Zanim zaczniemy dokładną analizę jego słów, przyjrzyjmy się postaci samego Pachtera. Bohater dzisiejszego tekstu jest znanym w branży analitykiem finansowo-rynkowym, aktualnie pracującym w firmie Wedbush Securities. Często w swoich analizach porusza tematy branży elektronicznej, odnosząc się zarówno do pojedynczych tytułów, franczyz, jak i całych firm. Pachterowi udało się już przewidzieć kilka rzeczy, w tym Xbox One bez Kinecta (choć to raczej było oczywiste), czy też ogromny sukces Titanfall. W innych zaś się mylił, nieraz dość mocno (nowe Elder Scrolls w tym roku czy Call of Duty: Advanced Warfare gromiące konkurencję). Moim zdaniem jego najnowsza przepowiednia powstała po wypowiedzi Shawna Laydena, prezesa PlayStation America, raczej nie ma racji bytu. Dlaczego? Wpierw przyjrzyjmy się jego słowom.
Naprawdę lubię Shawna i nie uważam, że próbuje kogokolwiek omamić. PlayStation 4 Pro jest znacznie lepsze, z perspektywy technicznej, niż podstawowy model, myślę więc, że jest to pół kroku w stronę PlayStation 5. Myślę, że PS5 będzie też tylko połowicznym krokiem. Tak więc uważam, że jest szczery, bo razem będzie to cały krok ku nowej generacji. Ile szybsze może być PS5? Na pewno będzie wspierać 4K, może nawet 240 klatek na sekundę. Czy będzie kompatybilne z PS4 Pro? Myślę, że tak, myślę że zbudują konsolę ze wsteczną kompatybilnością. To będzie, jak podkreślam, jednocześnie pół kroku względem Pro i kompletnie nowa generacja. Nie będzie to konsola roku 2018, raczej 2019-2020, choć obstawiałbym że 2019. Sony prawdopodobnie próbuje skoordynować wypuszczenie nowej konsoli z momentem kiedy telewizory 4K będą stanowić 50% rynku w USA i 35% w reszcie świata. Wydaje mi się, że Sony już teraz wygrało następną generację konsol. Wiedzą dokładnie, co robić.

Udawane 4K

Nie można odmówić Pachterowi racji przy stwierdzeniu, że PlayStation 4 Pro jest półkrokiem w stronę następnej generacji. Powiedziałbym, że to wręcz półkroczek, bo (choć rzeczywiście mocniejsza od swojej poprzedniczki) Pro nie otwiera drzwi do gier 4K, a ledwo je uchyla. Gier pracujących w natywnej rozdzielczości 3840 × 2160 jest jak na lekarstwo, a tych chodzących w 60 klatkach na sekundę jeszcze mniej. Większość z nich to tak naprawdę przeskalowane Full HD bądź Quad HD (2560×1440, zwane też 2.5K). Co prawda wygląda to ładnie na odpowiednich wyświetlaczach, ale z prawdziwym Ultra HD ma niewiele wspólnego. Mało zaś która gra, posiadająca natywne 4K, działa w 60 klatkach, a co dopiero w domniemanych 240. Skąd w ogóle ta liczba? Ano stąd 240 Hz to częstotliwość odświeżania nowych telewizorów 4K. Ma to o tyle wspólnego z klatkami na sekundę, że odświeżanie limituje widoczne FPS-y w skali 1:1. Stąd też m.in. mit, że ludzkie oko nie widzi powyżej 60 klatek. Po prostu, gdy puścimy ich nawet 120 na monitorze, którego odświeżanie wynosi 60 Hz, to i tak w ciągu sekundy zobaczymy ich właśnie 60. A teraz przypatrzmy się cyklowi życia kart graficznych. Jest to około roku - półtora w przypadku ATI i półtora - dwóch jeśli mówimy o Nvidii. Z tym, że w tym pierwszym przypadku znaczne różnice w wydajności występują tak naprawdę dopiero co 2 - 3 generacje. Przykładem tego jest raptem 5% wzrostu między modelami RX 480 i RX 580. Skupiam się na kartach Radeon z tego prostego względu, że to one właśnie napędzają maszynkę Sony. Oczywiście są to modele niereferencyjne i występują znaczne różnice między wersjami konsolowymi i PC. Niemniej jednak proces badawczy i wykonawczy pozostaje właściwie bez zmian, jeśli chodzi o czas trwania, a biorąc pod uwagę że najnowsze GPU obu potentatów pojawiły się w zeszłym roku, nie należy się spodziewać, że za 2 lata pokażą się karty zdolne osiągać to, o czym Pachter mówi. Oczywiście mowa tutaj o pojedynczych układach, na które stać zwykłego śmiertelnika. Bo owszem takie wyniki dałoby się pewnie wykręcić już teraz, odpowiednią kombinacją CPU i GPU, ale koszt takiej maszyny szedłby w dziesiątki tysięcy, a to przeczy idei konsol.

Kompatybilność wsteczna

Na podniesienie ceny konsoli Sony pozwoliło sobie raz, w przypadku PlayStation 3. I wszyscy wiemy, jak to się dla nich skończyło na dłuższą metę. Tak samo japoński gigant pokusił się o kompatybilność wsteczną raptem półtora raza. Mowa tu o tym, że o ile PS2 bez problemu odtwarzało gry z PSX, o tyle jedynie pierwsza i druga generacja PlayStation 3 (mowa tu konkretnie o czterech modelach, z których tylko jeden dotarł do Europy) posiadała sprzętową (gen. 1) i częściowo programową (gen. 2) możliwość uruchamiania tytułów z PS2. Czemu z tego zrezygnowano? Ponoć dlatego, że z badań wynikało, że ponad 80% użytkowników w ogóle nie było zainteresowanych graniem w tytułu z poprzedniej generacji, przynajmniej w wersji fizycznej. To samo zapewne przyświecało Japończykom przy okazji PS4, tutaj jednak dodali oni usługę PlayStation Now, pozwalającą na streamowanie gier ze starszych modeli, nie będące jednak jeszcze wszędzie dostępne, również u nas w Polsce. Mimo tego posunięcia Sony udało się zdominować na długo rynek, wyprzedzając konkurencję, więc jaki interes mieliby w tym, żeby teraz nagle w następnym modelu wprowadzić kompatybilność? Rynek udowodnił im, że nie muszą. Zwłaszcza że takie wsteczne działanie, na poziomie sprzętowym, to kwestia skomplikowanych modyfikacji architektury, które też podnoszą koszta sprzętu. Nawet Xbox, który tak chwali się swoją usługą i możliwością grania w gry z X360 na XOne, po pierwsze nie ma dostępnej całej biblioteki gier, po drugie zaś, polega to na tym, że po włożeniu płyty do czytnika i tak musisz pobrać ten tytuł w całości na dysk. Dodatkowo Pachter wspomina o kompatybilności konkretnie z modelem PS4 Pro, co pozbawione jest sensu już zupełnie. Przecież wszystkie tytuły wychodzące na tę konsolę, wychodzą też na podstawowy model. Nie wiem kompletnie, z czego wynikały jego słowa.
Fot. Sony

Krąg życia

Na koniec została nam kwestia daty. Tutaj akurat mam wrażenie, że portale rzuciły się na informację Pachtera w sposób wybiórczy. Wiele nagłówków sugerowało, że przepowiedział on PlayStation 5 na rok 2019, podczas gdy z jego słów wyraźnie wynika, ze celuje on w lata 2019-2020 PODEJRZEWAJĄC jednak datę wcześniejszą. Miałoby to sens z punktu widzenia żywotności poprzedniej generacji, gdyby nie dwie rzeczy, a mianowicie PlayStation 4 Pro i PlayStation VR. PlayStation 3 zadebiutowało, zależnie od regionu, między 2006 a 2007 rokiem, a zakończyła swój żywot pod koniec 2013, w momencie wejścia swojej następczyni. Daje nam to, biorąc pod uwagę skrajną datę początku, 7 lat życia. Jest to tyle, ile przewiduje Pachter, +/- kilka miesięcy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że PS3 nie posiadała żadnych modeli pośrednich, aż tak różniących się wnętrzem. Oczywiście, PS4 Pro nazywane jest 4.5, ale czy to naprawdę jest połówka? Raczej 1/3 i to dość eksperymentalna, tak samo zresztą jak system VR, który wraz z Pro zadebiutował ledwo w zeszłym roku. Wirtualna rzeczywistość od Sony to prototyp, ciągle rozwijany, do którego dodawane są nowe elementy (PlayStation VR Aim Controller), a gry, które się ukazują, dopiero zaczynają wchodzić na strefy ambitnego gamingu. Co prawda dzieje się to wszystko dość dynamicznie, ale potrwa trochę więcej niż te 2-3 lata. Szczerze wątpię, by Sony zdecydowało się wypuścić PlayStation 5 bez pewności co do tego, jak rozwinie się ich system VR i 4K. A to wymaga badań i planowania. I choć zgodzę się z Michaelem, że Japończycy doskonale wiedzą, co mają robić, to wątpię, by byli w stanie to złożyć do kupy i pokazać światu przed jesienią roku 2020. Jedynym, w mojej opinii, scenariuszem, w jakim słowa Pachtera mogłyby się sprawdzić, jest ten, w którym, idąc za ciosem, producenci konsol przenoszą się z pełnych generacji na małe kroczki jak PS4 Pro i Xbox One X. Czas pokaże, ale mam duże wątpliwości co do takiego obrotu spraw.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj