Sam Henry J. Worthington przyszedł na świat 2 sierpnia 1976 r. w Godalming w Anglii. W wieku 17 lat porzucił szkołę i wraz z rodziną przeniósł się do Perth w zachodniej Australii. Tam przez jakiś czas pracował dorywczo. Miał nawet krótką karierę w budownictwie. Jednak nie trwało to długo, bowiem niebawem zdobył stypendium Curtin College of the Arts, po czym podjął studia aktorskie na National Institute of Dramatic Art w Sydney. Co ciekawe, nie udał się tam, bo tego chciał czy też dlatego, że takie było jego marzenie. Zrobił to, bo chciał okazać wsparcie swojej ówczesnej dziewczynie. Na całe szczęście dotrwał do końca i w 1998 r. ukończył studia. W wieku 22 lat mógł rozpocząć swoją wielką karierę.

Swoje występy rozpoczął na deskach Belvoir Street Theatre, gdzie zagrał swoją pierwszą profesjonalną rolę. I z miejsca zyskał uznanie krytyków za kreacje Arthura Wellsleya. Kolejnym etapem była praca w miejscowej telewizji. Sama można było ujrzeć w takich produkcjach jak „Water Rats” czy „Backburner”. Jednak to rok 2000 można uważać za rozpoczynający jego karierę aktorską. Wtedy to pierwszy raz pojawił się na małym ekranie, praktycznie na całym świecie. Otrzymał do zagrania rolę Dunsmore’a w znanym i lubianym serialu JAG stacji CBS i NBC. Ciekawostką jest, że wystąpił w zaledwie jedynym odcinku, ale za to jakim! Był to dokładnie 100 – jubileuszowy, czyli taki, który świadczy o wyjątkowości danej produkcji. Również w tym samym roku zadebiutował na dużym ekranie. Nie była to może jakaś wielka produkcja, ale od czegoś trzeba w końcu zacząć. Na szczęście Worthingtona, australijski film o tytule „Bootmen” został entuzjastycznie przyjęty przez widzów.

[image-browser playlist="605551" suggest=""]©2005 FOX8

Przez następne lata Sam zniknął z małego ekranu. Wystąpił w ośmiu filmach pełnometrażowych, lecz żaden z nich nie okazał się wielkim hitem. Dopiero rok 2004 przyniósł długo oczekiwany zwrot w jego karierze. Powrót do świata seriali był strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Najpierw dłuższy występ w „Love My Way”, gdzie grał Howarda Lighta, a później krótszy w „The Surgeon” zaowocował otrzymaniem roli Marcusa Wrighta w „Terminator: Ocalenie”. Za tę ostatnią,otrzymał pierwszą w swoim życiu nominację do Teen Choice Awards.

Jednak to był dopiero przedsmak tego, co przygotował dla niego los w 2007 r. Jest to niewątpliwie przełomowa data w jego karierze. Już od dłuższego czasu było wiadomo, że James Cameron kręci kolejny hit po „Titanicu”, a gdy ogłoszono, że „Avatar” będzie przełomowym w kinematografii filmem kręconym w 3D i z wielkim rozmachem, nie było wątpliwości, że to musi być prawdziwe dzieło! Szczęśliwym zrządzeniem losu główna rola Jake’a Sully’ego przypadła właśnie Samowi Worthingtonowi. Jednak nie było to takie proste i oczywiste jak mogło się wydawać. Sam nakręcił swoje nagranie wideo do castingu, kiedy przebywał w Australii i wysłał je, nie wiedząc nawet do jakiego filmu startuje. Później był telefon, że ma przylecieć do Los Angeles. I tak przez pół roku podróżował między kontynentami. Wynikało to z tego, że James Cameron był gorącym zwolennikiem Sama w roli głównej (sam go zresztą do niej wybrał), lecz tego zdania nie podzielało studio, które miało wyprodukować „Avatara”. Dopiero, gdy propozycję zagrania Jake’a Sully’ego odrzucili kolejno: Jake Gyllenhaal („Książę Persji: piaski czasu”; „Kod nieśmiertelności”) i Matt Damon („Władcy umysłów”; „Ultimatum Bourne’a”), angaż otrzymał Worthington. Film okazał się wielkim sukcesem, stając się według wielu widzów i krytyków najlepszym w historii kina, a aktor zdobył międzynarodową sławę. Za tę rolę otrzymał wiele nominacji jak i nagród, m.in. Saturny czy AFI. Od tego momentu był dużo częściej uwzględniany przy obsadzaniu głównych ról w innych filmach.

[image-browser playlist="605552" suggest=""]©2009 20th Century Fox

Mimo, że to rok 2009 okazał się dla niego przełomowy, to już w 2005 miał szansę na światową karierę. Wtedy to był brany pod uwagę do roli samego Jamesa Bonda w „Casino Royale”. Nawet sam reżyser Martin Cambell twierdził, że angaż dostanie on albo Henry Cavill (przyszły Superman). Jednak jak pamiętamy, ostatecznie to Daniel Craig zagrał postać agenta 007.

Po „Avatarze” kariera Sama nabrała rozpędu. Zagrał w wielu ciekawych produkcjach, z czego najbardziej znana to „Starcie tytanów” z 2010 roku. Również kolejne lata zapowiadają się dobrze dla aktora. Ma zapewniony występ w sequelach – najpierw: „Gniew tytanów”, potem oczywiście „Avatar” - odpowiednio numer 2 i 3.

[image-browser playlist="605553" suggest=""]©2010 Warner Bros. Pictures

Warto wspomnieć, że również nie rezygnuje z odgrywania ról wszelkiej maści. Jak mówi w wywiadach, chce się rozwijać. Jest gotów zagrać w dramacie, komedii romantycznej, horrorze, thrillerze itd. Każdemu gatunkowi filmowemu chce stawić czoła i pokazać, że jest aktorem światowego formatu, któremu nie powinno się przypinać łatki: to ten, co wystąpił w Avatarze. Poza aktorstwem pasją Sama jest surfowanie, natomiast jego ulubionymi wykonawcami muzycznymi są Xavier Rudd i Bernard Fanning. Nie każdy również wie, że ma problemy ze wzrokiem, a mimo to nie nosi okularów. Czytając wywiady z nim można dużo się dowiedzieć, ale w oczy rzuca się zupełnie się inny fakt. Nie jest to jeden z tych celebrytów, co się wywyższają. Jego wypowiedzi są szczere, luźne, nie waha się także użyć przekleństwa wyrażając swoje emocje, a to cechuje niewielu aktorów.

Sam nie tylko aktorstwem zarabia na życie. Podkładał także głos w grach. Chociażby do tak sławnego tytułu jak Call of Duty: Black Ops. Później natomiast występował w reklamie trzeciej odsłony tej gry.

Prywatnie nadal kawaler, który dopiero właśnie po filmie Jamesa Camerona kupił sobie dom. Przed tą rolą wszystkie swoje posiadłości sprzedał i przez pewien czas mieszkał w samochodzie. Jak często mówi, nieraz trudno oddzielić mu życie zawodowe od prywatnego. Nie zawsze jest łatwo na planie, ale to w tej pracy kocha. Zresztą określa się jako najszczęśliwszy człowiek na świecie, mogąc wykonywać ten, a nie inny zawód. A pomyśleć, co by się stało, gdyby nie okazał wsparcia swojej dziewczynie kilka lat temu.

[image-browser playlist="605554" suggest=""]©2009 Warner Bros. Pictures

Jak więc widać, często to przypadek i łut szczęście decyduje o ludzkim życiu. Sam miał go całkiem sporo. Najpierw przez przypadek trafił na studia aktorskie, a później otrzymał rolę w najbardziej kasowym filmie wszech czasów, a przecież nawet nie wiedział do jakiej produkcji wysyłał swoje zgłoszenie castingowe. Obecnie jest aktorem światowego formatu, który bez wątpienia może wybierać między różnymi propozycjami i tym samym spełniać się zawodowo. Wydaje się, że w najbliższych latach jeszcze nieraz usłyszymy nazwisko Sama Worthingtona i niekoniecznie przy premierze kolejnej części „Avatara”.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj