W poprzednim odcinku: Przychodzi Trener do lekarza... [01x11]

POPRZEDNIO W "ŚWIATŁACH STADIONÓW"

…jedenaście odcinków temu…

…Państwo Seriali otrzymało dziką kartę umożliwiającą grę na Mistrzostwach EURO…

Do budowania kadry stanął zdolny Trener i jego wierny Asystent

…Panie Trenerze, prosimy. - Asystent Trenera odezwał się za jego plecami…

W studio ich poczynania śledził Prowadzący…

…Widzę, że posprzątałeś stół. Dzięki Rurku… Że co? Że już na wizji?…

…który zapraszał wielu gości

…ze mną w studiu wspominać go będzie Komentator……

…na Sadybie przebywa Ciocia Stasia, z którą też będziemy się łączyć…

…ze mną jest znany komentator, pan Włodzimierz…

…pan Kuba, znany krytyk muzyczny…

…z panem Janem, kiedyś bardzo znanym polskim piłkarzem…

Przez 11 odcinków Trener i Asystent spotkali przeróżne postacie

…to doktor Bones…

…stał Paweł Lubicz…

…pojawił się doktor House…

…Drużyna A, Nieustraszony i MacGyver przybyli nam na pomoc!…

Czasem było strasznie

…w Diablo sobie gramy! - po swojemu odpowiedział Dean…

Czasem niebezpiecznie

…jęknął, widząc, że dwie ławy kobiet uderzają na niego…

Ale zawsze absurdalnie

…zanim pan coś powie, niech pan spróbuje mięsnego jeża…

Niestety, na końcu poprzedniego odcinka dowiedzieliśmy się, że…

…nie mam kadry, nikogo nie znalazłem… proszę… za tydzień… kto da radę… pomóżcie…

Jak to się skończy? Czy ktoś pojawi się w drużynie?

O tym już za chwilę, w pierwszej części finału.

ŚWIATŁA STADIONÓW
FINAŁ, CZĘŚĆ I

"Rebooty..."

STADION IMIENIA HANKI MOSTOWIAK

6 CZERWCA 2012

NA GODZINĘ PRZED MECZEM PAŃSTWO SERIALI - RYWALE

Trener siedział w szatni. Gdzieś z daleka dobiegał do niego huk stadionu.

Tak, huk stadionu dobrze rozchodzi się w szatni, zwłaszcza takiej pustej. A zwłaszcza wtedy, jak czuć zbliżającą się wielkimi krokami klęskę.

Oczywiście Trener czuł ją od początku, kiedy tylko zaczął selekcję. No ale wtedy to raczej miała być klęska w grze, klęska w wyniku…

A tu nadchodziła klęska totalna. Klęska w ogóle nie posiadania drużyny.

Zeszłotygodniowy apel Trenera do tej pory nie dał żadnego efektu - nikt się nie zjawił. Nikt nie przybył pomóc.

Trenerowi zostało tylko cicho zapłakać…

STUDIO "TV BALL"

6 CZERWCA 2012

Prowadzący skłonił się wyjątkowo nisko. Tak nisko jeszcze się nigdy nie skłaniał. Ale i okazja była ku temu nie byle jaka - pierwszy mecz państwa Seriali na Mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Fakt faktem, że do właściwego rozpoczęcia mistrzostw było jeszcze trochę czasu, ale to był jedyny wolny termin, w jakim państwo Seriali mogło zagrać pierwszy mecz.

- Ten moment musiał kiedyś nadejść. Nie można tego było odciągać w nieskończoność… Witam bardzo serdecznie w finałowym wydaniu TvBall! Wydaniu, w którym w końcu się okaże, jaka drużynę będziemy mieli na te mistrzostwa. I jak ona gra - pompatycznie powiedział Prowadzący. Gdzieś z offu poleciały gromkie brawa. - Dziś w studiu, z racji finału, mamy gości jak najbardziej specjalnych. Panie i panowie, ten jeden, jedyny raz, wspólnie, tylko w TvBall, pan Komentator, pan Włodzimierz i Rurek! - oznajmił. Kamera zmieniła ujęcie na drugą stronę stołu, gdzie siedzieli wspomniani przez niego, doskonale znani Bohaterowie Drugoplanowi tej opowieści.

- Witam serdecznie, chociaż dziś deszcz pada i rozbieg toru Formuły 1 pod Kielcami za bardzo przypomina basen olimpijski w Pekinie, gdzie na mistrzostwach Azji Robert Kubica zdobył tytuł wicemistrza w pięcioboju ponowoczesnym - przywitał się pan Włodzimierz.

- Hehehe, to ja narysuję, jak deszcz pada - pierwszy Komentator zarechotał, poczym otworzył mazak.

- Ja ci dam znów stół uj… ubrudzony! - Rurek wkurzył się, ale w porę pohamował język.

- Panowie, spokojnie. Dziś mamy tak radosny dzień, nie kłóćmy się! - wesoło zakrzyknął Prowadzący. - Panowie, pierwsze pytanie, jak panowie to widzą? - zapytał Prowadzący.

- Przypomina mi się sytuacja z 74, kiedy podobne pytanie padło do jednego z Orłów Górskiego, Apoloniusza Tajnera, ówcześnie wybitnego pływaka i szachisty. Odpowiedział wtedy…

- …hehehehe, ja to widzę mazakiem po stole tak… - panu Włodzimierzowi wciął się w słowo pierwszy Komentator, znów otwierając mazak. Rurek cały pobladł, zaciskając pięści.

I nie wiadomo, jakby to by się skończyło, gdyby nie potrójny huk, potem błysk i silny podmuch, tak że całe dekoracje się wywrócił. Prowadzącego wywiało na krześle do sąsiedniego studia, gdzie akurat trwała debata okołowyborcza (reklamowana jako zawodowa walka MMA), panu Włodzimierzowi zmierzwiło trochę włosy, panu Komentatorowi tak podwiało mazak, że mu całą twarz pomazał, a Rurka rzuciła na jego tak ukochany stół.

- …i tak właśnie odpowiedział prezes Tajner, poczym dodał… - pan Włodzimierz niewzruszenie opowiadał swoją historię, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że nad stołem lewitował… srebrny DeLorean, z którego wychylał się jakiś facet z białymi włosami.

- Zostawcie mnie… au… auu… nie współ… auuu… pracowałem… nie… au… - w tym momencie do studia ponownie wbiegł Prowadzący. Cudem udało mu się wyrwać z łap rozjuszonych polityków i teraz przecierał oczy ze zdumienia na widok tego dziwnego zjawiska.

- Niemożliwe… Doktor Brown? - zapytał, podchodząc bliżej.

- Great Scott, Prowadzący, ale ty młody wyglądasz! - po swojemu zaskrzeczał doktor. - Wskakuj, nie mamy czasu do stracenia!

- Ale doktorze… O co chodzi? - Prowadzący rozłożył ręce bezradnie.

- O waszą przyszłość, Great Scott! Wskakuj! - doktor ponaglił Prowadzącego, poczym spojrzał na jeden, drugi, trzeci zegarek na ręce… i się przeraził. - Nie mamy czasu, szybko!

- To mi przypomina sytuację, jak w 2 roku naszej ery, znany kulomiot rzymski brał udział w mistrzostwach Ameryki Północnej, które siłą rzeczy musiały odbywać się w starożytnej Grecji, ewentualnie na przedmieściach Warszawy… - pan Włodzimierz zaczął komentować sytuację.

- Hehehe, chyba sam siebie zanalizowałem… - to powiedział pan Komentator, wskazując na to, co miał na twarzy.

- Stół urąbany smarkami moimi czy nie wiem czym… - chlipał Rurek, widząc plamę na blacie.

Prowadzący miał tylko przez chwilę wątpliwości. To był finał - a co to współcześnie za finał serialu bez podróży w przyszłość!

Wskoczył do DeLoreana, zostawiając program na pastwę Włodzimierza, pierwszego Komentatora i Rurka.

- A gdzie Einstein? - zapytał Prowadzący, kiedy był już na swoim miejscu.

- Einsteina musiałem zostawić u kolegi Pawłowa, potrzebował go do jakiegoś eksperymentu - doktor zaczął nastawiać wehikuł. Wprowadził datę 6 czerwca 2062.

- Lecimy do przyszłości? - zdziwił się Prowadzący.

- Ty lecisz. Ja tam wracam! - krzyknął doktor i wcisnął gaz. DeLorean ruszył… poczym zniknął gdzieś w czasoprzestrzeni.

STADION IMIENIA HANNAH III MONTOWIAK

6 CZERWCA 2062

Prowadzący z trudem wysiadł z DeLoreana. Podróż w czasie… nie należała do najmilszych rzeczy. A może to była wina frytek, które zjadł przed programem w telewizyjnej kantynie? Za to doktor, na swój sposób, tryskał energią.

Prowadzący rozejrzał się po przyszłości i dostrzegł zmienioną bryłę Stadionu Narodowego. Dziwnie przypominała mu… wielkiego buta.

- Ale tu się zmieniło - mruknął.

- To po tym, jak państwo seriali wygrało EURO tak zostało przebudow… - zaczął doktor, ale urwał, gdyż zdał sobie sprawę z tego, że… - Great Scott, powiedziałem ci o przyszłości, zaburzyłem continuum czasoprzestrzenne!

- Chce pan powiedzieć, że wygraliśmy EURO?! - Prowadzący był w szoku - Że mieliśmy drużynę… i wygraliśmy?!

- Great Scott, za dużo powiedziałem, za dużo… Ale musimy wypełnić misję, idź na stadion! - ponaglał Prowadzącego - Bo inaczej wszechświat ulegnie katastrofie!

- Czy doktor może mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? I jaka to misja?!

- Na Stadionie właśnie zaczynają kręcić "Światła stadionów" !

- Ale doktorze, to się kręci dopiero u nas, w 2012 - zauważył Prowadzący.

- Tak, ale tu jest przyszłość, znaczy teraźniejszość, ale przyszłość - doktor coraz bardziej się nakręcał. - I tutaj robią reboot restartu spin-offa czwartej serii interquela spin-offa do midquelu siódmej serii crossa parallela remake'a "Świateł stadionów"!

- Że jak?!

- Kręcą tutaj reboot restartu…

- Dobra, dobra… - Prowadzący zgubił się w tej wyliczance na poziomie drugiej pozycji. - Ale co to ma do wszechświata…?

- Nie rozumiesz! - doktor był nakręcony ponad normę - Tego jest za dużo, wszelakich odgrzewanych kotletów jest za dużo, wszechświat nie wytrzyma tej produkcji i zapadnie się sam w sobie!

- A myślałem, że w to naszych czasach doszliśmy do absurdu jeśli chodzi o kontynuacje. Co mam zrobić? - zapytał Prowadzący.

- Wejść tam i zniszczyć scenariusz.

- I to coś zmieni? - zdziwił się Prowadzący.

- Tak, ta produkcja ma tylko jedną kopię scenariusza, jak on zaginie, to nie będą kręcić! - spojrzał na zegarki. - Great Scott, nie ma czasu! Ja będę cię pilnował z powietrza. Już raz chciałem tam się włamać, jak próbowali kręcić trzydziestą wersję "Powrotu do przyszłości", ale mnie złapali i mam zakaz stadionowy - wyjaśnił doktor.

Prowadzący głośno sapnął.

- Jak trzeba, to trzeba. Idę, wszechświat wzywa… - ruszył na stadion. Jednocześnie tak do siebie mruczał: - Ale jaja, wygraliśmy EURO, muszę szybko to załatwić i wracać do przeszłości, odpowiednio obstawić, coś zawsze wygram…

TYMCZASEM 6 CZERWCA 2012

Nie pomogły chusteczki higieniczne, nie pomogła obietnica nowej kolejki pod choinkę, nie pomogła nawet Adamiakowa wygłupiająca się z piłka i kilka żartów Karola. Trener ryczał w najlepsze.

Przy nim, wiernie i niestrudzenie, trwał Asystent. To on obcierał nos Selekcjonerowi. To on klepał go po plecach. To on starał się podtrzymywać go na duchu.

Niestety, bez efektu. Trener ryczał w najlepsze, drużyny jak nie było, tak nie było, a mecz miał się rozpocząć za pół godziny.

- Panie Trenerze, dzwonił pan główny Scenarzysta. Powiedział, że w ostateczności może on ze swoimi kolegami w gałę haratnąć - powiedział Asystent, łapiąc się ostatniej deski ratunku. Niestety, bardzo dziurawej.

Trener ryknął jeszcze większym płaczem.

- Jak… oni… - łkał, gwałtownie łapiąc powietrze - grać… haratać… będą… to ja się wolę nie urodzić!… Marszałek… jeszcze… samobóje zacznie strzelać… - i kolejny potok krokodylich łez.

Asystent stracił kompletnie wiarę w to, że Trener będzie szczęśliwy. Bardziej uwierzył, że Selekcjoner tak rozklei się po tym meczu, że zacznie brać vicodin, stanie się chamem, gburem…

I pewnie wierzyłby tak dalej gdyby nie to, że drzwi do szatni otworzyły się z hukiem. W jasności wpadającej z korytarza widać było tylko sylwetki wielu osób stłoczonych w tym wejściu.

- Kim jesteście? - zapytał z niepokojem Asystent. Za dużo razy słyszał od agenta Muldera, że tak świecące drzwi to nic dobrego.

- Waszym ratunkiem - postacie wyszły z kręgu światła… i Asystent zaraz zmienił w myślach agenta Muldera na braci Winchester. Bo, ten który stał na czele…

- Ry… ry… siek?! - ryknął Asystent. - Ty nie żyjesz!

- Magia seriali - Rysiek Lubicz uśmiechnął się przyjaźnie.

Asystentowi to się nie podobało. Zjawy tak znikąd pojawiać się nie mogły, a jak się pojawiały, to znaczyło, że coś jest nie tak… O ile za nimi, uśmiechnięci, nie stali bracia Winchesterowie. Widząc ich Asystent jakby poczuł się pewniej.

- Co kombinujecie? - zapytał, wyławiając kolejne, dobrze mu znane twarze z tłumu.

- Przyszliśmy pomóc - powiedział Rysiu.

- Wiemy, że tak sobie olaliśmy tę selekcję. Ale sumienie nas ruszyło i postanowiliśmy pomóc - to dodał agent Booth, bawiąc się jakąś kością.

- Czyli… że… - Asystent nie mógł w to uwierzyć.

- Wygląda na to… - Horatio, stojący za Winchesterami, popisowo i pewnie po raz ostatni ubrał swoje przyciemniane okulary - …że będzie mecz.

Skądś ryknęła mocna, rockowa muzyka. I w tym momencie Trener przestał płakać. Majestatycznie podniósł się z ławki, spojrzał na swoją drużynę, poczym powiedział cicho:

- Dziękuję - i zaraz też dodał - A teraz się przebierać i do gry, już, już, już!

Postacie chętnie rzuciły się do przebierania.

A Trener czuł, że wraca gry. Tak, zdecydowanie wraca do gry…

6 CZERWCA 2062

Po drodze przez tyły stadionu nikt Prowadzącego nie zatrzymywał, nie widział też ani jednego żywego ducha. Kompletnie niczego. W duchu zastanawiał się, że to pewnie kolejny żart, jaki chce mu wyciąć cała ekipa "TV Ball", albo przynajmniej Szymon Majewski.

Zmienił zdanie, kiedy znalazł się na boisku. A raczej na jednym wielkim planie filmowym. Tylko takim zupełnie innym, niż pamiętał z 2012.

Pełno było tu lewitujących kamer, robotów-kaskaderów, samobieżnych mikrofonów. Nad nimi górowały wielkie roboty, wystające hen ponad koronę stadionu. Stały nieruchomo i pustymi, mechanicznymi oczami patrzyły się gdzieś w dal.

Prowadzący szedł przez boisko, z rozdziawionymi ustami. Czegoś takiego to jeszcze nie widział.

- Ale gdzie tu, do jasnej ciasnej, scenariusz może być? - Prowadzący czuł się zagubiony i osamotniony w tym otoczeniu, a szczególnie brakowało mu jego ukochanego stołu. I Rurka. On by tu porządek zrobił…

- Pomóc? - nagle Prowadzący usłyszał za sobą cienki głosik. Odwrócił się… i nikogo nie zobaczył.

- Jest tu kto? - zapytał niepewnie.

- Niżej, panie Prowadzący - głosik znów pisnął. Prowadzący spojrzał pod nogi… i ujrzał starego buta, takiego piłkarskiego, akurat na lewą nogę. Tylko coś dziwnego było w tym bucie - jego sznurówki unosiły lekko w powietrzu, tam gdzie wchodziła noga miał założoną czapkę pamiętającą trzeci spin-off "Pana Tadeusza" (!), a zaś…

- No się tak pan patrzysz, buta sportowego pan nie widziałeś? - a zaś dziura na nosie buta służyła mu do mówienia. Na ten widok Prowadzący aż przetarł oczy.

- Eeeee… - jęknął.

- Panie Prowadzący, bądź pan poważny - but znów powiedział przyjaźnie. - Co pana tutaj sprowadza?

- Eeee… - zająknął się Prowadzący. Niestety, herosem kina SF nie był, nie wiedział, jak tu gadać z tak osobliwymi istotami.

Za to but jakby zrozumiał. Zrobił przeciągłe "Aaaaa", poczym zaczął szybko mówić szeptem:

- Pan pewnie z doktorem z przeszłości przybył, by ratować nasz świat! To wspaniale, to pięknie! Ja wiem gdzie jest scenariusz, niech pan idzie za mną! - pisnął szczęśliwie, poczym zaczął człapać przed siebie. Bardzo, ale to bardzo szybko.

Prowadzący nie miał innego wyjścia jak podążyć za nim.

Kluczyli długo po owym dziwnym planie filmowym. Mijali wiele różnych obiektów, które Prowadzącemu coś przypominały… Ot, choćby ten robot nabity na pal, nie ma on rysów któregoś z bohaterów "Ognie i Mieczem"? Albo tam, ten rower z tym mrugającym, czerwonym skanerem, no wykapany rowerowy KITT.

Ale dopiero stanął jak wryty na widok olbrzymiego kolosa, który mu coś przypominał. Ale bał się nawet myśleć… że to ktoś mógł kontynuować.

- To… to przypadkiem nie jest… Titanic? - zapytał buta.

- Tak, a ściślej to statek bojowy Titanic XVII - wyjaśnił but, nie przerywając swojego chodu.

- Titanic XVII? - zdziwił się Prowadzący.

- A raczej jego replika, bo oryginał to spłonął podczas kręcenie filmu telewizyjnego do serii "Titanic: Następne pokolenie", który był zresztą kontynuacją spin-offa serii "Titanic Turbo".

Prowadzący nie miał więcej pytań. Ten świat… go przerażał.

6 CZERWCA 2012

Doktor Who zamykał swoje rzeczy osobiste w Tardisie, bracia Winchester wiązali buty (dla pewności wsypując do nich sól), a Rysiu mył w kącie rączki.

- Panie Trenerze, jak mam Ryszarda zapisać, żeby UEFA się nie czepiała? Bo wie pan, on oficjalnie nie żyje - Asystent zwrócił się do Selekcjonera, który pracował na szybkiego nad strategią.

- Daj mu klasyfikację "Walking Dead" lub "Prison Break", tam to ujdzie - mruknął Trener. - Mam! - krzyknął, kreśląc ostatni zygzak w planie. - Drużyna, ustawiać się! Musze wam plan przedstawić!

Wszyscy, o dziwo bez gadania, ustawili się karnym rządku. Trener zaczął tłumaczyć, jak mają grać…

6 CZERWCA 2062

W końcu dotarli do niewielkiej, białej kanciapy, stojącej w cieniu wypisz wymaluj Pałacu Kultury w Warszawie, ale dwa razy większego i uzbrojonego w tysiące laserów. Mała tabliczka obok sugerowała, że był to budynek specjalnie wystawiony na potrzeby versusa "KacWawa vs KacVegas". Prowadzący tylko przełknął ślinę…

- Tu, w tej kanciapie jest ten scenariusz! - but wskazał sznurówką na biała budkę.

- Jesteś pewien? - zapytał Prowadzący.

- Tak, tak. Idź po niego szybko, zanim ktoś przyjdzie! - but był autentycznie zdenerwowany.

Prowadzący spojrzał przez okno. Nikogo w kanciapie nie było. Ale za to na stole leżała jakaś gruba książeczka.

Prowadzący nacisnął klamkę, licząc, że jednak drzwi będą zamknięte. O dziwo - były otwarte.

- Stój na warcie - Prowadzący wydał polecenie butowi i wsunął się do kanciapy. Na paluszkach podszedł do stołu i sięgnął po wydruk. Spojrzał na stronę tytułową… i nie miał już wątpliwości, że tego właśnie szukał. "Światła Stadionów: The Most Ultimate Amazing Ever Super Hero" przeczytał tytuł oraz podtytuł: "8D with extra large dolby surround" Szybko przekartkował kilka stron… Wątek miłosny nastolatków… Cała kupa wampirów… Znów nastolatki… Wielka bitwa krwiożerczych i jarskich robotów-ogrodników… Wybuch w co trzecim zdaniu… No i przede wszystkim: brak klimatu oryginału.

- Z przyjemnością to zniszczę - warknął Prowadzący, czytając jak bardzo jego przyszła postać odbiegała od tego, kim był.

Szybko wyślizgnął się z kanciapy.

- But, mam - syknął, rozglądając się - But? - zapytał. Niestety, jego towarzysza nie było - But? - powtórzył niepewnie. Coś mu się nie podobało…

- Wiem że masz. I nie musisz tak krzyczeć - Prowadzący usłyszał za sobą. Był to głos buta… ale jakiś inny. Gospodarz okręcił się. Przed nim stał but, ale już nie wyglądał tak staro jak wcześniej. I nie miał ubranej czapeczki z "Pana Tadeusza", tylko szkarłatną pelerynę.

- But, co się dzieje? - zapytał.

- Nie but, ale Wielki But… - zaczął cicho but. - Dawny pachołek starego świata… Obecny władca tego wszystkiego… - nakręcał się. - A przyszły… - dramatyczna pauza - niszczyciel!- zawył. Jego sznurówki wystrzeliły, prosto w Prowadzącego, który stał bez ruchu. Jedna wytrąciła mu z ręki scenariusz, a druga związała.

- Jaki, co cholery, władca i niszczyciel?! - Prowadzący skrzywił się.

- Hm, czyli doktor ci nie opowiedział. On i jego zasady, by znać jak najmniej przyszłości - but powiedział bardzo cicho. - Ale w sumie… możesz co nieco poznać.

- But… co jest?! - Prowadzący skrzywił się.

- Wielki But - poprawił go but. - Pozwól, że ci coś opowiem. 50 lat temu, na mistrzostwach EURO, ekipa twojego państwa… twojego zakichanego państwa Seriali… okazała się najlepsza…

…bracia Winchesterowie, podtrzymywani przez Ryśka Lubicza oraz Foremana, unosili w górę puchar UEFA…

Wszyscy myśleli, że to wynik super zespołu… Super trenera… Super gry…

…Trener, wraz z Asystentem, odbierają najwyższe odznaczenia państwowe od głównego Scenarzysty…

Ale prawda… była inna - but, niczym wąż, zbliżał się do Prowadzącego. Ten chciał się cofnąć, ale nie dał rady. Zbyt mocno był związany.

- To jaka to była prawda? - zapytał.

But, o dziwo, zatrzymał się.

- Te mistrzostwa wygrałem ja. Tylko ja…

…piłka wpadła do bramki. Tłum ludzi zawył z radości. Zaś but na stopie jednego z zawodników… tylko nieznacznie się uśmiechnął…

Byłem wtedy na nodze jednego z zawodników. To dzięki mnie grał jak uskrzydlony, zdobywając wszystkie gole. Był bohaterem tych mistrzostw…

…tłum ludzi podrzucał w górę, bardzo wysoko…

…ale do czasu. W końcu ujawniłem się jako prawdziwy bohater tych mistrzostw…

…Kuba klepnął but siedzący na kanapie. Ten mu oddał strzałem z czuba, wywalając prowadzącego na podłogę. Publiczność wyła z uciechy…

…Ludzie na początku nie wierzyli w to, próbowali zdeprecjonować mnie. Ale pomału to się zmieniało. Zacząłem być doceniany…

…główny Scenarzysta uroczyście odsłonił popiersie buta…

…potem wielbiony…

…but był noszony na rękach…

…aż w końcu ludzie tak mnie pokochali, że mogłem dojść do tego, do czego chciałem. Do władzy!…

…tłum bohaterów seriali oddaje pokłon butowi, który stoi na wielkim postumencie…

- Chcesz powiedzieć, że teraz ty rządzisz w tym państwie? - zapytał Prowadzący.

- Więcej… to państwo to ja. W nim już nie ma nikogo oprócz mnie - tu się tak dziwnie uśmiechnął.

- Jak to, a bohaterowie seriali? Przecież seriale były i są, nie mogłeś…

- Ich wszystkich już nie ma. Od dawna - przerwał mu but.

- Ale… ale jak?!

- W tym kraju jest miejsce tylko dla mnie, dla buta. A co zaś zabija klasycznych bohaterów seriali? Rebooty! - szaleńczo krzyknął but. - Słyszysz, wykosiłem ich wszystkich… rebootami, restartami. A za chwilę zniszczę ten świat… ten cały świat! Tym scenariuszem, który chciałeś zniszczyć, ja zniszczę ten świat. I zbuduję go… na nowo! - ryknął.

Prowadzący nie mógł w to uwierzyć.

- Nie! - w końcu krzyknął. - Słyszysz, nie dam ci tego zrobić. Nie dam zniszczyć tego, nie dam ci zniszczyć seriali. Bo seriale to nie tylko moja, ale i pasja innych. To sposób na życie, to sposób na poznanie tego świata. I żaden stary but nie spowoduje tego, że…

Prowadzący nagle zamilkł. Końcówka drugiej sznurówki wbiła mu się centralnie w serce. Drżąc spojrzał na to.

- Nie… - pokręcił głową - Tak… to się… nie może… skoń…

Nie dopowiedział dalej. Głowa opadła mu nieruchomo.

But rozluźnił więzy. Ciało Prowadzącego spadło na trawę.

But sięgnął drugą sznurówką po skrypt i przysunął go do siebie. Otworzył na pierwszej stronie.

- Pora zacząć koniec… - rzekł, zaczynając realizować pierwsze strony scenariusza. Niebo nagle pociemniało, ziemia zadrżała.

But czuł się niemal tak samo podekscytowany, jak wtedy, gdy 50 lat temu …będąc na nodze jednego z bohaterów serialu, stał w korytarzu prowadzącym na płytę boiska. Już wiedział, że nie ma odwrotu. Że teraz wszystko jest w jego podeszwie. Koniec tego przeklętego świata. I początek nowego. Państwa Butów!

Zawodnicy wybiegli na boisko.

CIĄG DALSZY NASTĄPI

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj