Zgaduję, że przeżyliście to przynajmniej raz w życiu. Mało tego, daję głowę, że jeśli macie słabość do książek, to przytrafia się Wam to znacznie częściej, niż byście chcieli. Niestety z książkami tak to już bywa. Im lepiej się czyta, tym szybciej się kończy. A co się dzieje, jak się skończy? Po przeczytaniu „najlepszej książki na świecie”, żadna kolejna nie wydaje się być aż tak pociągająca. Ogarnia Was czarna rozpacz i beznadzieja, bo wybór kolejnej lektury okazuje się być ponad Wasze siły. Dziś zaproponuję Wam proste wyjście z tej sytuacji. Jeśli następnym razem nie będziecie wiedzieli, co wybrać, to powinniście wybrać w ciemno. Wiadomo, książki po okładce się nie ocenia. Bywa, że wyjątkowo szkaradna oprawa graficzna zdobi dzieło na naprawdę wysokim poziomie. Ale też równie często jest zupełnie odwrotnie i niestety okładka okazuje się być najlepszą częścią książki. Teoretycznie wszyscy się z tym zgodzimy, ale w praktyce wygląda to już nieco inaczej. Osobiście nie znam osoby, która nigdy w życiu nie kupiła ani jednej książki ze względów estetycznych. Tak naprawdę lubimy ładne książki, a okładka bardzo często jest pierwszym elementem, który budzi nasze zainteresowanie. Nie ma w tym nic złego. Nie po to graficy pocą się nad swoimi projektami, żebyśmy mieli je pomijać. Moim zdaniem okładka bardzo dużo mówi o książce, a już na pewno bardzo dużo podpowiada naszym oczekiwaniom. Fani romansów oczekują na okładkach splecionych w uścisku par, a fani fantastyki mrocznych stworów. Wyobraźmy sobie jakie zamieszanie wprowadziłaby zamiana tych schematów! Świat literatury stanąłby na głowie, a poziom czytelnictwa znów skurczyłby się o kilka procent. To jednak nie wszystko. Okładka to też pokarm dla nieco bardziej szczegółowych oczekiwań. Kolory, postacie, czcionka podpowiadają nam, czy historia będzie dynamiczna, czy raczej monotonna, czy mamy się nastawić na wątki mrożące krew w żyłach, czy może przygotować się na leciutki chillout. I najważniejsze – sugerują, że ta konkretna książka, którą wypatrzyliśmy na sklepowej półce, przypadnie nam do gustu, spodoba się nam tak, że oszalejemy na jej punkcie. Te oczekiwania są najbardziej niebezpieczne, zwłaszcza gdy poprzeczka zawieszona przez waszą ostatnią, „najlepszą na świecie książkę”, jest prawie niemożliwa do przeskoczenia. Gdy wchodzę do księgarni, często wyobrażam sobie, że to pokój pełen nieznajomych. Każda książka to jakaś osoba (w końcu ludzi też da się oceniać po okładce). Część z nich od razu wzbudza moje zaufanie – dziewczyna w okularach schowana za kubkiem herbaty, czarodziej z długą, białą brodą, rycerz walczący za honor swej królowej. Od innych wolę się trzymać z daleka – mamuśka po trzydziestce, wiecznie młody celebryta, stara panna, które ma fioła na punkcie kotów. Jest tam mnóstwo ludzi, a każdy jedyny i w swoim rodzaju. Gdybym nie oceniała książek po okładce, nie miałabym oporów, żeby poznać ich wszystkich. A tak obracam się wciąż w tym samym towarzystwie. Wybór w ciemno wepchnie was w ramiona nieznajomych i pozwoli odciąć się od oczekiwań. No dobrze, ale o co tak właściwie chodzi z tym wyborem? Oczywiście nie zamierzam nakłaniać was, żebyście zamykali oczy, łapali pierwszą z brzegu książkę i biegli z nią do kasy (chociaż z drugiej strony, jest to jakiś pomysł). Zamierzam za to przekonać was, że „ Randka w ciemno z książką” - ciekawy trend, który niedawno pojawił się w Polsce, to najlepsza opcja dla tych, dla których wybór kolejnej lektury to nie lada problem. „Randka w ciemno z książką” obecnie jest domeną polskich bibliotek, które w ten sposób chcą promować czytelnictwo. Pomysł jest banalnie prosty – owijamy książkę w szary papier i dołączamy do niej zazwyczaj krótki opis lub cytat. Decydując się na taką randkę nie mamy pewności, co nas czeka w środku. Dostajemy jedynie dość zdawkowe wskazówki. Nie znamy tytułu ani autora. I co ważne, nie kierujemy się okładką. Na ten trend na Zachodzie można się natknąć w wielu księgarniach, a i u nas pojawia się coraz więcej ciekawych inicjatyw opartych na tym pomyśle. Dlaczego moim zdaniem to najlepsza opcja dla tych, którzy nie widzą jak zaspokoić swój książkowy głód? „Randka w ciemno” obnaża siłę naszych oczekiwań. Choćby i opis książki zapisany na szarym papierze był dokładną kopią tego z tyłu okładki, to i tak magicznym sposobem wcale nie będziemy spodziewać się cudów. To działa trochę na zasadzie – trafi się coś fajnego – super, nie trafi – żadna strata. Tymczasem, kiedy z okładek przywołują nas zapewnienia „najlepsza książka roku”, „światowy fenomen” czy „historia, od której nie będziesz się mógł oderwać”, to mamy prawo mieć nadzieję, że jest w tym choć odrobina prawdy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj