Gdyby to Jacek Dukaj zabrał się za napisanie tego artykułu, zapewne zająłby on kilkadziesiąt stron i zahaczyłby w międzyczasie o historię Mezopotamii oraz filozofię Berkeleya. Kiedy Bogu ducha winien czytelnik wsiada sobie do autobusu uzbrojony w ponad 1000-stronicowy "Lód", współpasażerowie z niepokojem oglądają się przez ramię, zastanawiając się, jaka to religia posługuje się tak okazałą Świętą Księgą. Gdy nie dochodzą do żadnych sensownych wniosków, na wszelki wypadek przesiadają się o kilka miejsc dalej.

Z Dukajem trzeba się oswoić

Czytelnicy stawiający pierwsze, chwiejne kroki w literaturze SF w żadnym wypadku nie powinni zaczynać od Dukaja. Jeśli już jednak uda się wciągnąć w temat, a nazwiska takie, jak Lem czy Zajdel nie brzmią zupełnie obco, można spróbować pójść o krok dalej.

Zapewne pierwszą jego książką, która rzuci się w oczy na sklepowej półce, będzie wspomniany już wcześniej "Lód" - chociażby ze względu na swoją monumentalność. Jednakże rozpoczynanie zgłębiania dukajowej prozy od tego tytułu przypomina skakanie na główkę do jeziora, które jest owym lodem pokryte. Jeżeli nie masz dostatecznie mocnej czaszki, dostaniesz wstrząśnienia mózgu i możesz się do twórczości Dukaja zrazić całkowicie.

Znacznie rozsądniej zacząć od krótszych tekstów. "Złota Galera" to opowiadanie, którym Dukaj zadebiutował na łamach Fantastyki w 1990 roku. Miał wtedy 16 lat. Tutaj można postawić pytanie: czy aby na pewno wszystko w porządku jest z szesnastolatkiem wpadającym na pomysł napisania opowiadania, w którym przez kosmiczną próżnię płynie żaglowiec, a jego kapitanem jest sam szatan?

Szersza publiczność usłyszała o Dukaju w 2002 roku, gdy w oparciu o jego opowiadanie Tomasz Bagiński stworzył nominowany do Oscara krótkometrażowy film animowany pt. Katedra.

Styl pisania

Pierwsze strony dowolnej powieści Dukaja wydają się mało zrozumiałe i niezbyt wciągające. Pojawia się mnóstwo słów, których znaczenie pozostaje zagadkowe, więc trzeba z delikatnym uczuciem porażki sięgnąć po słownik języka polskiego. Czasami i ten (wydawać by się mogło) ostateczny krok nie pomoże, gdyż Dukaj jak z rękawa sypie neologizmami, anachronizmami i zapożyczeniami z innych języków. W "Innych Pieśniach" znaleźć można cały szereg słówek pochodzących z Greki, np. kratistos, anthos czy strategos. Dopóki nie uda się do tych słówek przyzwyczaić, dopóty czytać się będzie opornie.

W "Lodzie" nagminnie pojawia się np. słowo "tłómaczyć". Kiedy trafia się na nie po raz pierwszy, wydaje się, że to zwyczajny chochlik drukarski. Gdy jednak widzi się je w każdym kolejnym rozdziale, wewnętrzny gramatyczny/ortograficzny nazista nie daje spokoju, a po sprawdzeniu okazuje się, że do roku 1936 poprawne było "tłómaczyć" (akcja powieści dzieje się na początku XX wieku).

Kiedy główny bohater "Innych Pieśni" trafia do miejsca, w którym panuje kakomorfia (zniekształcenie) formy, nagle zaczyna mówić w sposób dziwaczny. Najpierw w tekście pojawiają się zabawnie brzmiące literówki, a potem wypowiedzi absolutnie bezsensowne czy nawet losowe ciągi znaków.

Jeżeli dodamy do tego wielokrotnie złożoną składnię – zdania czasami wydają się nie mieć końca – i w najróżniejszy, czasem bardzo dziwny sposób prowadzoną narrację, to każdy akapit staje się morderczą batalią, w której jedynym naszym orężem jest kubek herbaty. Główny bohater "Lodu" dochodzi w pewnym momencie do wniosku, że nie jest do końca pewien swojego istnienia, dlatego nie będzie wyrażał się w formach osobowych. Przestaje mówić "ja zrobiłem", a zaczyna "się zrobiło się".

Oprócz zawiłego języka, trudności w przebrnięciu przez niektóre fragmenty książek Dukaja może nastręczać także rozwlekłość jego narracji. Zwykła, prosta czynność, jaką jest leżenie w łóżku, może zająć jedną trzecią strony: "Pod pierzyną, pod trzema kocami i starym płaszczem gabardynowym, w barchanowych kalesonach i swetrze włóczkowym, w skarpetach naciągniętych na skarpety - tylko stopy wystawały spod pierzyny i koców - po kilkunastu godzinach snu nareszcie rozmrożony, zwinięty prawie w kulę, z głową wciśniętą pod poduchę w grubej obszewce, że i dźwięki docierały już miękkie, ogrzane, oblane w wosku, jak mrówki ugrzęzłe w żywicy, tak one przedzierały się w głąb powoli i z wielkim mozołem, przez sen i przez poduszkę, milimetr za milimetrem, słowo za słowem" ("Lód", rozdział I). Podróż pociągiem na Syberię zajmuje bohaterom kilkaset stron i w zasadzie sama mogłaby być materiałem na powieść.

Szerokie horyzonty

Dukaja zalicza się do autorów fantastyki z głównym nastawieniem na SF, jednak jego twórczości nie można jednoznacznie zakwalifikować do żadnego gatunku. Z recenzji na okładce "Innych Pieśni" dowiadujemy się, że książkę "można czytać na wiele sposobów: jako powieść przygodową, fantasy, science fiction albo traktat filozoficzny". W każdym z tych wypadków będzie to dzieło pełnowymiarowe.

Wszystkie skonstruowane przez Dukaja światy w dużej mierze różnią się od siebie, ale mają jedną cechę wspólną: są spójne logicznie. Jeżeli tematem jest arystotelesowska teoria składającej się z pięciu żywiołów materii i określającej ją formy, to możemy być pewni, że świat właśnie tak by wyglądał, gdyby Arystoteles miał rację.

Siła Dukaja

Głównym zarzutem krytyków wobec Dukaja i jego prozy jest zbytnia rozwlekłość formy. Zarzut ów częstokroć formułowany jest pod postacią zdania "Duka, duka i nie może wydukać". Według niektórych z nich powieści Dukaja obdarte z całej otoczki niepotrzebnych opisów, anegdot, dygresji i retardacji byłyby w zasadzie przeciętne. Równie dobrze można by stwierdzić, że mickiewiczowski "Pan Tadeusz" byłby marny, gdyby nie został napisany trzynastozgłoskowcem. Istotą twórczości autora jest właśnie ta pedantyczna dbałość o szczegóły, którą ze względu na uwielbienie fanów i krytykę przeciwników można nazwać perfekcyjną niedoskonałością.

Dukaj jest niczym majstrujący przy czasomierzu zegarmistrz, który zachwyca się każdą, nawet najmniejszą cząstką tego skomplikowanego mechanizmu, rozumie ideę jego działania i potrafi go opisać w taki sposób, że można usłyszeć jego tykanie. Zwyczajny człowiek zwróci uwagę jedynie na cyferblat i połyskujący skórzany pasek, ale dzięki Dukajowi pierwszy raz w życiu naprawdę zrozumie zegarek.

Jeśli ktoś szuka lekkiej lektury do obiadu lub przed snem, powinien sięgnąć po innego autora. Do Dukaja najlepiej podchodzić w pełni sił umysłowych, najlepiej uzbrojonym w kubek gorącej herbaty lub kawy i z brakiem poważniejszych zobowiązań.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj