?- spytała.

-Nie.- skłamałem.- Zginęła na miejscu.

-Kim ty jesteś?- spojrzała na mnie swymi przekrwionymi oczami.

-Przyjacielem.- odpowiedziałem łagodnie.

Przez następne kilka minut ponownie tłumaczyłem jak znalazłem się w tym lesie i co widziałem. Wyjaśniłem, że przejąłem część wspomnień Bonnie. Powiedziałem prawie wszystko. Omijając to, że są wymysłem jakiejś pisarki. Sam zachodziłem głowę jak to wszystko mogło się wydarzyć. Co ja tutaj robię?- pomyślałem. Po drodze do domu Salvatore szczypałem się, żeby sprawdzić czy jest szansa aby to był sen. Po siedemnastym uszczypnięciu dałem sobie z tym spokój.

Zauważyłem, że przyjaciółki powoli się uspakajają. Caroline przeszła ze stadium histerii do załamania i to w dwadzieścia minut! To pewnie przez to, że stała się wampirem. Siedziała cicho i wgapiała się w podłogę. Ledwo co, ale usłyszałem jak szepce: "Nie żyje, nie żyje."

Nagle do salonu wszedł Alaric, który był cały mokry. Skierowałem wzrok ku oknom. Padał deszcz. Woda spływała po szybie jak kula po torze kręglowym.

Nauczyciel trzymał w ręku jakiś przedmiot. Gdy się zbliżył rozpoznałem nóż, który widziałem, oglądając rytuał Bonnie. Stanął przed nami, wskazał na ostrze i powiedział.

-Wiecie co to jest?- podniósł wysoko nóż.- To jest nie jest zwykły tasak. To jest starożytny nóż, który niedawno odnalazłem. Dałem go Bonnie.

-Czemu? I po co do jasnej cholery nam o tym mówisz?- warknął Damon.

-Wierze, że on może rozwiązać nasz problem. Ten o to nożyk jest w stanie zabić wszystko. Począwszy od ludzi, po wilkołaki, a nawet wampiry. Według legendy należał do Kaina, który za jego pomocą zabił swego brata Abla. Bonnie i inne czarownice miały zdjąć z niego urok za pomocą rytuału. Możliwe, że im się udało to zrobić, ale.

-Nie jesteś pewien.- Damon dokończył.- Czyli nie wiemy, czy możemy go zabić?

-Zabić kogo?- spytałem zbity z tropu.

-Jednak nie wiesz wszystkiego.- Damon zwrócił się do mnie ironicznie- No dobrze skoro muszę to ci wytłumaczę. Kilka dni temu do naszego miasta przyjechał pewien podróżnik. Ten podróżnik okazał się wilkołakiem, na tyle potężnym, że jest odporny na srebro i tojad. Chce nas zabić.

-Przez ciebie.- przerwał mu Stefan.- To ty zabiłeś jego podopieczną, ale nieważne. dokończ.

-Każdy popełnia błędy Stefanie. Nie tylko ja. Na czym to ja skończyłem? A tak! Chce nas zabić, a jutro jest pełnia.

-Czy mógłbym jakoś pomóc?- spytałem odważnie.

-Ha! Też mi coś. Ja nawet nie wiem kim jesteś.- Damon parsknął ze śmiechu.- Postradałeś zmysły, jeśli sądzisz, że możesz się bić z wilkołakiem.

-Może poradzę sobie lepiej niż ty.- odparłem. W ułamku sekundy wampir znalazł się przede mną. Spojrzałem na niego wyzywająco. Wiedziałem, że to co robie nie jest dobre, ale miałem to gdzieś. Miałem dosyć zniewag.

-Przestańcie!- wrzasnęła Elena.- Uspokójcie się! Odepchnęła Damona na bok pokazując, że przesadza. Nasz gość na pewno jest zmęczony. Jest już późno i sądzę, że wszyscy powinniśmy odpocząć przed jutrem.

Nikt nie śmiał się odezwać. Dziewczyna kazała iść za nią i tak też zrobiłem. Wsiedliśmy do jej samochodu i pojechaliśmy. W ciągu kilku minut znaleźliśmy się pod jej domem. Weszliśmy do niego. Szybko mnie oprowadziła. Pozwoliła mi spać w pokoju gościnnym, wskazała łazienkę i dała kilka przydatnych rzeczy, jak nowe, czyste ubrania i tym podobne. Trochę śmiesznie wyglądałem w za małej koszulce Jeremy'iego z wielkim napisem "Metallica". Podziękowałem jej najserdeczniej jak tylko mogłem i poszedłem się myć. Potem wpakowałem się do łóżka i zasnąłem. Przed tym zastanawiałem się czy następny dzień będzie równie dziwny. Okazało się później, że nawet bardziej.

*

Obudziłem się wypoczęty. Do momentu otwarcia powiek żywiłem głęboką nadzieję, ze obudzę się na moim fotelu przed komputerem. Niestety tak się nie stało. Ocknąłem się w pokoju gościnnym rodziny Gilbertów. Wziąłem szybki prysznic. Podczas mycia zastanawiałem się, czy może to jest inna rzeczywistość, albo śnię. Lecz na sen było to zbyt realistyczne. Następnie się przebrałem w nowe ubranie i zszedłem na dół.

Nikogo tam nie było. Spojrzałem na zegarek w kuchni było dość wcześnie. Elena musiała wciąż spać. Postanowiłem to sprawdzić. Znów pokonałem schody. Znalazłem się na piętrze. Przeszukałem kilka pokojów, zanim znalazłem ten właściwy. Lekko uchyliłem drzwi. Na wielkim łożu leżała Elena smacznie śpiąc. Po cichu odszedłem i zwróciłem się w stronę kuchni.

Postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Chciałem zrobić nam śniadanie, więc zacząłem przeszukiwać wszystkie półki, szafki i pudełeczka.

Zajrzałem do lodówki. Udało mi się znaleźć kilka jajek i o dziwo kiełbasę, ktoś musi być fanem polskiego jedzenia, pomyślałem. Ponownie przejrzałem wszystkie półki szukając cebuli. Zlokalizowałem ją po kilku minutach w siatce pod stołem. Potem już szybko poszedłem. Wrzuciłem na patelnię posiekaną kiełbasę i cebulkę, potem wbiłem pięć jajek. Zapach był powalający.

Nagle usłyszałem kroki. To Elena schodziła ze schodów. Musiała poczuć zapach. Była nadal śpiąca. Co chwilę ziewała i przecierała oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego chyba bardzo potrzebowała.

-Co robisz?- spytała mile zaskoczona.

-Chciałem ci jakoś podziękować za nocleg, a wszystkie kwiaciarnie są pozamykane. Siadaj nałożę ci trochę.

-Z chęcią. Umieram z głodu.

-A gdzie jest twoja rodzina?- spytałem nakładając jej śniadanie.

-Jenna i Jeremy? Wyjechali do naszej ciotki na jakiś czas. Jest jakiś zjazd rodzinny w Minnesocie. Ja nie pojechałam z oczywistych względów.- domyśliłem się, że chodziło o wilkołaka.- Mmm. Przepyszne. Jesteś profesjonalnym kucharzem?

-Niestety nie. Gotuję bo lubię.- smakowało jej pewnie dlatego, bo to było coś lepszego od tego sztucznego żarcia jakie funduje Ameryka.

Nagle Elena zamarła. Nie wyglądała na przerażoną, lecz bardziej przybitą. Była smutna i jakby oderwała się od rzeczywistości.

-Bonnie na pewno by smakowało.- jej oczy w ułamku sekundy stały się szkliste.

-Kiedy ktoś umiera, ważna jest pamięć o tej osobie. Szczególnie pamięć o dobrych chwilach związanych z tą osobą. Dobre wspomnienia pomagają zmniejszyć ból, więc może opowiesz mi o niej. Miałyście jakieś zwariowane przygody?- starałem się pocieszyć Elenę jak tylko mogłem.

-Tak. Jest jedna.- przetarła oczy serwetką.- kiedyś do miasta przyjechał cyrk. Postanowiłyśmy pójść tam z przyjaciółmi. Przed tym zaliczyliśmy imprezę. Byliśmy pijani i wydawało się nam, że możemy zrobić wszystko. Tak więc zakradliśmy się do namiotu ze zwierzętami. Zauważyliśmy strusie. Bonnie zaproponowała żebyśmy sobie na nich pojeździły. Wiesz, wódka i tequila zmieszane powodują, że zgadzasz się na wszystko, więc nie miałam nic przeciwko temu pomysłowi. Otworzyłyśmy klatkę i ledwo trzymając się na nogach podeszłyśmy do ptaka. Ten na nasze nieszczęście przeraził się i zaczął się rzucać na wszystkie strony. Staranował nas i uciekł. Próbowałyśmy go gonić, ale po paru metrach stwierdziłyśmy, że to głupi pomysł. Nawet nie mogłyśmy stać bez bujania się na boki więcej niż pięć sekund, a co dopiero gonić przerażonego i cholernie szybkiego ptaka. Przerażone zwiałyśmy gdzie pieprz rośnie. Babcia Bonnie potem nas strasznie opieprzyła. Takiej nagany jeszcze w życiu nie słyszałam.- zaśmiała się. Z płaczu przeszła do śmiechu! To dobry znak.

-Naprawdę mi jej brakuje.- dodała.

-Wiesz co? Mam taki pomysł. Może wyjdziemy na spacer. Pokażesz mi okolicę. Pójdziemy na lody. Moja babcia mawiała, że na smutek nie ma nic lepszego, niż coś słodkiego. Musimy to sprawdzić.- rzuciłem.

Kiwnęła ochoczo głową. Wstała i wyciągnęła rękę aby wziąć brudne talerze. Powstrzymałem ją, zapewniając, że posprzątam. Podziękowała mi. Poszła na piętro po drodze chwytając chusteczkę, żeby zetrzeć łzy.

*

Tak jak zaproponowałem wybraliśmy się na lody. Kupiliśmy je przy stoisku w centrum miasteczka. Sprzedawca był zabawny, bo praktycznie nie mówił po angielsku. Był to niski latynos, bardzo wesoły i strasznie gadatliwy. Nie znając hiszpańskiego udało nam się jednak dogadać z nim za pomocą gestów. Co prawda nie dostaliśmy tych smaków co chcieliśmy, ale nam to nie przeszkadzało.

Obejrzeliśmy całe miasto. Elena oprowadziła mnie po wszystkich ciekawych miejscach. Byliśmy nad jeziorem, przy domostwie Lockwoodów, ratuszu i innych ważnych lokalizacjach. W tym czasie długo rozmawialiśmy. Poznawaliśmy się. Okazało się, że mamy wiele wspólnego. Lubimy te same filmy i muzykę. Nawet mi się wyżaliła. Powiedziała co sądzi o wampirach i tej całej chorej sytuacji. Mimo wszystko kocha Stefana, ale męczy ją takie życie, wyznała.

Pod koniec przypomniała sobie jeszcze kilka historyjek z udziałem Bonnie. Z chęcią je wysłuchałem. Widziałem, że poprawia to Elenie samopoczucie.

Dzień minął nam bardzo szybko. Jeszcze przed chwilą robiłem śniadanie a już robiło się ciemno. Postanowiliśmy wrócić do domu. Wracając zadzwonił telefon.

*

-Słucham?- spytała Elena.- Co, co się stało. Uhm. Gdzie. No dobrze już jedziemy.- rozłączyła się i zwróciła się do mnie.- Musimy się śpieszyć.

-Co się stało?

-Ten wilkołak. Znaleźli go. Musimy jechać do domu Stefana i wziąć ten nóż i im przynieść. Sami po niego nie pójdą, bo boją się, że ten pchlarz im ucieknie.

-No dobrze chodźmy.- pośpieszyłem.

Wsiedliśmy do samochodu Eleny, którym jeździliśmy cały dzień. W ciągu dziesięciu minut znaleźliśmy się pod posiadłością Salvatore. Wpadłem do domu jak najszybciej mogłem. Zacząłem szukać tego noża. Po chwili znalazłem go w szafce obok barku z alkoholem. Na pewno to Damon go tam schował. Następnie popędziłem do samochodu. Wsiadłem do pojazdu i ruszyliśmy. Dziewczyna wcisnęła gaz. Mocno mnie odrzuciło do tyłu i boleśnie uderzyłem głową o siedzenie.

Żeby zaoszczędzić czasu pojechaliśmy przez skróty leśną drogą. Nie można było się obyć bez ciągłego podskakiwania przez wyboje znajdujących się na całej trasie. Po dojechaniu na miejsce i zatrzymania się wozu nie czułem tyłka.

Znaleźliśmy się na skraju lasu niedaleko cmentarza. Weszliśmy w jego głąb. Po chwili błądzenia w ciemnościach odnaleźliśmy naszych towarzyszy. Niestety nie było to przyjemne spotkanie. Damon, Stefan i Alaric stali przed. wilkołakiem. Była to ogromna, śnieżnobiała bestia. Warczał a piana pieniła mu się na pysku. Był wściekły, ale czekał aż jego przeciwnicy wykonają pierwszy ruch.

Widząc, że zanosi się na walkę rzuciłem nóż do Stefana. Ten złapał go mocno. Mieli broń, więc postanowili ruszyć do ataku. Ja uznałem, że najlepiej będzie żebym ubezpieczał tyły. Damon i Alaric okrążali wilkołaka. Nagle jak jeden mąż, w tej samej chwili rzucili się na niego. Byli zbyt wolni.

Bestia zwinnie uchyliła się od ciosów napastników. Odskoczyła do tyłu i wyprowadziła kontrę. Pierwsza ofiarą stał się Alaric. Został wyrzucony w powietrze jednym uderzeniem. Wylądował kilka metrów dalej. Spadł na kłodę. Mocno oberwał w głowę. Zauważyłem, że się nie rusza. Podbiegliśmy do niego z Eleną. Baliśmy się o najgorsze, ale na szczęście żył.

Następnie przyszła pora na Damona. Zwierze skoczyło na niego. Wampir upadł na ziemię. Choć dzielnie i z niezwykłym zapałem bronił się i szarpał z dużo silniejszym przeciwnikiem, to nie udało mu się zwyciężyć tego pojedynku. Został kilkakrotnie ugodzony pazurami wilkołaka, lecz nie został ugryziony. Widać było, że traci siły. Już prawie miał ponieść śmierć od morderczych zębów bestii. Uratował go Stefan. Odepchnął wilkołaka na bok i wbił nóż pod jego żebra. Niestety bez żadnego efektu. To tylko go bardziej rozwścieczyło.

Stefan został obalony i przyciśnięty do ziemi wielkimi, włochatymi łapskami. Oszołomiony Damon nie mógł mu pomóc, więc instynktownie ruszyłem pomóc jego bratu. Usłyszałem wrzask Eleny za mną.

Pędziłem do wampira najszybciej jak mogłem. Po drodze ujrzałem błysk z ziemi. To światło księżyca odbijało się od starego noża. Nie zastanawiając się chwyciłem go. Potem ruszyłem ku bestii. Stanąłem nad nią. Była w szale, więc mnie nawet nie zauważyła. Zrobiłem spory zamach, zamknąłem oczy i wbiłem ostrze w głąb ciała wilkołaka. Bałem się, że zaraz oderwie mi głowę, ale tak się nie stało.

Otworzyłem oczy. Ujrzałem ciało, gigantycznego wilkołaka leżące na Stefanie. Pomogłem mu wydostać się spod włochatego, wilczego cielska. Podbiegła do nas Elena. Przytuliła każdego z nas. Mnie pierwszego.

-Jednak ten rytuał nie poszedł na marne.- szepnąłem jej do ucha.

*

Pogrzeb był piękny. Pastor wygłosił wzruszające kazanie. Przyszło mnóstwo osób, aby uczcić pamięć zmarłej. Należało się to jej.

Stanąłem na samym tyle orszaku pogrzebnego. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Uroczystość minęła szybko. Najpierw msza, potem przejście na cmentarz i zakopanie dębowej trumny. Jej wieko nie zostało otwarte na prośbę rodziny. Zrozumiałem to doskonale. Sam bym pewnie tak postąpił. Ujrzałem zapłakanego ojca Bonnie. Był w okropnym stanie, szlochał, smutek aż od niego emanował i wyglądał jak wrak człowieka.

Kazano dzwonnikowi zadzwonić sześć razy na dzwonie z wieży kościelnej. Zdziwiłem się. Dlaczego sześć? Spytałem się Eleny co to ma znaczyć. Okazało się, że to stara tradycja czarownic. Niestety nie potrafiła mi wyjaśnić co miało to symbolizować, ale nie szkodzi. W końcu ładnie wyszło. Dzięki temu było poważniej i wyglądało na to, że chowamy bohaterkę, którą w rzeczywistości była.

Zauważyłem, że Elena gdzieś odeszła po zakończeniu pogrzebu. Poszedłem jej szukać. Odnalazłem ją przy sporym nagrobku. Stanąłem za nią i położyłem delikatnie moją dłoń na jej ramieniu, aby dodać jej otuchy.

-Na pewno byliby dumni.- powiedziałem patrząc na grobowiec rodziców Eleny.- Razem z Bonnie teraz czuwają nad tobą i twoimi przyjaciółmi.

-Mam taką nadzieję.- przetarła oczy jedwabną chusteczką.- Co teraz? -spytała.- Wszystko się zmieni.

-Już się zmieniło.

-Jakoś cię będzie trzeba odesłać do domu.- stwierdziła.

-Tak. To nie będzie takie proste. Musze ci coś wyjaśnić.- odparłem niezręcznie.

Koniec

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj