Pożar w Burdelu i stacja TVN dość pogardliwie potraktowali gusta Polaków uwielbiających bawić się przy mocno inspirowanej zagranicznymi artystami muzyce Zenka Martyniuka i serialowej Koronie Królów, która dla wielu ma w sobie więcej wdzięku niż amerykańskie twory z Grą o Tron na czele. To nie jest samo w sobie powodem do piętnowania, bo łamanie konwenansów i dotykanie tabu może być wartościowe, tak samo jak inteligentna satyra. Problem jednak w tym, że wyemitowany w ubiegły poniedziałek program TVN-u przypominał jedynie kolejne żenujące kabaretowe widowisko. Grupa artystów z Pożaru w Burdelu przed swoim debiutem w telewizji cieszyła się sporym zainteresowaniem wśród warszawskiej widowni. Bilety na ich spektakle w teatrze schodziły szybciej niż parasolki w deszczowy dzień. Jednak poniedziałkowy wieczór odarł ich z elitarności i sprowadził do poziomu piwnicy, w której po raz setny występuje jasnowłosy transwestyta nazywający się "krejzolką". Zamiast zatem w dalszym ciągu słynąć z komentowania rzeczywistości, szersza publika zapamięta ich jako autorów nowej nazwy dla poczynań stacji Edwarda Miszczaka... Pożar w Burdelu. Zawsze przykro patrzeć, kiedy szanowana i lubiana osobistość lub - jak w tym przypadku grupa artystów - po debiucie na małym ekranie nie tylko zaprzepaszcza swój dorobek, ale odbiera sobie także pogłos i możliwość komentowania otaczającej nas rzeczywistości. Mocne wejście w komercyjny światek nie zawsze się opłaca i trudno jest uwierzyć, że tak doświadczeni artyści nie byli tego świadomi. W ich przypadku nie powinno się raczej mówić o ofiarach małego ekranu, bo oczywistym się wydaje, że stacja zaingeruje w ich "autorski" pomysł. Finalny produkt zostanie ucięty, a niecenzuralne słowa wypikane. Artyści i stacja TVN-u pogrążyli się bardziej spektakularnie niż najazd na bramkę przeciwnika Ryszarda Kalisza w pamiętnym meczu pomiędzy dziennikarzami stacji a politykami. Nie tylko dlatego, że nieumiejętnie przenieśli format z teatru do telewizji, ale także dlatego, że nie zrobiono nic, aby ten stan rzeczy odmienić. Pojawiające się po programie komentarze nie zostawiały wątpliwości, że show nie trafiło w gusta Polaków. W zaprezentowanym przez TVN widowisku brakuje w zasadzie wszystkiego, czego wymagamy od inteligentnej satyry, nawet tej brutalnej i nieprzebierającej w słowach. Dowcipy wypowiadane przez aktorów show są albo nieśmieszne, albo żenujące i trudne do strawienia. Najbardziej boli jednak, że ktoś próbował wbijać gwoździe trzonkiem od młotka, bo nie wierzę, że tego typu humor jest w stanie kogoś szczerze rozbawić. Topornie i łopatologicznie prowadzona narracja wygląda jak obelga skierowana do polskiego widza. W ostatnim czasie przykładem udanej satyry stało się Ucho Prezesa, nie tylko dlatego, że brakuje mu konkurencji, ale ze względu na uczciwe podejście do gustów polskiego społeczeństwa. Przez półtoragodzinny program raczeni byliśmy krótkimi i bardzo chaotycznymi występami. Gdybyśmy siedzieli na widowni i widzieli całą otoczkę na własne oczy, odbiór tego widowiska byłby inny, ale w telewizji nie robiło to żadnego wrażenia. Scenografia i kostiumy może nawet mogłyby zaimponować, a rozmach byłby widoczny, ale mały ekran nie jest w stanie nam tego uwypuklić. Tytułowa Fabryka Patriotów prowadzona przez burdeltatę mogłaby zaintrygować swoimi rozmiarami, licznymi postaciami pojawiającymi się na scenie i ładnymi kostiumami, ale szklana szyba całkowicie stopuje wszelkie estetyczne wrażenia. Naśmiewanie się z prostytutek, aborcji i feministek jest kwestią wrażliwości, a telewizja powinna realizować swoje założenia i trafiać do różnych odbiorców. Nie ma zatem nic złego w przełamywaniu konwencji i przekraczaniu granic, ale pod warunkiem, że jeśli całość ma bawić, to bawi. Tym bardziej trudno sobie wyobrazić tak długi program satyryczny, który nie rozbawił ani razu. Nasuwa się zatem pytanie, czy naprawdę każdą sceniczną formułę trzeba przenosić na ekrany telewizorów? Karolina Korwin-Piotrowska, komentując widowisko TVN-u, zwróciła uwagę na to, że Polacy nie byli gotowi na tego typu program, ponieważ od 20 lat rozkoszują się w kabaretach. Można się zgodzić z takim postawieniem sprawy, bo taki sam los w Polsce spotkał roasty - gdy te były realizowane przez Stand-Up Polska i wrzucane jedynie na YouTube, nie wzbudzały tak negatywnych komentarzy. Tym bardziej, że roast w Polsce rozwinął się w kontrze do ugrzecznionych i rutyniarskich kabaretów. Próżno jednak szukać osób, które porzuciły popularne skecze naszych kabareciarzy i z utęsknieniem czekają na kolejne roasty gwiazd i celebrytów. Nie jest to tylko kwestia przyzwyczajeń, na co nie zwróciła uwagi Pani Korwin-Piotrowska, bo przede wszystkim kluczowa jest tutaj jakość programów, takich jak Pożar w Burdelu, roasty i inne Studia YaYo. Ostatnio pojawił się jeszcze program SNL Polska, który momentami mogłoby uścisnąć sobie rękę z władzami TVN pod względem prezentowanej żenady, ale jednak internetowe spektakle serwowane przez platformę streamingową są w stanie obronić się nie tylko prezentowanym humorem, ale także komentowaniem codzienności. Twórcy tego programu nie grzeszą nowatorstwem i genialnymi skeczami, ale są świadomi realizowanego przez siebie formatu i tym samym są w stanie trafić do odbiorców. Przenoszenie teatru do telewizji jest sztuką, która wymaga czegoś więcej niż bycia szokującym dla samego szokowania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj