Mam Nintendo Switch od premiery. I choć różnice technologiczne w porównaniu z konkurencją są teraz jeszcze wyraźniejsze niż w 2017 roku, to nadal spędzam przy tej konsoli dużo czasu. Główne powody są dwa: świetne gry na wyłączność oraz możliwość zabawy w dowolnym miejscu. W tym drugim nieco przeszkadzają jednak Joy-Cony. Choć zawierają one wszystkie niezbędne przyciski, to nie da się ukryć, że nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie. Są one niewielkie i płaskie, a przez to niektórzy użytkownicy (zwłaszcza ci o większych dłoniach) mogą odczuwać dyskomfort przy dłuższych sesjach. Powszechnym problemem jest też "dryfowanie" gałek analogowych, które potrafi podnieść ciśnienie. Na szczęście na rynku dostępne są całkiem ciekawe alternatywy, takie jak kontroler QRD Stellar T5, który miałem okazję przetestować.  Stellar T5 na papierze brzmi imponująco. W opisie producent wspomina między innymi o analogach z efektem Halla, którym dryfowanie niestraszne, przyciskach z mechanicznymi przełącznikami oraz oświetleniem, którego barwę i natężenie możemy ustawiać według własnych preferencji. I choć wszystko to faktycznie udało się dostarczyć, to zdecydowanie nie jest to produkt idealny.
fot. naEKRANIE.pl
W niepozornym i bardzo minimalistycznym pudełku, które pasowałoby do sprzętu kilkukrotnie tańszego (QRD Stellar T5 kosztuje dość sporo – 58,99$, czyli około 230 zł), znajdziemy sam kontroler, ramkę pozwalającą na używanie go bez podpinania do Switcha, wymienny d-pad (do wyboru standardowy krzyżak i ośmiokierunkowy krzyżak wpisany w koło), kabel USB-C do ładowania oraz instrukcję (krótką i raczej zbędną, bo sprzęt działa na zasadzie plug&play, a korzystanie z niego jest intuicyjne – może poza zmianą oświetlenia). Pierwsze wrażenie po wyjęciu kontrolera z opakowania jest raczej umiarkowanie pozytywne. Jest on lekki i sprawia wrażenie bardzo kruchego, delikatnego. Nauczony doświadczeniem (podobnie wypadał na przykład Hori Split Pad Pro) wiedziałem jednak, że nie należy się tym sugerować. I rzeczywiście, po wsunięciu obu części pada w szyny konsoli jest zdecydowanie lepiej. Niska waga nie jest tak odczuwalna, bo centralna część dobrze wszystko równoważy i całość bardzo dobrze leży w dłoniach.  Za komfort odpowiada inna niż w przypadku Joy-Conów konstrukcja. QRD Stellar T5 jest większy i szerszy. Poza tym nie jest płaski. Trzyma się go podobnie jak kontrolery z PS5 czy Xboksa, a palce naturalnie układają się na gałkach analogowych i najważniejszych przyciskach. To duży plus, szczególnie w zestawieniu z Nitro Deckiem, w którym umiejscowienie prawego analoga jest dość... niefortunne. Tył zaś pokryto cienką antypoślizgową warstwą gumy. Wszystko to sprawia, że nawet dłuższa zabawa jest wygodna i nie powoduje dyskomfortu czy bólu, o czym sam miałem okazję przekonać się podczas przechodzenia Princess Peach: Showtime! na dwóch lub trzech posiedzeniach. 
fot. naEKRANIE.pl
Przyciski są przy tym zauważalnie większe niż w Joy-Conach, porównywalne z tymi w pełnowymiarowych padach. Mechaniczne przełączniki działają dobrze, choć do wydawanych przez nie dźwięków (przypominających "klikanie" myszy) trzeba się przyzwyczaić. Podobnie zresztą jak do faktu, że spusty i bumpery chodzą bardzo lekko. Początkowo miałem z tym trochę problemów, bo przyzwyczaiłem się do tego, że moje palce wskazujące trzymam właśnie w ich okolicy – niejednokrotnie zdarzyło mi się przypadkiem je wcisnąć. Z czasem do tego przywykłem, a błędy zdarzają mi się sporadycznie.  Choć QRD Stellar T5 oferuje sporo – w tym żyroskop (nieoceniony w Splatoonie czy przy celowaniu z łuku w The Legend of Zelda: Breath of the Wild i Tears of the Kingdom) czy możliwość wybudzania konsoli, co nie jest regułą w takich sprzętach – to pewnych funkcji znanych z Joy-Conów jednak zabrakło. Nie ma więc HD Rumble. Zamiast tego dostajemy "tylko" klasyczne wibracje, choć z pięcioma dostępnymi opcjami intensywności. Nie uświadczymy również czytnika NFC, tak więc nie zeskanujecie swoich figurek Amiibo. Producent zadbał natomiast o kilka dodatków, których nie ma w oficjalnych kontrolerach. Mamy więc opcję Turbo oraz dwa dodatkowe przyciski z tyłu. Ciekawym dodatkiem, choć raczej z kategorii "bajerów", jest też oświetlenie z kilkoma barwami i opcjami natężenia do wyboru. Czy to się do czegokolwiek przydaje? Cóż, raczej nie, chyba że ktoś chce podciągnąć to pod ułatwienie grania w ciemności. Nie da się jednak ukryć, że wygląda to efektownie, szczególnie w połączeniu z półprzezroczystą, "przydymioną" obudową. 
fot. QRD
+2 więcej
Największym mankamentem produktu stworzonego przez QRD jest szyna, którą można wykorzystać, by uzyskać "samodzielny" kontroler. Niestety, ale rozwiązanie to nie jest idealne. Szyna jest plastikowa, a przy tym wydaje się zbyt mała, co skutkuje sporymi luzami i obie połówki delikatnie poruszają się w dłoniach. Nie jest to może coś, co szczególnie przeszkadza. Może i sensownych alternatyw Joy-Conów nie ma zbyt wielu, ale już zwykłych, pełnowymiarowych padów znajdziemy całą masę – i lepiej sprawdzą się one w przypadku grania na ekranie telewizora czy monitora.  QRD Stellar T5 nie jest pozbawiony wad, ale z czterech kontrolerów dołączanych do Switcha, jakie znajdują się w mojej szufladzie (oryginalne Joy-Cony, Hori Split Pad Pro i Nitro Deck), to właśnie ten sprzęt jest najbardziej komfortowy – przynajmniej jeśli chodzi o zabawę w trybie handheld. Jeżeli najczęściej gracie w ten sposób, konsolę do telewizora podłączacie jedynie sporadycznie, a przy tym nie przeszkadza Wam cena jedynie nieznacznie niższa od Joy-Conów od Nintendo, to jest to opcja warta rozważenia. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj