"Game of Thrones" jest inna od większości seriali. Chodzi o rozmach – mało którą produkcję telewizyjną kręci się w kilku rozrzuconych po globie lokalizacjach, mało która ma tak olbrzymią obsadę i wymaga tak wielu zróżnicowanych scenografii. W efekcie zorganizowany w Londynie tak zwany press junket, czyli seria wywiadów z dziennikarzami z całego świata, to dla sporej części obsady jedna z nielicznych okazji, by spotkać kolegów i koleżanki, którzy grają w tym samym serialu, ale zazwyczaj przebywają w miejscach oddalonych o co najmniej kilkaset kilometrów. Rzecz jasna rodzą się przez to podziały, niemal jak w samym Westeros, na tych, którzy większość czasu spędzają w chłodniejszej, północnej części Europy, i tych, którzy kręcili w Chorwacji, na Malcie czy w Hiszpanii. Zapytany o różnicę między tymi dwoma „obozami” Liam Cunningham, odtwórca roli sir Davosa, myśli chwilę, po czym wyrzuca gwałtownie: „Oni tam mają plaże!”. Czuć w tym pewną nutkę zazdrości. Co nie dziwi, gdy posłucha się choćby Jessiki Henwick i Rosabel Laurenti Sellers, które dołączyły do "Game of Thrones" w 5. sezonie, by wcielić się w córki księcia Oberyna, tak zwane Żmijowe Bękarcice. Podczas gdy Kit Harington (Jon Snow) opisuje, że w trakcie kręcenia scen na Islandii we włosach tworzyły mu się sople lodu, dwie wesołe dziewczyny wspominają „ucieczki” między kolejnymi scenami, w trakcie których zwiedzały pałac Alkazar w Sewilli, zamknięty na ten czas dla turystów. Może dlatego też, przez ten nadmiar słońca, atmosfera na południowych planach serialu określana jest mianem bardziej luźnej.
Nymeria Sand / Źródło: HBO
  Choć wpływ na to ma także fakt, że ekipy zlokalizowane choćby w Belfaście zazwyczaj są ze sobą od dłuższego czasu. Sophie Turner, czyli Sansa Stark, twierdzi, że wytworzyły się nawet jakby podziały na rody: „Michelle [Fairley, serialowa Catelyn Stark – przyp. red.] była dla nas wszystkich jak matka, byłam blisko z całym moim Starkowym rodzeństwem, zwłaszcza z Maisie Williams. Lannisterowie też trzymali się razem: Lena [Headey] była blisko z Jackiem [Gleesonem], a Jack z kolei spędzał także dużo czasu z Peterem [Dinklage’em]”. Zażyłość widać także w relacji Cunninghama z Carice Van Houten, Melisandre, z którą spędza dużo czasu na planie i ewidentnie wspólnie z nią świetnie bawi się również podczas wywiadów – żartom i wzajemnemu podśmiechiwaniu się z siebie nie było końca. Specyfika kręcenia "Game of Thrones" ma jednak swoje plusy. Praktycznie wszyscy podkreślają, że dzięki temu, mimo iż tworzą ten serial, mogą być również fanami, bo ich rola to ledwie wyrywek większej całości. Część aktorów nie wytrzymuje i jak tylko dostają oni scenariusze kolejnych odcinków, ślą do siebie nawzajem esemesy "Mam! Już jest!", po czym zagłębiają się w lekturę. Inni jednak czytają tylko swoje fragmenty i potem cieszą się z tego, że są zaskakiwani. Dokładnie z tego powodu wielu członków obsady nie jest na bieżąco z powieściami George’a R.R. Martina – gdy dostawali role, rzucali się na wszystkie dostępne materiały i nadrabiali książki, teraz jednak wolą nie wiedzieć, co będzie w przyszłości. John Bradley, odtwórca roli Sama, stwierdził: „Jeżeli scenarzyści postanowią mnie uśmiercić, chyba przynajmniej mnie o tym uprzedzą, prawda?”. Carice Van Houten, która należy do grupy nieczytających całych scenariuszy, twierdzi, że gdy je dostaje, interesują ją dwie rzeczy: czy przeżyje i czy będzie musiała się rozbierać. Czytaj również: „Gra o tron” – dublerka Emilii Clarke dostanie rolę w serialu? Niezależnie od lokacji jednak bycie członkiem obsady "Game of Thrones" to wyjątkowo ciężka praca. Kit Harington zdradził, że były okresy, gdy zaczynał pracę o 4:30 rano, a wolne miał o 22:00. Dołączający do ekipy w tym sezonie Deobia Oparei, który wcieli się w Areo Hotaha, czyli ochroniarza i doradcę księcia Dorana z Dorn, mówi zaś, że nowi nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową. Która zresztą nie obowiązuje także w przypadku młodych kobiet i nastoletnich dziewczyn: do ról Żmijowych Bękarcic Henwick i Sellers przygotowywały się miesiącami – pierwsza opanowując technikę walki biczem, a druga dwoma sztyletami. Ze śmiechem opowiadały o ranach ciętych zadawanych sobie nawzajem w czasie treningów, Sellers ma na plecach nawet małą bliznę po uderzeniu biczem. Choć akurat Henwick najgroźniejsza podobno była dla samej siebie, regularnie okładając się swoją bronią po twarzy.
Theon Greyjoy / Źródło: HBO
  Na planie panuje jednak generalnie wesoła atmosfera. Żartuje się nawet ze śmierci, w czym przodują scenarzyści "Game of Thrones", David Benioff i D.B. Weiss – wiedząc, że każdy z aktorów z drżeniem wyczekuje informacji o losie swojego bohatera, potrafią posunąć się do przygotowania lipnych scenariuszy, w których uśmiercają kolejne postacie. Ponoć potraktowani tak zostali między innymi Peter Dinklage i Kit Harington, choć najlepiej wyszedł numer, który twórcy serialu wycięli Alfiemu Allenowi. Ekranowy Theon Greyjoy otrzymał opis sceny, w której ginie z rąk kalekiego Brana Starka, który dźga go w serce, szarżując na plecach Hodora. Pogodzony ze swoim losem, wybrał się na wcześniej zaplanowany kilkutygodniowy urlop. Po upływie kilkunastu dni John Bradley zapytał Weissa i Benioffa, czy powiedzieli Allenowi, że to wszystko ściema i Theon będzie żył. Oni na to, że jeszcze nie. Bradley zaapelował więc do ich sumienia, tłumacząc, że biedny Alfie może teraz siedzieć w jakimś rowie, rwąc sobie z głowy resztki włosów. Zadzwonili więc. Allen był wtedy na plaży, w sumie zadowolony, bo wprawdzie mieli go uśmiercić, ale w fajnej scenie, więc nie miał żalu. I dokładnie to powiedział scenarzystom. Ci postanowili wtedy brnąć w kawał: zapytali go, czy chciałby powrócić jako wskrzeszone zombie. Allen powiedział, że jasne. Dodali jednak, że zombie nic by nie mówiło. Allen się zgodził. Wspomnieli też, że cały czas chodziłby goły. W tym momencie aktor domyślił się, że ktoś go wkręca. Czytaj również: HBO ostrzega wszystkich ściągających wyciek serialu „Gra o tron” Liam Cunningham zdradził, że właśnie zastawiane są sidła na kolejna ofiarę, nie chciał jednak podać nazwiska nieszczęśnika bądź nieszczęśniczki. Obsada drży więc podwójnie: czekając na nową powieść Martina (Emilia Clarke, czyli Daenerys, deklaruje, że kupi od razu i będzie kartkować w poszukiwaniu informacji o swojej bohaterce), a także na scenariusze Weissa i Benioffa. To drugie tym bardziej, że w kolejnych sezonach serial powoli zaczyna wyprzedzać książki i skończy się pewność tych z aktorów, którzy przeczytali je i mogli czuć się bezpiecznie. W końcu, jak mawiają mieszkańcy jednego z zakątków Westeros: „Wszyscy muszą umrzeć”. Z części wcześniej jednak twórcy "Game of Thrones" srogo sobie pożartują.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj