Uwaga, w artykule mogą znajdować się szczegóły dotyczące
początkowych odcinków pierwszego sezonu serialu.

Do tych najbardziej mrocznych i zagmatwanych, a najmniej zgłębionych powraca się z największą ochotą. Historia rodziny Borgia z pewnością nie tylko spełnia te kryteria, ale wręcz wybija się poza skalę.

Dla niewtajemniczonych - w okresie włoskiego renesansu rodzina Borgiów, nazywana przez wielu pierwszym rodem mafijnym, rozciągała swe wpływy na prawie całą Italię. Umacniała swą władzę poprzez liczne morderstwa i przekupstwa wysokich urzędników, wszyscy jej członkowie wdawali się w liczne romanse (których skutkiem była oczywiście plaga nieślubnych dzieci), zostali nawet posądzeni o kazirodztwo. Ich zła sława wypływała daleko poza granice Italii, sprawiając, że nazwisko Borgia szybko stało się synonimem zepsucia i niebezpieczeństwa. Okres największej świetności rodzina przeżywała w czasach pontyfikatu papieża Aleksandra VI (Rodriga Borgii) i właśnie o tych czasach ma opowiadać serial (pontyfikat trwał od 1492 do 1503 roku, akcja serialu rozpoczyna się wraz ze śmiercią Innocentego VIII i konklawe). Po tę historię sięgnął Mario Puzo w swojej ostatniej powieści "Rodzina Borgiów", luźną adaptacją był hiszpański film z 2006 roku pod tym samym tytułem. Nic dziwnego, że doczekaliśmy się także serialu, można się wręcz dziwić, że stało się to tak późno.

Od samego początku promocji serialu Rodzina Borgiów przedstawiana było jako następca Dynastii Tudorów - miało to przyciągnąć przed telewizory fanów opowieści o Henryku VIII. Ten sposób promocji na pewno się sprawdził, być może jednak zamknął do siebie drogę widzom nie śledzącym z zapartym tchem perypetii angielskiego monarchy. Chociaż obie produkcje dużo łączy, nie można ich odbierać w ten sam sposób. Nie będę ich więc porównywać - wystarczy powiedzieć, że spodoba się zarówno fanom Dynastii Tudorów, jak i tym, którzy serialu nie oglądali. Wiadomo jednak, że jeśli ktoś zupełnie nie toleruje seriali historycznych, nawet najlepsza taka produkcja nie jest w stanie go zainteresować - w tym przypadku nie jest inaczej.

[image-browser playlist="609070" suggest=""]

Ci, którzy obawiają się niekończących się dysput religijnych i filozoficznych, mogą odetchnąć z ulgą - póki co serial prawie nie zahacza o te tematy, czasem częstując nas jedynie kościelnymi ceremoniami. W Stolicy Apostolskiej przeważają rozmowy na temat spisków, pieniędzy i pięknych kobiet. Hasło promujące: "Sex. Power. Murder. Amen." dobrze odzwierciedla główne kierunki fabuły. Większość czasu zajmuje bohaterom knucie spisków mających zwiększyć zasięg ich władzy i przynieść dużo złota oraz wdawanie się w coraz to nowe romanse. Sceny erotyczne nie są jednak tak częste, czy przeciągane w nieskończoność, jakby się mogło wydawać, nie rażą też zbytnią dosadnością ani nadmiarem nagości. Podobnie jest z przemocą - jest jej dużo, jednak widz nie jest narażony na urocze widoki odciętych głów i wylewających się z brzucha wnętrzności. Nie można go jednak z pewnością nazwać ugrzecznionym - wszystko zachowane jest we właściwych proporcjach.

Serialowi warto przyjrzeć się bliżej choćby ze względu na jego stronę wizualną. Tutaj twórcy naprawdę wznieśli się na wyżyny - każda scena jest prawdziwą ucztą dla oka. Na te cotygodniowe pięćdziesiąt minut naprawdę przenosimy się do XV-wiecznego Rzymu, z jego wspaniałymi pejzażami i architekturą. Nastrojowe wnętrza doskonale wpasowują się w klimat opowieści. Najczęściej oświetlane tylko wątłym blaskiem świec, ponure w swym bogactwie, ciemne komnaty sprzyjają atmosferze spisku i intrygi. Stanowią doskonałe tło dla charakterów bohaterów, może nawet je odzwierciedlają? Na największe oklaski zasługują jednak kostiumy, będące dziełem nagrodzonej Oskarem za "Wiek niewinności" Gabrielli Pescucci. Każdy detal zbudowany z tą samą perfekcją po prostu zachwyca (przyznaję się - przez dobrą minutę przypatrywałam się wyszywanym butom papieża, a sukni ślubnej Lukrecji pięć razy dłużej). Każdy element stroju wszystkich postaci jest przemyślany i doskonale dobrany. Wyeliminowany został błąd często powtarzany w obrazach historycznych - stroje te nie wyglądają na wyciągnięte z kufra na strychu, gdzie przez wieki poddawane były działaniu moli i kurzu - jaśnieją żywymi kolorami i przepychem. Ta perfekcja jest widoczna szczególnie podczas dwóch stworzonych z największym rozmachem scen - koronacji Rodriga na papieża oraz ślubu Lukrecji (dziewczyna miała w chwili zaślubin 13 lat, w serialu raczej na to nie wygląda). Z ogólnego obrazu nie wyłamuje się też muzyka - subtelna, najczęściej nawet niezauważalna, a jednak budująca napięcie, pomagająca pokazać emocje i świetnie komponująca się z całym obrazem renesansowego Rzymu. Jej twórcą jest Trevor Morris, który odpowiadał za muzykę w Dynastii Tudorów. Warto także wspomnieć o doskonałej czołówce, zarówno pod względem obrazu, jak i dźwięku - to pierwsze półtorej minuty świetnie wprowadza w klimat serialu.

[image-browser playlist="609716" suggest=""]

Jedną z największych zalet serialu jest oczywiście aktorstwo. Nie stoi ono na równym poziomie, ma swoje wzloty i upadki, jednak nawet najbardziej nieudane i kiepsko zagrane sceny poboczne wynagradza każda minuta, w której na ekranie pojawia się Rodrigo Borgia. Przyznaję, że głównie ze względu na uczestnictwo Jeremy'ego Ironsa w tym projekcie zdecydowałam się na sięgnięcie po Rodzinę Borgiów. Obsadzając go w głównej roli, twórcy podjęli najlepszą z możliwych decyzji - nie wyobrażam sobie żadnego innego aktora, który potrafiłby lepiej wykonać to zadanie. Można powiedzieć, że Irons trzyma na swoich barkach ciężar powodzenia całego serialu, lecz nie sprawia mu to żadnej trudności, przychodzi zupełnie naturalnie. Jego gra jest po prostu perfekcyjna i wróżę, że za rolę Borgii otrzyma wiele nagród. Jego twarz potrafi pokazać nieskończenie wiele uczuć i emocji, spojrzenie pełne pogardy i pychy zamienia się w ciągu ułamka sekundy w ciepłe i dobrotliwe. Jego twarz potrafi być okrutna, budzić odrazę, wręcz fizycznie można odczuć zło, niechęć do ludzi, nienawiść, którą obdarza wszelką przeszkodę na swojej drodze.

Naprawdę widzimy człowieka, który nie zawaha się przed niczym, chwilami wydaje się, że dostrzegamy jego myśli - niekończące się chłodne kalkulacje, dzięki którym każdy, nawet najmniejszy krok przybliża go do coraz większej potęgi i bezkarności. Często nawet początkowo zupełnie niejasne i niezrozumiałe czyny okazują się być częścią skomplikowanej gry, w której to właśnie Rodrigo rozstawia wszystkie pionki i zawsze jest kilka ruchów do przodu. Doskonale przewiduje ruchy przeciwników, w parę sekund potrafi bezbłędnie rozgryźć czyjś charakter, nie waha się niszczyć i wchodzić w podejrzane układy, nawet jeśli oznacza to poświęcenie szczęścia bliskich mu osób. Tworzy potęgę swojej rodziny, stawia wszystkich jej członków na najwyższych stanowiskach i dba o to, żeby niczego im nie brakowało, jednocześnie w okrutny sposób pomijając ich prawdziwe uczucia, przedkładając własne pragnienia nad ich aspiracje. Najbardziej uderza mnie to, że Rodrigo trwa w niezachwianej pewności słuszności swoich czynów. Można powiedzieć, że jego serce zmiękczają tylko piękne kobiety, złoto i Lukrecja.

[image-browser playlist="609717" suggest=""]

Przy Ironsie każda inna postać wygląda blado, co nie oznacza jednak, że są to postaci złe. Trzeba przyznać, że początkowo słabo zarysowane charaktery z biegiem akcji coraz bardziej się wyostrzają, stają się bardziej skomplikowane i dużo ciekawsze. Na pierwszy plan powoli wysuwa się syn papieża - Cezar i jego siostra Lukrecja, obie postaci mają duży potencjał i mocno wierzę w to, że spełnią oczekiwania, jakie w nich pokładam. W serialu nie znajdziemy wyraźnego podziału na dobro i zło, każdy nosi w sobie te dwa pierwiastki, oczywiście w różnych proporcjach. Bardzo podoba mi się to, że prawie każda postać jest pogłębiona, pokazana w różnych sytuacjach, dających poznać ją z różnych perspektyw. Aktorzy dobrani są też bardzo dobrze pod względem wizualnym - na największą uwagę zasługują tu główne postaci kobiece. Uroda Holly Grainger (Lukrecja) oraz Lotte Verbeek (Giulia) zyskuje wiele nowych odcieni w renesansowej charakteryzacji. Żeńską część widowni z pewnością zainteresuje Francois Arnaud (znany szerszej widowni z filmu "Zabiłem swoją matkę", dzięki roli Cezara wspaniale rozwijający niewątpliwy talent) w roli syna papieża - kardynała Cezara Borgia, usiłującego przeciwstawiać się najbardziej okrutnym pomysłom ojca i coraz szybciej przyswajającego sobie prawidła gry o wpływy.

Świat rodu Borgia jest światem pełnym zła, gdzie ani na chwilę nie ustaje walka, spiski, gdzie ludzie są bezwzględni. Jak powiedział Cezar Borgia: "Urodziłem się ze skazą, piętnem. Piętnem Borgiów. Próbowałem się zmienić, ale nie udało mi się." I właśnie te słowa są bardzo dobrym podsumowaniem losu nie tylko członków rodu, ale także wszystkich osób, które spotykają na swej drodze. Wszyscy, którzy ośmielą się to zrobić, obojętnie, czy będzie to rzucenie Borgiom wyzwania, czy po prostu tragiczny zbieg okoliczności, zostaną zdeptani, zniszczeni i skazani na cierpienie. Bycie członkiem klanu narzuca pewne zasady - pierwszą jest bezwzględne posłuszeństwo ojcu i nawet najdrobniejsze potknięcie na tej drodze jest najsurowiej karane. Bohaterowie toczą fascynujące walki ze swoimi słabościami, ale piętno wygrywa. Nawet początkowo słodka i niewinna, ale bardzo nudna córka Rodriga - Lukrecja - pokazuje rogi i udowadnia, że bycie Borgią do czegoś zobowiązuje.

[image-browser playlist="609071" suggest=""]

Głównym wątkiem są oczywiście wydarzenia związane z członkami klanu, na uwagę zasługuje jednak także druga oś opowieści - podróż kardynała Della Rovere po księstwach Italii w poszukiwaniu sprzymierzeńców w wojnie przeciwko Borgiom. Chociaż czasem jest on nużący, daje doskonałą okazję do sportretowania władców znanych nam z historii. W pamięć szczególnie zapada głuchy i zupełnie zniedołężniały władca Neapolu, który w czasach swej potęgi zwykł kolekcjonować wypchane trupy swoich wrogów - tworzą one teraz przerażający obraz na podobieństwo "Ostatniej Wieczerzy" - zastygli na zawsze przy suto zastawionym stole. Ciekawie przedstawiono też króla Francji - pozbawiony wszelkiej wytworności i dobrych manier, nienawidzi pochlebstwa i ciągle wyśmiewa swój "szkaradny czerep" - naprawdę urocza postać. W interesujący sposób wprowadzono także wątek Niccolo Machiavellego, ciekawe, czy będzie kontynuowany.

Oczywiście pojawiło się już mnóstwo protestów znawców historii, którym bardzo nie podoba się to, że fabuła nie zawsze pokrywa się ze znanymi im faktami. Jest to problem każdego serialu historycznego, im dalej w przeszłość sięgają twórcy, tym więcej błędów dostrzegają odbiorcy. Taka zależność oczywiście nie dziwi - nie istnieją dokładne przekazy historyczne na temat wszystkich wydarzeń, a te często szczątkowe informacje, jakie posiadamy, rzadko można uznać za obiektywne. Bynajmniej nie uważam się za znawczynię historii, dlatego albo takich wpadek nie zauważam albo po prostu aż tak bardzo mnie nie ranią. Ci, którzy chcą dokładnych informacji historycznych, powinni sięgać po filmy dokumentalne. Rodzina Borgiów z założenia łączy w sobie elementy faktów z fikcją, dlatego takie nieścisłości nie mogą być chyba uznane za wielką wadę. Oczywiście z każdego seansu możemy wynieść pewną wiedzą na temat ówczesnej sytuacji politycznej i gospodarczej, układów i praw rządzonych Stolicą Papieską czy tradycji i zwyczajów w XV-wiecznym społeczeństwie. Układanie scenariusza na podstawie wydarzeń historycznych niesie za sobą coś jeszcze - twórcy zwykle nie są w stanie nas zaskoczyć nagłymi zwrotami akcji czy nowym sposobem poprowadzenia bohatera - wszelkie zawiłości fabuły możemy odkryć przy pomocy kilku kliknięć na stronie Wikipedii.

[image-browser playlist="609718" suggest=""]

Rodzina Borgiów oczywiście ma też swoje wady. Z pewnością głównym zarzutem może być tu wkradająca się do prawie każdego odcinka chwilowa nuda, szczególnie jeśli kogoś nie interesuje szczegółowa polityka ówczesnych księstw Italii. Często minusem są także dialogi - wyjątkowo nieudolnie prowadzone w wątkach romansowych - są sztuczne, bardzo wydumane, nie kleją się. Jestem świadoma faktu, że od XV wieku reguły prowadzenia konwersacji bardzo się zmieniły, ale naprawdę nie wierzę, że kiedykolwiek mogła być ona prowadzona w taki sposób, szczególnie w intymnych chwilach. Często słowa zyskują zupełnie zbędny w danej sytuacji patos i bardziej śmieszą czy irytują, niż upiększają fabułę.

Mimo tych potknięć uważam, że jest to pozycja, której warto poświęcić czas. Być może dla niektórych będzie to produkcja, którą docenia się dopiero z czasem, po przełamaniu pierwszych lodów. Ma z pewnością duży potencjał - z odcinka na odcinek rozwija się i to w bardzo dobrym kierunku. Wyniki oglądalności są dobre, a stacja Showtime zamówiła już drugi sezon serialu - to w końcu o czymś świadczy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj